W porannej rozmowie w Radiu ZET minister Marcin Przydacz odniósł się do kwestii rosyjskich dronów, które w ostatnich dniach naruszyły polską granicę.
Potwierdził tym samym ustalenia mediów Strefy Wolnego Słowa, które jako pierwsze informowały o wlocie co najmniej 20 bezzałogowców.
"Z dotychczasowych informacji Kancelarii Prezydenta wynika, że polską granicę przekroczyło nie 19, jak podawano, ale 21 bezzałogowców"
– sprecyzował Przydacz. Dodał również, że charakterystyka tego wlotu była zróżnicowana. "Przecież te (niektóre) drony też wlatywały, były kilkanaście sekund i wracały" – powiedział.
Zagrożenie zostało zneutralizowane
Prezydencki minister poinformował, że według stanu na czwartkowy wieczór, nie wszystkie drony zostały jeszcze odnalezione. Podkreślił jednak, że Wojsko Polskie podjęło zdecydowane działania w celu neutralizacji zagrożenia. Na pełny raport w tej sprawie należy jeszcze poczekać.
Współpracownik prezydenta jednoznacznie wskazał, że sama obecność takich obiektów nad terytorium Polski stanowiła poważne ryzyko. "Jeśli 200 kg dron leci nad terytorium Polski, to sam w sobie już stanowi zagrożenie, gdyby spadł, coś się wydarzyło" – argumentował. Dodał, że wojsko wciąż analizuje, czy zagrożenie wynikało również z "innych aspektów tych dronów".
Ryzyko kolejnych incydentów
Pytany o możliwość powtórzenia się podobnych incydentów, Marcin Przydacz przypomniał o skali rosyjskich działań militarnych w pobliżu polskich granic.
Wskazał, że Rosja jest w stanie wysyłać w kierunku Ukrainy kilkaset dronów każdego dnia.
"Z tego deszczu dronów nie sposób powiedzieć na 100 proc., że nie oderwą się jakieś, które znów nie przekroczą naszej granicy" – ostrzegł. Zaznaczył, że choć nie zakłada takiego scenariusza, konieczne jest przygotowanie się na każdą ewentualność. "Trzeba się przygotować na to, że mogą być takie sytuacje. Ja ich nie zakładam, ale dla naszego bezpieczeństwo lepiej, żebyśmy mieli świadomość tego ryzyka" – podsumował minister.