Czy kampania prezydencka przykryje problemy powodzian? Wypłata rządowych zapomóg to tylko kropla w morzu potrzeb osób, które wskutek niszczycielskiej działalności wielkiej wody potraciły dobytek całego życia. Z rozmów, jakie portal niezalezna.pl przeprowadził z powodzianami, wcale nie zanosi się na to, by kłopoty mieszkańców południowo-zachodniej Polski szybko znalazły swój koniec.
Od wielkiej powodzi na południowo-zachodnich krańcach Polski minęło kilka tygodni. Szkody poczynione przez wielką wodę liczone są w setkach milionów złotych. Niektóre miasteczka – jak Stronie Śląskie czy Lądek Zdrój – w dużej mierze zostały zmiecione z powierzchni ziemi. Pomimo ostrzeżeń ekspertów, jeszcze w piątek 13 września, na dzień przed kataklizmem, premier Donald Tusk zapewniał, że „prognozy nie są alarmujące”, Wody Polskie nadal nie spuszczały wody z kilku zbiorników, a włodarze Jeleniej Góry z PO uznali sytuację za na tyle błahą, że w kowbojskich strojach pląsali podczas jubileuszowego balu miejskiej spółki wodno-kanalizacyjnej pod hasłem „Dziki Zachód”. Alarm powodziowy był im niestraszny do tego stopnia, że tuż przed nadejściem do Jeleniej Góry wielkiej wody pozwolenie, by udać się na urlop uzyskał szef miejskiego Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego. Gdy nadszedł kataklizm, rząd Donalda Tuska w momencie największej gorączki organizował posiedzenia sztabu kryzysowego w świetle fleszy oraz deklarował hojną pomoc poszkodowanym. Sprawdziliśmy, jak te szumne obietnice mają się do rzeczywistości i co tak naprawdę oznacza wypłata rządowych zapomóg poszkodowanym.
Były konferencje prasowe, były światła reflektorów, były transmisje. Gdy politycy rządu wyjechali, powodzianie zostali sami. I nadal czekają na pomoc. To jest Polska Tuska 2024. To jest hańba! pic.twitter.com/HdWCRx74Hg
— Mateusz Morawiecki (@MorawieckiM) December 3, 2024
Wszyscy rozmówcy, z którymi skontaktował się portal niezalezna.pl, przyznają, że jednym z głównych problemów jest aura, która nikogo nie rozpieszcza.
Nie jestem budowlańcem, ale słyszałem ostatnio opinię, że jeśli powódź była we wrześniu, te mury nie są jeszcze osuszone. Jest duże prawdopodobieństwo, że jeżeli w tych mieszkaniach zostanie położona gładź, to w tych mieszkaniach wyjdą później „bąble” albo wilgoć lub grzyb. Mnóstwo osób ma z tym problem
– przekazuje nam Michał Piszko, burmistrz Kłodzka.
Wtóruje mu pani Agata z Białej Nyskiej.
Nie da się mieszkać w domach zniszczonych przez wodę. Ściany są ciągle mokre. Mój znajomy, który zawodowo siedzi w budowlance, niestety pospieszył się. Skuł tynki i sam ogarnął sobie remont zalanej nieruchomości. Wszystko na nic! Woda wyszła. Już wyszedł im grzyb na tych świeżo wyremontowanych powierzchniach
Michał Piszko dodaje, że w Kłodzku nadal słyszy o piwnicach, do których w dalszym ciągu napływa woda.
„W Kłodzku jest to szczególnie problem ul. Malczewskiego, gdzie jeszcze za czasów niemieckich był polder zalewowy. Tam, chociaż woda jest ciągle wypompowywana, to wilgoć cały czas ciągnie. Ci, którzy mieli mieszkania zlokalizowane na wyższym parterze, ciągle czują skutki tej wilgoci idącej z piwnic”
– tłumaczy burmistrz.
Co gorsza, by sprzątanie po powodzi miało szansę się powieść, konieczna jest ścisła współpraca mieszkańców, służb porządkowych i zarządców nieruchomości. Trudności pojawiły się jednak, gdy okazało się, że właściciele części zalanych mieszkań w budynkach wielorodzinnych na co dzień mieszkają daleko poza Kłodzkiem.
Michał Piszko wyjaśnił, że nawet jeśli ich nieruchomości nie ucierpiały bezpośrednio wskutek wielkiej wody, która przeszła przez Kłodzko, gdyż zlokalizowane były na wyższych kondygnacjach, zalane piwnice przynależne do lokali mieszkalnych stanowią poważny problem dla całej wspólnoty.
Tym akurat zajmowali się zarządcy nieruchomości i władze poszczególnych wspólnot mieszkaniowych. Miały miejsce komisyjne otwarcia piwnic należących do właścicieli mieszkań, którzy nie chcieli przyjechać do Kłodzka i samodzielnie opróżnić swoich piwnic ze znajdującego się tam zalanego mienia. Tymczasem bez tego prawidłowe osuszenie ścian i budynku jest w ogóle niemożliwe! Niektórzy zatrudniali wręcz notariuszy, by ci spisali, co znajdowało się w problematycznych piwnicach, żeby w ogóle można było je opróżnić, oczyścić i osuszyć. Takie problemy ciągle się zdarzają
Więcej optymizmu w kwestii współpracy sąsiedzkiej wykazuje Maciej Sokołowski, dyrektor Festiwalu Górskiego z Lądka Zdroju.
Na obszarze dotkniętym powodzią szczególnie dobrze funkcjonuje ‘humanitarna pomoc społeczna’. Do potrzebujących trafiają lodówki, pralki, jakieś materiały budowlane, więc powiedzmy, że tego już nie muszą kupować
– mówi mężczyzna, który od początku kataklizmu zaangażowany jest w pomoc.
Nikt nie ma jednak złudzeń, że pieniądze wypłacane przez rząd nie załatwią problemu.
Powoli dociera do nas obiecana przez rząd pomoc, ale to nie wygląda tak, jak obiecali. Urzędnicy bardzo skrupulatnie przyglądają się szkodom i oceniają skutki powodzi. Żeby dostać 200 tys. złotych, trzeba byłoby mieć dom całkowicie porwany przez wodę, a ludzie, którzy faktycznie nie mogą mieszkać w swoich mieszkaniach, i tak nie dostaną należytej pomocy. Mogą liczyć na maksymalnie 80 tys. złotych zapomogi
W samym Kłodzku odmów dotyczących zapomogi remontowej było aż 215. Dlaczego aż tyle wniosków zostało odrzuconych przez urzędników?
Były to wnioski na jakieś garaże, komórki, na lokale, które są usługowe. Te podmioty nie spełniały kryteriów pomocy. Były wnioski mieszkańców, którzy mieszkają w lokalach komunalnych, ale ustaliliśmy z ministerstwem, że te lokale komunalne będziemy remontować jako gmina, więc ich mieszkańcy też nie są uprawnieni do otrzymania tej pomocy do 200 tys. złotych
Dodał, że kłodzcy urzędnicy w miniony piątek zakończyli procedury wypłaty rządowych świadczeń pomocowych osobom, które się po nie zgłosiły. Na 460 wniosków, które wpłynęły do OPS Kłodzko, 277 rodzinom wypłacono zasiłek remontowy na kwotę 26 351 286 PLN.
Te zapomogi remontowo-budowlane nie pozwalają poszaleć. Kwota zapomogi wynosi do 200 tys. złotych, ale średnio poszkodowanym wypłacane jest po ok. 100 tys. złotych. W przypadku remontu mieszkania o powierzchni ok. 40 czy 50 mkw rzeczywiście, coś da się za te pieniądze zrobić. Jednak za 100 tys. złotych nikt nie wyremontuje domu. Ta zapomoga będzie jedynie dodatkiem do ubezpieczenia. Swoją drogą uzyskanie ubezpieczenia to też dziś droga przez mękę. Firmy ubezpieczeniowe robią wszystko, żeby powodzianom nie wypłacić pieniędzy
Kolejnym problemem, o jakim wspomniał dyrektor Festiwalu Górskiego, są kwestie rozliczenia zapomogi.
Na pewno potrzebne są interpretacje prawne, na co można wydać pieniądze będące zapomogą od rządu. W rozporządzeniu jest oczywiście napisane, że to jest „na remont”. Diabeł tkwi jednak w szczegółach. Czy zakup materiałów budowlanych mieści się w tej definicji? Czy zakup wiertarki można potraktować jako działanie w ramach remontu? A może to jednak jakaś inwestycja, która wychodzi poza cele remontowe?
Pani Agata z Białej Nyskiej przyznała, że jej dom nie ucierpiał bardzo z powodu powodzi. Nadmieniał jednak, że inni powodzianie „mieszkają jednak po rodzinie albo wynajmują jakieś mieszkania czy hotele”.
Próbują suszyć swoje domy i mieszkania, ale codziennie z osuszaczy schodzi tyle litrów wody, że jest dramat. Nie można tego odkuć. Firmy remontowe nie dają rady z zapotrzebowaniem i nie ma takiej pomocy, bo ciężko jest w ogóle znaleźć kogokolwiek, kto miałby w ogóle czas, żeby coś zrobić, jeżeli chodzi o firmy już. Zostali ludzie ze skutymi podłogami, a te muszą wyschnąć
Jak dowiadujemy się od Macieja Sokołowskiego, w okolicach Lądka-Zdroju normalnie pracuje około pięć lub sześć ekip specjalizujących się w pracach remontowych. Nie trzeba było powodzi, by dobrzy fachowcy mieli terminarze prac wypełnione na dwa lata naprzód. Nie ma też mowy o tym, by sami wyremontowali ok. 1500 zniszczonych nieruchomości, jak oszacował Sokołowski. Nie jest to zresztą specyfika regionu dotkniętego kataklizmem, ale i całej Polski.
Sokołowski dodaje jednak, że na zimę, gdy budynki nie miały szans wyschnąć porządnie, niewiele osób myśli o remontach, więc i zapotrzebowanie na usługi wykończeniowe nie jest przesadne. Wedle jego szacunków sytuacja diametralnie zmieni się z nadejściem wiosny.
Ten problem wydaje się być nierozwiązywalny. No bo z kogo skorzystać? Ściągać tu takich budowlańców, co nic nie potrafią? Wojska inżynieryjne? Przecież one zajmują się budowami mostów, a nie kładzeniem karton-gipsu!
Pytany, czy mieszkańcy obszarów dotkniętych kataklizmem będą naciskać na rząd, by ten rozwiązał problem ogromnego lokalnego zapotrzebowania na remonty, nie był w stanie udzielić jednoznacznej odpowiedzi.
To byłoby ogromne przedsięwzięcie logistyczne! Ekipom remontowym, które by tu przybyły, trzeba byłoby zapewnić zakwaterowanie, wyżywienie… Rzeczy w tym, że tu chodzi o zaangażowanie małych firm – nie chodzi o to, żeby przyjechał np. Mostostal, tylko chodzi o majstra i jego dwóch pomocników. Już strasznie ciężko jest znaleźć wykończeniowców o dobrej reputacji. Tacy mają w całym kraju terminy zaklepane na dwa lata naprzód. To z pewnością będzie wyzwanie na wiosnę, ale na pewno będziemy w tym uczestniczyli
Mamy 2 grudnia, za chwilę święta Bożego Narodzenia, a bardzo wielu mieszkańców Dolnego Śląska i Opolszczyzny nie będzie mogło spędzić Świąt w swoich rodzinnych domach, bo nie ma tych domów!
— Mateusz Morawiecki (@MorawieckiM) December 2, 2024
Jestem dzisiaj na Dolnym Śląsku, żeby upomnieć się o ludzi, którzy zostali zapomniani,… pic.twitter.com/uklpYzxSe6