Bezprawna decyzja Sądu Najwyższego, który ogłosił, że zawiesza stosowanie części ustawy podpisanej przez prezydenta, pokazuje wyraziście, w czyich rękach był wymiar sprawiedliwości po 1989 r. Statystyczny sędzia SN karierę zaczynał w stanie wojennym i do dziś nie ma oporu przed powrotem do tamtych metod. Historia powraca jednak tylko jako farsa i jeśli KRS oraz prezydent sprawnie zmienią skład SN, reforma nie jest w najmniejszym stopniu zagrożona. – Należy „to coś” zignorować i robić swoje – mówi „Gazecie Polskiej” jej współtwórca, wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak.
Jak ogłosił znienacka Krzysztof Michałowski z zespołu prasowego Sądu Najwyższego, SN przedstawił „pięć pytań prejudycjalnych do Trybunału Sprawiedliwości UE oraz zawiesił stosowanie przepisów ustawy o SN, określających zasady przechodzenia sędziów tego sądu w stan spoczynku”. Pytania te mają dotyczyć „zasady niezależności i niezawisłości sądów jako zasad prawa unijnego oraz unijnego zakazu dyskryminacji ze względu na wiek”.
W Polsce jedynym sądem, który orzeka co do zgodności ustaw z konstytucją, jest Trybunał Konstytucyjny. On też nie może zawiesić stosowania ustawy, ale może nakazać dostosowanie jej do przepisów konstytucji.
Pozostałe sądy, w tym SN, wydają wyroki w sprawach jednostkowych. – W odpowiedzi na skargę SN może wstrzymać wykonanie wyroku, egzekucję grzywny przez komornika czy rozbiórkę budynku. Ale nie może zawiesić wykonywania ustawy, bo w przeciwieństwie do Trybunału Konstytucyjnego nie wydaje orzeczeń erga omnes, czyli prawa skutecznego wobec wszystkich. Dlatego jako prawnik stwierdzam, że to orzeczenie Sądu Najwyższego nie obowiązuje – mówi mec. Jacek Bąbka, prezes Fundacji Badań nad Prawem.
Jego zdaniem należy postawić pytanie, czy nie doszło tu do popełnienia przestępstwa przez sędziów, polegającego na przekroczeniu uprawnień przez funkcjonariusza publicznego – chodzi o naruszenie art. 231 Kodeksu karnego.
Stwierdza on, że „funkcjonariusz publiczny, który przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech”. Jeżeli zaś sprawca dopuszcza się tego czynu w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, podlega karze pozbawienia wolności od roku aż do 10 lat.
Zdaniem mec. Bąbki można też zwrócić się w tej sprawie do Trybunału Konstytucyjnego. – Trybunał na wniosek podmiotu uprawnionego, np. prokuratora generalnego, może wydać w tej kwestii wyrok interpretacyjny. TK może stwierdzić nie tylko to, czy wspomniany art. 755 k.p.c. jest zgodny z konstytucją, lecz także to, czy jego interpretacja przez Sąd Najwyższy jest zgodna z konstytucją – stwierdza prawnik.
Na co w takim razie liczy postkomunistyczny beton z Sądu Najwyższego? Tak jak Wojciech Jaruzelski prosił Moskwę o interwencję w Polsce, tak sędziowie liczą na „zagranicę”, czyli unijny sąd. Dało się też zauważyć, że próbowano w tej sprawie wywierać presję na prezydenta Andrzeja Dudę. Jednak reakcja prezydenckich urzędników była w tej sytuacji jednoznaczna. „Sąd Najwyższy postawił się poza prawem” – oświadczył prezydencki minister Andrzej Dera. W tym przypadku bowiem decyzja sądu wymierzona była tak naprawdę głównie w prezydenckie uprawnienia.
Co może w tej sytuacji zrobić prezydent i nowo obsadzona Krajowa Rada Sądownictwa, by skutecznie dokończyć reformę? – Należy „to coś” zignorować i robić swoje – mówi jednym głosem z urzędnikami prezydenta wiceminister Piebiak. Robić swoje, czyli jak najszybciej wprowadzić do Sądu Najwyższego nowych sędziów.
A chętnych do nowego SN jest zatrzęsienie. – Jeszcze niedawno straszono nas bojkotem. Tymczasem na 44 wakujące miejsca w Sądzie Najwyższym zgłosiło się już ponad 200 kandydatów. Oczywiście są wśród nich pojedynczy kandydaci egzotyczni, ale tych znakomitych – sędziów, prokuratorów czy profesorów prawa z dużym dorobkiem – jest z pewnością o wiele więcej niż 44 – mówi minister Piebiak.
Jak mówi, ten wybór zostanie przeprowadzony w sposób naprawdę demokratyczny. – Tymczasem w przeszłości mieliśmy sytuacje, w których na zwalniające się miejsce był jeden czy dwóch kandydatów, bo ich preselekcji dokonywało grono „mędrców” z Sądu Najwyższego, a KRS służyła do „przyklepywania” ich decyzji – przypomina Piebiak.
Gdy skład SN zostanie uzupełniony i będzie obsadzone co najmniej 80 stanowisk sędziowskich, otworzy się możliwość wyboru kandydata na I prezesa SN przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN. Spośród pięciu kandydatów na ten urząd, którzy uzyskają najwięcej głosów, prezesa wybierze prezydent. W podobnym trybie zostaną powołani prezesi poszczególnych izb SN.
Czy do tego czasu należy się obawiać obstrukcji ze strony dotychczasowych sędziów, przykładowo orzekania przez sędziów, których przeniósł w stan spoczynku prezydent? Zdaniem ministra Piebiaka pole dla takich działań jest ograniczone. – Jest oczywiste, że sędzia, który otrzymał od prezydenta decyzję o przeniesieniu w stan spoczynku, a udawałby sędziego czynnego i orzekałby dalej, dopuszczałby się deliktu dyscyplinarnego – to działanie stałoby się przedmiotem zainteresowania rzecznika dyscyplinarnego i z pewnością musiałoby się to skończyć ukaraniem go – ostrzega wiceminister sprawiedliwości.
Jego zdaniem dowodem na to, że sędziowie też to rozumieją, jest zachowanie Małgorzaty Gersdorf. – Pani sędzia Gersdorf udaje, że jest nadal prezesem, ale ogranicza się to do udzielania wypowiedzi przy okazji wyjazdu do Niemiec czy wywiadów. Ona sama nie orzeka, bo otrzymała decyzję prezydenta przenoszącą ją w stan spoczynku – zwraca uwagę.