Jan Kanthak pracował wcześniej w departamencie legislacyjnym resortu sprawiedliwości, był też szefem gabinetu politycznego ministra Zbigniewa Ziobry. W październiku został rzecznikiem ministerstwa.
Kanthak – absolwent prawa, który ukończył studia z oceną bardzo dobrą – miał pracować na uczelni na pół etatu. Wniosek o jego przyjęcie zgłosił prof. Radosław Giętkowski.
Jednak prof. Krzysztof Grajewski zasugerował, że przyjęcie osoby, która miała styczność z tworzeniem ustaw reformujących sądownictwo, to nie najlepszy pomysł. – Czy jest w interesie wydziału zatrudnienie osoby, która być może będzie kojarzyć się z niszczeniem sądownictwa w Polsce? – miał pytać cytowany przez „Gazetę Wyborczą” profesor.
Z kolei prof. Grzegorz Wierczyński miał z kolei stwierdzić, że zatrudnienie Kanthaka „marketingowo nie przysłuży się wydziałowi”, a prof. Andrzej Szmyt, zwrócić uwagę, że „ważne jest, jak nas będą postrzegać na zewnątrz, poprzez nasze konkretne pociągnięcia”.
Dalece skandaliczną sytuacją jest to, że tylko i wyłącznie z tego powodu, że ktoś ma pewne przekonania polityczne i realizuje je w swojej pracy zawodowej – pracuje dla rządu, dla państwa – ma mieć blokowaną ścieżkę kariery naukowej
– skomentował sprawę w rozmowie z portalem Niezalezna.pl Sebastian Kaleta, były rzecznik Ministerstwa Sprawiedliwości, a obecnie członek komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji.
To niespotykana sytuacja. Ostatnio z takimi przypadkami mieliśmy do czynienia w 1968 roku. Dziwne, że pracownicy naukowi Uniwersytetu Gdańskiego nawiązują do tak haniebnych czasów
– podkreślał.
Jak dodał Kaleta, wydarzeniami już zainteresowało się Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Tak, potwierdzam. Faktycznie przyglądamy się tej sprawie
– powiedziała portalowi Niezalezna.pl Katarzyna Zawada, rzecznik prasowa MNiSW.