Jutro prawdopodobnie zakończy się proces 12 osób, które brały udział w incydencie w byłym niemieckim obozie Auschwitz. Odpowiadają za znieważenie miejsca pamięci. Być może strony przedstawią swoje mowy końcowe. Podczas rozprawy pokazany zostanie również zapis z kamery monitoringu w Muzeum Auschwitz, na którym widać przebieg incydentu.
Doszło do niego pod koniec marca ub.r. Oskarżeni rozebrali się do naga i próbowali skuć ze sobą kajdankami przed historyczną bramą główną byłego niemieckiego obozu. Na wieńczącym bramę napisie "Arbeit macht frei" zawiesili płachtę z wyrazem Love (miłość). Brutalnie zabili też jagnię. Według nich, był to protest antywojenny. Zostali szybko ujęci i przewiezieni na policję.
Adam B., jeden z organizatorów akcji tłumaczył, że "chcieli zwrócić uwagę na fakt, iż niedaleko od granic Polski na wojnie giną ludzie".
- To miejsce, w którym przeprowadziliśmy akcję, dla nas jest bardzo ważne, ponieważ dokonano tu największego mordu w dziejach Europy. Jest ono symbolem męczeństwa. Wybraliśmy je, aby przypomnieć o tym, co było, i jednocześnie o tym, że nadal giną ludzie. Nikt z nas nie chciał go znieważyć - wyjaśniał.
Oskarżeni są w wieku od 20 do 27 lat. Są wśród nich Polacy, Białorusini i obywatel Niemiec. Główni organizatorzy akcji: Adam B. i Mikita W., a także Ilia R. i Dymitr Ch. nie przyznali się do znieważenia miejsca pamięci.
Adam B. i Mikita W. odpowiadają też - jako jedyni z całej 12 - za zabicie jagnięcia. Przyznali się do tego i wyrazili skruchę. Podczas pierwszej rozprawy mówili, że był to "przykry czyn". Zdaniem Katarzyny Kuczyńskiej z Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt Animals, która występuje w sądzie po stronie oskarżenia, zwierzę zostało pchnięte 15-krotnie nożem.
Za znieważenie miejsca pamięci grozi kara grzywny lub ograniczenia wolności. Za zabicie zwierzęcia można trafić do więzienia na 2 lata.
Muzeum Auschwitz po incydencie oświadczyło, że wykorzystywanie symboliki byłego niemieckiego obozu do jakichkolwiek manifestacji jest karygodne i godzi w pamięć ofiar obozu.