Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę

Kościół

Lisiewicz: Papież zwykłych ludzi. Dlaczego nigdy Go nam, mali frajerzy, nie zabierzecie
Zadarliście z Polską

Lisiewicz: Papież zwykłych ludzi. Dlaczego nigdy Go nam, mali frajerzy, nie zabierzecie

„Sobota, kilka minut przed 22. Ulica Długa na poznańskim Starym Mieście, pełna studenckich pubów. Nagle rozlegają się dzwony w kościele Franciszkanów na pobliskim Placu Bernardyńskim. Wieść o śmierci Papieża w ciągu sekund dociera do wszystkich. Młodzi ludzie stoją znieruchomiali, jedni płaczą, inni nie mogą nawet wydobyć z siebie łez. Ruszają do kościoła. Tramwaj linii 2. Trzech młodych mężczyzn w dresach. Jeden dzwoni po znajomych. Dopytuje się o godziny niedzielnych mszy w swojej parafii. – Wiesz co się stało? No właśnie, przerwaliśmy imprezę, jedziemy do kościoła. Zbieraj wszystkich ziomków jutro na mszę w kościele na Nowinie. O 9.30., 17.00 i 18.00 Dwaj pozostali rozmawiają o wczorajszym meczu piłkarskim Lecha Poznań. Jak ich ziomek wbiegł na murawę i kazał sędziemu przerwać mecz na wieść, że podobno Papież nie żyje. 15 tysięcy młodych ludzi w szalikach płakało” – te słowa zapisałem 7 kwietnia 2005. Ci, którzy w tamtych dniach urodzili się, w tym roku skończą 18 lat. Moje dzieci mają 15 i 9. Czasem nie chce mi się wierzyć, że nigdy nie słuchali Go na żywo. To przede wszystkim dla nich przypominam dziś słowa napisane tuż po tym, gdy Jan Paweł II odszedł. Gutowscy, Overbeeki, Sekielscy i inni mali frajerzy przegrają. Oni jeszcze nie wiedzą, z kim zadarli. Zadarli z Polską, wszystkim co ją, w tysiącletniej ciągłości historycznej, stanowi. O tym jest ten tekst – pisze dla portalu Niezależna.pl Piotr Lisiewicz.