- Życie to najcenniejszy dar. Pomóż nam je uratować - apelują córki Jana Fiedora, który od dwóch lat walczy z nowotworem złośliwym. 50-letni mężczyzna nie może już przyjmować chemii, jest jednak inny sposób, by dać mu szansę na powrót do zdrowia. Ten jednak wymaga od dzieci Fiedora niemożliwego - uzbierania 1,3 mln złotych. - Tyle kosztuje to, co dla nas nie ma ceny: życie naszego taty. Potrzebujemy pomocy, nie możemy poddać się bez walki - wyznają. W tekście zamieszczamy link do zbiórki pieniędzy, jaka trwa w serwisie siepomoaga.pl. Liczy się każda złotówka!
- Jeśli tak jak my kochasz swoją rodzinę, jeśli zrobiłbyś dla niej wszystko, błagamy pomóż nam! Nie mamy czasu do stracenia, leczenie powinno zacząć się jak najszybciej!
- apelują córki Jana Fiedora Katarzyna i Weronika na stronie portalu siepomaga.pl.
Jak relacjonują, wszystko zaczęło się od uporczywego bólu nóg, które początkowo przypisywano rwie kulszowej. Po serii badań okazało się, że problem jest o wiele bardziej poważny - lekarze zdiagnozowali nowotwór złośliwy, chłoniak.
- Świadomość, że ktoś z twojej najbliższej rodziny jest chory na tak straszną, śmiertelną chorobę, że może umrzeć, to koszmar, którego nie da się z niczym porównać. Nowotwór to strach, strach o życie, strach przed wynikiem kolejnego badania, przed wznową, przed tym, co przyniesie jutro. To bezradność, gdy ukochana osoba cierpi, a ty nie możesz nic zrobić
- wyznaje Weronika, dodając, że w ten sposób pan Jan "rozpoczął walkę ze śmiercią", a szpital stał się dla rodziny drugim domem - "w nim był tata, walczący o życie".
Lekarze wdrożyli chemię, następnie immunoterapię. Kolejną metodą leczenia było pobranie i przeszczep komórek macierzystych.
- To miał być koniec, ostateczne zwycięstwo w walce z chorobą. Tata czuł się dobrze, wrócił do pracy z myślą, że faktycznie już po wszystkim. Był pełen nadziei i dobrej energii. Mieli jechać z mamą nad morze, żeby świętować zwycięstwo ze śmiercią. Kilka dni przed wyjazdem mama zauważyła u niego guza na plecach. Okazało się, że to wznowa choroby, bardzo agresywna. Przerzut do mózgu
- opisuje druga córka Katarzyna.
Obecnie pan Jan przyjmuje chemię paliatywną, która nie daje szans na wyleczenie, a ma tylko zmniejszyć ból. Leki onkologiczne, niestety, już nie działają. Jest jednak ostatnia szansa na to, by ojciec dziewczyn mógł przeżyć - Terapia Car-T Cell, która wielu osobom uratowała życie.
Terapia Car-T Cell polega na pobraniu limfocytów T i zmodyfikowaniu ich w taki sposób, by potrafiły walczyć z nowotworem. To „przeprogramowanie” organizmu, by chory mógł pokonać raka.
- Zrobiłybyśmy dla rodziców wszystko, ale nigdy nie zdobędziemy takich pieniędzy. Potrzebujemy pomocy, nie możemy poddać się bez walki. Chociaż 1,3 mln zł wydaje się sumą niemożliwą do uzbierania, jesteśmy gotowe do starań i szukania ludzi dobrej woli, którzy mogą nawet najmniejszą sumą nas wesprzeć. Zrobimy wszystko, by ocalić tatę. Wiemy, że on zrobiłby to samo dla nas. Prosimy, błagamy o ratunek
- apelują.