To były tłumy. Członkowie klubów „Gazety Polskiej” przyjechali do Warszawy, aby oddać hołd śp. Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu. Niestety, wielu z nich nie dotarło na pl. Piłsudskiego. Nie kryją rozczarowania. – Były osoby odchodzące z płaczem – mówi „Codziennej” Beata Dróżdż, przewodnicząca klubu z Piotrkowa Trybunalskiego. O te bulwersujące zdarzenia zapytaliśmy rzeczniczkę Służby Ochrony Państwa (SOP).
Oczywiście każdy chciał wziąć udział przede wszystkim w kluczowych wydarzeniach na pl. Piłsudskiego, gdzie stanął pomnik. Niektórzy pojawili się już kilka godzin wcześniej, bo spodziewano się tłumów Polaków chcących oddać hołd Prezydentowi.
Podczas wcześniejszych narad ustalono, że miała być większa liczba bramek, a plac podzielony na strefy, aby każdy chętny mógł być bardzo blisko pomnika i widzieć oraz słyszeć, co się dzieje
– tłumaczy Dróżdż.
Ale we wtorek okazało się, że są tylko dwie bramki: jedna dla VIP-ów, druga dla publiczności. Tą drugą mieli wchodzić m.in. członkowie klubów. Poza tym cały plac został objęty ochroną. Błyskawicznie powstał problem. Wprawdzie był sektor dla ludzi bez identyfikatorów, ale oddalony od najważniejszych wydarzeń. Ludzie nie mieli informacji o nim, a służby tam nie kierowały.
Bardzo wiele osób pozostało za barierkami. Po kilku godzinach oczekiwania rezygnowali i wsiadali do samochodu lub szli na dworzec, aby wrócić do domu. Nie kryli rozczarowania
– podkreśla Dróżdż.
Było nam ogromnie przykro, jak zostali potraktowani klubowicze, którzy zawsze byli gotowi do pomocy
– dodaje Kapuściński.
Grażyna Kijuc z Warki od lat jeździła na każdą miesięcznicę. Nie została wpuszczona na plac.
Czułam się jak osoba, która miała wręcz zakaz udziału w uroczystościach. Zresztą nie tylko ja. Spotkałam wielki marsz zdenerwowanych ludzi. Dominowało wśród nich rozgoryczenie
– powiedziała „GPC”.
Przez kilka godzin byłam w tłumie ludzi wciskanych w metalowe barierki. Nie chciano wpuścić ich na plac, choć nie było ku temu żadnych powodów
– mówi z kolei Hanna Mazur, radna PiS z Gdyni i przewodnicząca klubu „Gazety Polskiej” Sopot II.
Skąd takie problemy? Dlaczego były tylko dwie bramki? A podczas wieczornej części uroczystości nawet one pozostały zamknięte?!
Otrzymaliśmy takie dyspozycje od organizatorów uroczystości, a podczas kontroli pirotechnicznej funkcjonariusze musieli zachować wszelkie procedury, bez wyjątku
– tłumaczy „GPC” mł. chor. Anna Gdula-Bomba, rzecznik Służby Ochrony Państwa (SOP).
Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny „Gazety Polskiej”, jest przekonany, że trudności pojawiły się, bo osoby odpowiedzialne za zabezpieczenie zostały zaskoczone liczbą chętnych do udziału w uroczystościach.
Nie były na to właściwie przygotowane – stwierdził. – Nie mam żadnych pretensji do Ministerstwa Kultury, bo stanowczo interweniowali, aby udrożnić bramki
– podkreślał.
Hanna Mazur sugeruje, że wtorkowe wydarzenia mogły zniechęcać niektórych do udziału w uroczystościach. Udało się?
Nie, bo my tak nie jeździmy dla siebie. Jedziemy, bo pamiętamy, jakiego mieliśmy wspaniałego prezydenta, jaką wspaniałą mieliśmy prezydentową. To dla nich to robimy.