W grudniu 1970 r. przepełniła się czara materialnej, społecznej i politycznej goryczy. Szczecin protestował gwałtownie, bezkompromisowo i wytrwale – napisał w liście do uczestników uroczystości w rocznicę szczecińskiego Grudnia '70 premier Mateusz Morawiecki.
"Ponad pół wieku minęło już od pamiętnej rewolty Grudnia '70, jednej z ran, którymi historia boleśnie naznaczyła naszą zbiorową pamięć. Wydarzeń niezapomnianych, ponieważ to ich bohaterowie swoją niezłomną postawą wytyczyli nasze drogi ku wolności"
– napisał do uczestników uroczystości rocznicowych szczecińskiego Grudnia '70 premier Mateusz Morawiecki w liście odczytanym przez wojewodę zachodniopomorskiego Zbigniewa Boguckiego.
Jak zaznaczył premier, w grudniu 1970 r. "przepełniła się czara materialnej, społecznej i politycznej goryczy".
"Szczecin protestował gwałtownie, bezkompromisowo i wytrwale. Przeciwko demonstrantom wysłano nie tylko milicję, ale i oddziały wojskowe, wyposażone w ostrą amunicję, transportery opancerzone i czołgi"
– przypomniał premier.
Dodał, że w tym "zbrodniczo nierównym starciu zginęło 16 osób, a kilkadziesiąt zostało rannych".
"Oto władza, która mieniła się polską, strzelała do Polaków. Władza, która mieniła się ludową, strzelała do robotników"
– wskazał Morawiecki.
Zaznaczył, że w rewolcie Grudnia '70 Szczecin odegrał rolę wyjątkową, nie tylko ze względu na długość trwania strajku czy jego skalę.
"Ogólnomiejski Komitet Strajkowy przez kolejnych pięć dni posiadał rzeczywistą władzę nad miastem – władzę, którą po raz pierwszy od zakończenia wojny odebrano komunistom"
– zaznaczył premier.
Jak stwierdził w liście, "gwałtowny, bohaterski protest Czarnego Czwartku przerodził się w poczucie obywatelskiej sprawczości", co stanowiło "pierwszy krok w kierunku Sierpnia '80" i "Solidarności" jako "wielkiego, społecznego ruchu ku wolności", którego "nie zdołały już zatrzymać żadne represje ani mrok stanu wojennego".
17 grudnia 1970 r., na wieść o ogłoszeniu przez ówczesne władze państwowe podwyżek cen żywności, w Stoczni im. Adolfa Warskiego w Szczecinie wybuchł strajk. Gdy stoczniowcy wyszli na ulice, dołączali do nich pracownicy innych zakładów, a także mieszkańcy Szczecina. Demonstranci przeszli do centrum miasta pod gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR, chcąc rozmawiać z przedstawicielami władz partii. Ponieważ nie spełniono ich postulatu, manifestanci podpalili gmach komitetu. W odpowiedzi milicja i wojsko zaczęły strzelać w kierunku tłumu. Zginęło wówczas 16 osób, ponad 100 zostało rannych. Ciała zabitych chowano po kryjomu w nocy, w pochówku mogła uczestniczyć jedynie najbliższa rodzina.