Podczas przemówienia prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego padły absolutnie historyczne słowa o tragedii w Smoleńsku z 2010 r., do których odniósł się w programie Michała Rachonia #Jedziemy Marcin Przydacz. - Fakt, że ówczesny rząd polski oddał śledztwo stronie rosyjskiej, tej samej, która dzisiaj morduje ludzi, tym samym ludziom, nie może być uznany za słuszny, a skandaliczny. Jak można wierzyć, że Władimir Putin w jakikolwiek sposób byłby gotów wyjaśnić to, co tam się działo? - pytał szef biura polityki międzynarodowej Kancelarii Prezydenta RP.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w swoim wystąpieniu na placu zamkowym w Warszawie mówił o rosyjskich zbrodniach - wspomniał o Bykowni, Katyniu i Smoleńsku.
"Im więcej wolności będziemy mieli, tym więcej gwarancji będzie dla sprawiedliwości. Tym więcej gwarancji, tego, że nasz wspólny wróg będzie odpowiadał za Bykownię i Buczę, Katyń i Smoleńsk"
Te mocne słowa, pokazujące, w jaki sposób ukraiński przywódca traktuje niezwykle trudne w polskiej historii wydarzenia z 10 kwietnia 2010 roku, skomentował w programie Michała Rachania szef biura polityki międzynarodowej Kancelarii Prezydenta RP Marcin Przydacz.
- Niestety, wokół Smoleńska, w drodze wyjaśniania tej sytuacji, zostały popełnione - mówiąc delikatnie - błędy, a prawdopodobnie - celowe działania od razu wtedy, na początku w kwietniu 2010 r. Fakt, że ówczesny rząd oddał śledztwo stronie rosyjskiej, tej samej, która dzisiaj morduje ludzi, tym samym ludziom, nie może być uznany za słuszny, a skandaliczny. Jak można wierzyć, że Władimir Putin w jakikolwiek sposób byłby gotów wyjaśnić to, co tam się działo?
Jak wskazał Michał Rachoń, podczas wspomnianego wystąpienia prezydenta Ukrainy nastąpił istotny fakt polityczny. - Zełenski po raz drugi odnosi się do kwestii (Smoleńska - red.), ale po raz pierwszy w sposób tak jednoznaczny. Mieliśmy wcześniejsze wypowiedzi byłego prezydenta Ukrainy, który nadzoruje i nadzorował w czasie, kiedy to (tragedia w Smoleńsku - red.) się wydarzyło służby specjalne w swoim kraju - przypomniał, dodając, że można zatem wyciągnąć wniosek, że Ukraina być może posiada w sprawie więcej informacji niż Polska.
- Jeśli tak jest, to nie może to być przedmiotem publicznej dyskusji na tym etapie. Od tego są organy śledcze, prokuratura, która prowadzi swoje śledztwo i w wielu kwestiach jest w kontakcie ze stroną ukraińską i na pewno, jeśli strona ukraińska posiada jakieś dodatkowe informacje, atmosfera polityczna dzisiaj pomiędzy Kijowem a Warszawą jest na tyle dobra, że nie byłoby absolutnie żadnych politycznych przeszkód co do tego, aby takie dodatkowe informacje polskiej prokuraturze przekazać
Przydacz wyraził też przekonanie, że w przyszłości "Rosja przegra trwającą wojnę i być może w Rosji wydarzą się rzeczy, które spowodują, że nastąpi większa otwartość także tamtych źródeł dotyczących Smoleńska i dowiemy się, jakie działania zostały wówczas zaniedbane, czy podjęte celowo, aby taka sytuacja nastąpiła".
- To, co się wydarzyło w kilka dni tygodni bezpośrednio po Smoleńsku stworzyło taki kontekst, że wielu ludzi z otwartymi głowami jest dzisiaj okopana na swoich pozycjach, nie do końca przyjmując nowe informacje, nowe naświetlenie faktów. Że to wszystko zalane jest bardzo emocjonalnym kontekstem politycznym (...) Myślę, że jeszcze przyjdzie nam nieraz o tym dyskutować, gdy pojawią się dodatkowe informacje