Wojciech Mann po raz kolejny spróbował wbić szpilkę w rząd Prawa i Sprawiedliwości. Dziennikarz muzyczny wyliczył ile zmian musiałoby zajść, by (według niego) było normalnie. Zamarzyło mu się: "żeby skończył się ten cały cyrk z „dobrymi zmianami”, żeby nie było tego pajacowania kontra Europa". Mann pożalił się też, że po Wałęsie, Geremku, czy Mazowieckim nie ma już komu zaufać... no chyba, że Owsiakowi.
Rozżalony Mann w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" opowiedział łzawą historyjkę o tym, jak mało czasu mu zostało, a chciałby dożyć upadku obecnego rządu. Dodał też, że ratuje się jedynie wiarą w społeczeństwo, żeby "nie rozpaść się psychicznie".
Mann w swoich emocjonalnych wynurzeniach nie zapomniał również o obrażaniu Polaków, którzy nie są przeciwni rządom PiS. Dziennikarz stwierdził, że dali się oni przekupić.
Oni zostali w pewnym sensie przekupieni przez tę władzę i nie zdają sobie z tego sprawy. Jak ktoś daje komuś łapówkę, to nie znaczy, że on tego kogoś kocha
- mówił.
Żalił się również, że po Wałęsie, Geremku i Mazowieckim nie ma już komu zaufać. Poza jedną osobą, która "pyskuje". A jest to... Jerzy Owsiak.
Został mi Owsiak, który pyskuje i do którego mam zaufanie
- powiedział.
Mann wyraził też nadzieję, że społeczeństwo w końcu się zbuntuje:
Polacy - ciągle na to liczę - mają w sobie gen buntu przeciwko zbyt bezczelnie noszącym się panom i paniom. Na razie są cierpliwi, ale ta władza może – prędzej, niż ktokolwiek przypuszcza – zdenerwować suwerena. I suweren powie: sorry.
Dziennikarz najwyraźniej nie śledzi sondaży poparcia, w których rząd Prawa i Sprawiedliwości nie ma konkurencji.