„Według mnie - rozkaz przyszedł z góry. Być może z samej góry, czyli od Prokuratora Generalnego, może z wierchuszki nielegalnej prokuratury, od kogoś, kto chciał się przypodobać szefowi”
– stwierdził sędzia Łukasz Piebiak, prezes stowarzyszenia „Prawnicy dla Polski”. - „Wygląda mi to na ewidentną zemstę, a znam Waldemara Żurka od wielu lat”.
Testament znaleziony w mieszkaniu
Łukasz Piebiak był krewnym Niny M. Dalekim, ale jedynym mieszkającym w Warszawie. Gdy w wieku blisko 100 lat kobieta zmarła, zajął się jej pogrzebem i uporządkowaniem mieszkania.
„Porządkując mieszkanie ciotki znalazłem odręcznie napisany dokument, który był opatrzony tytułem „testament”. Wynikało z niego, że powołano mnie nim do spadku”
– wspomina w rozmowie z Niezalezna.pl s. Piebiak. – „W mojej ocenie, dokument nie budził żadnych wątpliwości”.
W maju 2023 r. złożył w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Żoliborza wniosek o stwierdzenie nabycia spadku.
„Jest prawny obowiązek wynikający z art. 694 kodeksu postępowania cywilnego, że każdy kto znajdzie coś, co wygląda jak testament, nawet jakiś karteluszek, ma obowiązek złożyć go w sądzie właściwym dla ostatniego miejsca zamieszkania zmarłego, bo inaczej sąd może ukarać taką osobę grzywną. Tak też zrobiłem” – dodał.
Postępowanie spadkowe toczy się przy udziale miasta stołecznego Warszawa, które – przy braku testamentu - stałoby się właścicielem mieszkania Niny M. To właśnie urzędnicy podlegli prezydentowi Rafałowi Trzaskowskiemu zawnioskowali o zbadanie ostatniej woli zmarłej przez biegłego. Ten w opinii stwierdził, że ani testament, ani podpis nie został nakreślony przez Ninę M.
„Zawnioskowaliśmy o uzupełniającą opinię wnosząc w długim, sześciostronicowym piśmie uwagi do tej opinii. Do tego momentu sytuacja była, jak w wielu postępowaniach cywilnych. Nic nadzwyczajnego” – zaznaczył s. Piebiak.
Prokurator wkracza do akcji
Diametralnie się zmieniła, gdy prawnicy reprezentujący urząd kierowany przez Trzaskowskiego, wystąpili do Prokuratury Okręgowej w Warszawie o przystąpienie do postępowania.
„Po przeprowadzeniu oględzin akt postępowania o stwierdzenie nabycia spadku wszczęto w 1 Wydziale Śledczym śledztwo”
– stwierdził prok. Piotr A. Skiba, rzecznik stołecznej prokuratury.
Przez następne miesiące akta krążyły pomiędzy sądem i prokuraturą. Równocześnie w niektórych mediach pojawiły się artykuły atakujące Piebiaka.
Natomiast w miniony piątek prokuratura wydała komunikat o skierowaniu do Sądu Najwyższego wniosku o zezwolenia na pociągnięcie sędziego do odpowiedzialności karnej. Zarzut? Rzekomo „usiłował doprowadzić miasto stołeczne Warszawa do niekorzystnego rozporządzenia mieniem znacznej wartości w postaci własności mieszkania”, które należało do jego ciotki.
„(…) wprowadzając w błąd sąd co do tytułu dziedziczenia przedmiotowej nieruchomości poprzez posłużenie się (…) podrobionym dokumentem w postaci testamentu odręcznego wystawionego na dane Niny M.” – czytamy.
Pośpiech prokuratury
Co ważne, postępowanie spadkowe przed żoliborskim sądem cały czas się toczy, nie zapadło żadne orzeczenie, nie jest wykluczona nowa lub uzupełniająca opinia biegłego, a i tak na pierwszej instancji zapewne się nie zakończy. Czyli do prawomocnego orzeczenia droga jeszcze bardzo daleka. Prokuratura nie zamierzała jednak czekać…
„Nigdy nie słyszałem o sytuacji, żeby prokurator wszczynał postępowanie, czy wręcz zmierzał do przedstawienia zarzutów, zanim sąd oceni opinię biegłego i wyda postanowienie o stwierdzeniu nabyciu spadku - uznając, że został on sporządzony lub nie ręką spadkodawcy” – podkreślił s. Piebiak. – „Praktyka jest taka, że prokurator jeżeli już podejmuje czynności, to dopiero po prawomocnym orzeczeniu, uznającym, że testament nie jest ważny. Tutaj jesteśmy na etapie jednej opinii, może trafnej, może nie, na pewno nieuzupełnionej, a prokurator zmierza do postawienia zarzutów, jak rozumiem później - wniesienia aktu oskarżenia, wkraczając w kompetencje sądu, który w tej kwestii się w ogóle, nawet nieprawomocnie, nie wypowiedział”.
Wątpliwości biegłego
Z informacji przekazanych przez prok. Skibę wynika, że w ramach toczącego się śledztwa prokuratura powołała własnego biegłego z zakresu badań pisma ręcznego i dokumentów. Innego niż występujący w postępowaniu spadkowym. Miał on stwierdzić:
„pismo ręczne widniejące w obrębie oryginału dokumentu zdeponowanego w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Żoliborza w Warszawie zostało nakreślone przez jedną osobę, wykazuje różnice graficzne w konfrontacji z obszernymi rękopisami porównawczymi zgromadzonymi na dane Nina M. W oparciu o ujawnione cechy możliwe jest stwierdzenie, że kwestionowany testament nie został nakreślony przez Ninę M. Podpis widniejący w obrębie testamentu prawdopodobnie został nakreślony przez tę samą osobę, która sporządziła dowodowe zapisy”.
Czyli ekspert nie był kategoryczny we wnioskach, skoro użył zwrotów „możliwe” oraz „prawdopodobnie”. Za to prokuratura nie bawiła się już w takie subtelności – w komunikacie wprost pada stwierdzenie: „sfałszowany testament”.
Błyskawiczna opinia
Oryginał testamentu Niny M. cały czas pozostaje w dyspozycji sądu i na co dzień przechowywany jest w sejfie. Prokuratura wprawdzie w październiku br. próbowała go wypożyczyć, ale dostała decyzję odmowną.
„Sąd nie wypożycza z akt postępowania oryginału testamentu, który jest zdeponowany w sejfie Sądu (…) z oryginałem testamentu z dnia 15 czerwca 2022 roku można zapoznać się wyłącznie w siedzibie tutejszego Sądu” – podkreślono w zarządzeniu z połowy listopada.
Równocześnie sąd wyraził zgodę, aby na wskazanych warunkach biegły zapoznał się z kluczowym dokumentem. Zaplanowano czynność na 13 lub 14 listopada, ale prokuratura poprosiła o przesunięcie terminu.
Mało tego, z zarządzenia wynika, że biegły został krótko wcześniej powołany przez prokuraturę, bo sąd zaznaczył:
„Jednocześnie zobowiązać Prokuratora do przedłożenia do akt, najpóźniej w dniu zapoznania się z testamentem własnoręcznym, odpisu postanowienia o powołaniu biegłego, pod rygorem odmowy udostępnienia testamentu własnoręcznego”.
Dlaczego to istotne? Bo oznacza, że niespełna miesiąc temu ekspert zapoznawał się z kwestionowanym testamentem, a najpóźniej w połowie grudnia gotowa musiała być opinia, skoro na jej podstawie prokuratura podjęła decyzję o wystąpieniu do Sądu Najwyższego i zdążyła napisać wniosek o uchylenie immunitetu.
Chyba każdy prawnik znający realia wymiaru sprawiedliwości w Polsce przyzna – tak błyskawiczne tempo sporządzenia opinii przez biegłego to wydarzenie niecodzienne. Zazwyczaj bowiem trwa to miesiącami, a w tym przypadku wystarczyły maksimum cztery tygodnie.
Kluczowe pytanie
Skierowanie wniosku o uchylenie immunitetu jest równoznaczne z tym, że prokuratura chce postawić zarzuty.
„Na obecnym etapie prowadzonego postępowania zgromadzone dowody wskazują, że zachowania Łukasza P. bezpośrednio zmierzały do dokonania przestępstwa w formie usiłowania oszustwa sądowego” – czytamy w komunikacie.
Ale kto miałby podrobić testament? To kluczowe pytanie, na które prokuratura najwyraźniej nie zna odpowiedzi. Biegły przez nią powołany „nie zajął stanowiska, kto mógł te zapisy sfałszować. Stwierdził jedynie, że wymaga to precyzyjnego pobrania prób pisma od osoby podejrzewanej”.
„Prokuratura nie twierdzi, że to ja sporządziłem testament. Chyba mają nawet przekonanie, że to nie ja, bo nie próbowano uzyskać próbek mojego pisma, a jeżeli je pozyskano bez mojej wiedzy, to badania te dały wynik negatywny, bo inaczej w komunikacie stwierdziliby, że jestem fałszerzem ”
- twierdzi s. Piebiak.
Prokuratura przekonuje, że dopiero po decyzji Sądu Najwyższego ws. immunitetu możliwe będzie „wykonanie czynności procesowej pobrania prób pisma od podejrzanego, skutkujące potencjalnie – w zależności od wyników uzupełniającej opinii biegłego – zmianą zarzutu w zakresie objęcia nim również faktu własnoręcznego sfałszowania tego dokumentu”.
Zanim to się stanie, miesiącami będzie trwał spektakl medialnego „grillowania” sędziego, który kieruje stowarzyszeniem krytycznym wobec ministra sprawiedliwości. Zresztą nie po raz pierwszy uruchomiony zostanie ten mechanizm.
A coś się przylepi…
Sędzia Piebiak akcję prokuratury wprost odbiera, jako rewanż za działalność „Prawników dla Polski”.
„Komunikat o wniosku ws. mojego immunitetu pojawił się kilka dni po tym, gdy zaczęliśmy opisywać, jak to Waldemar Żurek kłamie na temat swojej kombatanckiej przeszłości, solidarnościowych przynależności ojca i legendy, którą stara się tworzyć” – przypomniał.
„Jest to w stylu tej ekipy: obrzucimy błotem, coś się tam przylepi. Zresztą bliźniaczo przypomina usiłowanie zrobienia podczas prezydenckiej kampanii wyborczej z kandydata Karola Nawrockiego złodzieja mieszkania: w obydwu historiach pojawia się dzielna prokuratura, skrzywdzony starszy człowiek, zły charakter i tajemnicza opiekunka potwierdzająca wersję prokuratora. Wtedy się nie udało i teraz też się nie uda udowodnić wydumanych przestępstw, ale zohydzić człowieka w oczach wielu pewnie tak. Być może to działanie ma także na celu zablokować mój awans do Naczelnego Sądu Administracyjnego, na który czekam już prawie cztery lata. A po ludzku? Uważam, że to zwykłe świństwo i kolejny dowód na istnienie w Polsce kryptodyktatury, która bezwzględnie i bezprawnie zwalcza wszystkich tych, którzy się jej sprzeciwiają”
- podkreślił sędzia Łukasz Piebiak.