Angela Merkel otwarcie przyznała, że niemiecka gospodarka nie jest w dobrej kondycji. Kiedy zapytano ją jednak, jakie działania zamierza podjąć, by poprawić sytuację, odpowiedziała, że... żadne. Uznała, że "nie ma potrzeby wdrażania projektów napędzających koniunkturę gospodarczą". Broniła także swojej polityki dotyczącej migrantów.
Szefowa niemieckiego rządu spotkała się dziś z czytelnikami dziennika "Ostsee-Zeitung" w Stralsundzie i odpowiadała na ich pytania.
Merkel przyznała, że niemiecka gospodarka znajduje się w "trudniejszej fazie". Jej zdaniem powodem są międzynarodowe konflikty handlowe i "wiele błędów" popełnionych przez przemysł motoryzacyjny. Jest to są szczególnie odczuwalne przez RFN, która jest uzależniona od eksportu. Kanclerz nie widzi jednak obecnie konieczności podejmowania działań pobudzających koniunkturę.
"Będziemy działać stosownie do rozwoju sytuacji"
- zapewniła, przypominając że ministerstwo finansów zaplanowało likwidację podatku solidarnościowego, co obywatele odczują od 2021 roku.
Tymczasem, jutro Federalny Urząd Statystyczny przedstawi dane dotyczące PKB w drugim kwartale 2019 roku. Eksperci spodziewają się, że będą one wskazywać na wyraźne spowolnienie gospodarcze w Niemczech.
Padły także pytania o niemiecką politykę migracyjną. Kanclerz Niemiec postanowiła bronić swoich decyzji.
"Muszę żyć ze świadomością, że istnieją kontrowersje wokół polityki migracyjnej. Mimo to będę zawsze mówić, że była to właściwa decyzja, by w ramach humanitarnego wyjątku pomóc"
- oświadczyła Merkel.
Kanclerz podkreśliła, że Niemcy nie mogą się skupiać tylko na własnym dobrobycie, ale są częścią świata.
"Nie możemy myśleć tylko o sobie"
- stwierdziła.
Broniła też przedsięwzięć niemieckich organizacji humanitarnych, które ratują migrantów na Morzu Śródziemnym i transportują ich do Europy. Według Merkel jest to "nakaz człowieczeństwa". Zastrzegła jednak, że nie jest to rozwiązanie systemowe; należy go szukać w drodze negocjacji na szczeblu państwowym.