W poniedziałek w Berlinie odbędą się rozmowy wysokiego szczebla dotyczące planów zawieszenia broni w Ukrainie.
W niemieckiej stolicy oczekiwani są m.in. prezydent Francji Emmanuel Macron, premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer, premier Włoch Giorgia Meloni oraz premier Holandii Dick Schoof. Z komunikatów strony ukraińskiej wynika, że rozmowy mają dotyczyć m.in. gwarancji bezpieczeństwa, odbudowy kraju oraz porozumienia politycznego kończącego wojnę.
Kolejny szczyt bez Polski
Problem w tym, że podobnie jak przy ostatnim szczycie liderów UE z prezydentem Ukrainy, tak i tym razem - Polski przy stole negocjacyjnym nie będzie.
W najnowszym wywiadzie "Wirtualnej Polski" z prezydentem Karolem Nawrockim, została poruszona m.in. ta kwestia.
Prezydent na uwagę, że Polski coraz częściej nie widać przy stole, gdzie toczą się ważne rozmowy - zwyczajnie nie ma, odparł: "w tych formatach, w których powinniśmy być - czyli np. w tak zwanej "Koalicji chętnych" reprezentuje nas premier. I to chyba nie jest zaskoczeniem dla opinii publicznej, że premier utrzymuje z kanclerzem Niemiec i z przewodniczącą Komisji Europejskiej dobre relacje. W tej przestrzeni pozostawiamy mu pełną swobodę. Pan premier wielokrotnie mówił publicznie, że to są formaty dla niego".
Jednak, zapytany o to, czy uważa, że Donald Tusk nie jest "szanowanym graczem", odpowiedział wprost: "oczywiście nie jest szanowanym graczem. To nie jest dobra informacja ani dla mnie jako dla prezydenta Polski, ani - co ważniejsze - dla Polaków".
Głowa państwa polskiego zadeklarowała otwarcie: "żadnego polskiego żołnierza nie wyślę na Ukrainę. Moje stanowisko się nie zmieniło. Jesteśmy w stanie wojny hybrydowej, a polscy żołnierze potrzebni są dziś Polsce, przy naszej granicy. Każdego dnia wykonują dla Sojuszu Północnoatlantyckiego bardzo ważną pracę".
"Uważam, że brak premiera przy tych stołach jest oceną międzynarodowej pozycji samego premiera, a nie Polski ani polskiego żołnierza. Dlatego też sądzę, że pewna renegocjacja partnerstwa z Ukrainą powinna być dobrze oceniana przez wszystkich. Ja się jej podejmę"
– dodał.
"Liczymy na partnerstwo"
Kolejne pytanie dotyczyło prezydenta Ukrainy, który za kilka dni złoży wizytę w Polsce.
"Będzie pan oczekiwał, że prezydent Ukrainy, kiedy będzie mógł, będzie mówił, że Polska powinna być przy stole? Że nie poleci na spotkanie z prezydentem Francji, premierem Wielkiej Brytanii, kanclerzem Niemiec bez Polski?" - brzmiało.
Nie oczekuję deklaracji. Myślę jednak, że w dobrym tonie i w dobrym smaku byłoby to, gdyby Wołodymyr Zełenski mówił o tym od samego początku. To jest właśnie to partnerstwo, na które czekamy. Inaczej mówiąc, obecna sytuacja jest oceną Polski dokonywaną przez prezydenta Ukrainy. Można sądzić, że głównym zainteresowanym obecnością Polski przy stole negocjacyjnym powinien być Wołodymyr Zełenski. Tak byłoby, gdyby nasze relacje były właściwie ułożone. Tymczasem prezydent Zełenski bierze Polskę za pewną stabilną, oczywistą wartość, wokół której nie trzeba wykonywać żadnych szczególnych ruchów, a zdecydowanie chętniej porusza się w środowisku liderów Europy Zachodniej.
– odpowiedział prezydent Nawrocki.
Jak podkreślił - "Donald Tusk przestał być atrakcyjnym partnerem do rozmów dla liderów Europy Zachodniej, do których wielokrotnie się odwoływał".
Karol Nawrocki zwrócił także uwagę, że sam podejmuje szereg działań na arenie międzynarodowej, jednak kwestie związane z innymi liderami europejskimi - zostawia Tuskowi.
Robię co mogę. Skoro Donald Tusk nie może się dodzwonić, to rozwijam formaty takie jak Grupa Wyszehradzka (w składzie Polska, Czechy, Słowacja, Węgry - red.) i inicjatywa Trójmorza (w składzie Austria, Bułgaria, Chorwacja, Czechy, Estonia, Grecja, Litwa, Łotwa, Polska, Rumunia, Słowacja, Słowenia, Węgry - red.). W ciągu zaledwie czterech miesięcy prezydentury zadbałem o to, żeby żołnierze amerykańscy pozostali w Polsce, mimo że w innych częściach Europy sytuacja się zmienia. Podczas jednej wizyty w Białym Domu, u prezydenta Donalda Trumpa, udało się ustabilizować relacje polsko-amerykańskie. W kontekście polityki międzynarodowej i naszych interesów - zarówno w krajach bałtyckich, skandynawskich, jak i całej wschodniej flanki NATO - wykonałem zasadniczą pracę. Formaty, w których dominują liderzy o profilu liberalnym, zostawiam premierowi Donaldowi Tuskowi.
– tłumaczył.
I dalej: "wchodząc do Pałacu zastałem sytuację, w której premier jest w "Koalicji Chętnych", w której ma - jak sam podkreśla – bardzo dobre relacje z kanclerzem Merzem, mówi też wszystkim Polakom, że nikt go w Europie "nie ogra". Jako prezydent szukałem więc realnej przewagi Polski na arenie międzynarodowej. Powiedziałem jasno - skoro premier zajmuje się sprawami europejskimi, to nie jest to przestrzeń dla mnie. To był prosty komunikat. Ze swojej części zobowiązań się wywiązałem".
Ocenił, że w jego ocenie - "podziw dla premiera Donalda Tuska i sympatia jego dotychczasowych kolegów zniknęły. Po prostu ten czar prysł".