- Wiele razy rzucałem koktajlami Mołotowa - wspominał premier Mateusz Morawiecki w niedawnym wywiadzie. Antyrządowe media natychmiast zaczęły kwestionować wyznanie szefa rządu. Na potwierdzenie tych słów przytaczamy relacje uczestników z wrocławskich strajków Solidarności. "Ktoś podkrada się pod most i rzuca butelkę z benzyną na wóz pancerny, który staje w ogniu" - wspomina demonstrację z 1982 roku Waldemar Kras.
W ubiegły poniedziałek Stefan Tompson oraz Patrick Ney przeprowadzili internetowy wywiad z premierem Mateuszem Morawieckim. Lwi jego fragment poświęcono działalności obecnego szefa rządu w opozycji antykomunistycznej i działalności w Solidarności Walczącej, założonej przez jego ojca, śp. Kornela Morawieckiego.
- Wiele razy rzucałem koktajlami Mołotowa. Razem z kolegami za komuny naszym celem były nyski milicyjne i te armatki z zimną wodą, które pacyfikowały strajki. To był nasz główny cel
- wspominał premier Morawiecki.
Dopytywany przez prowadzącego polityk, czy sam korzystał z tej „broni” podczas aktywności w opozycji antykomunistycznej, odpowiedział twierdząco. „W tamtych czasach młodzież bardzo szybko dorastała. Od małego byłem angażowany przez ojca do pomocy opozycji” - wskazał Morawiecki.
Media nieprzychylne obozowi Zjednoczonej Prawicy rozpoczęły nagonkę. Portal natemat.pl zapytał historyków, co sądzą nt. wersji wydarzeń Mateusza Morawieckiego z ubiegłego wieku. - Nie przypominam sobie, żeby podczas demonstracji dochodziło do tego typu zachowań, szczególnie w latach 80. podczas demonstracji "Solidarności” - powiedział portalowi historyk, dr Jan Skórzyński.Także prof. Antoni Dudek przyznał, że „nie przypomina sobie takich sytuacji z tego okresu”.
- Wypowiedź premiera jest raczej pewnym skrótem. Zapewne był na demonstracjach, ale tam najczęściej rzucano kamieniami
- zastanawiał się historyk.
Do sprawy postanowił powrócić dziś sam zainteresowany. We wpisie na Facebooku przyznał, że spośród wszystkich tematów, poruszonych w poniedziałkowym wywiadzie, kwestia „koktajli Mołotowa” okazała się najbardziej interesująca dla mediów i internautów.
Odwołajmy się więc do wspomnień uczestników wydarzeń z 31 sierpnia 1982 roku, gdy we Wrocławiu miała miejsce największa demonstracja podziemnej Solidarności. Największe natężenie walk miało miejsce na ul Legnickiej, na pl. Pereca, na ul. Grabiszyńskiej i na pl Grunwaldzkim. Właśnie na pl. Grunwaldzkim rzucano koktajlami Mołotowa w kierunku samochodów WOP (relacja pani Marii Wanke Jerie wdolnymslasku.com) oraz na ul Legnickiej, gdzie obrzucono opancerzony wóz kołowy oraz milicyjną nyskę
- czytamy we wpisie premiera Morawieckiego.
Gdy sięgniemy do relacji Marii Wanke-Jerie, opublikowanej w serwisie wdolnymslasku.com, możemy wyczytać:
„Nie pamiętam, w którym momencie to się stało, ale dzieci zawołały mnie z balkonu, gdy zaczął płonąć na środku mostu milicyjny gazik. Okazało się, że ktoś stojący po drugiej stronie ulicy, w pobliżu kościoła (vis a vis mojego domu jest kościół pw. Najświętszego Serca Jezusowego) rzucił tzw. koktajl Mołotowa, zrobiony według najlepszych wzorów z czasów II wojny światowej. Słup ognia i dymu wzniósł się wysoko, a w szeregach zomowców, którzy w pierwszej chwili się rozproszyli, widać było wyraźny popłoch”.
Na uwiarygodnienie swojej wersji, premier przypomniał także relację Waldemara Krasa, uczestnika wydarzeń oraz bohatera filmu dokumentalnego „Bitwa wrocławska” w reżyserii Beaty Januchty. Fragment ten przytaczamy poniżej:
„Podjeżdża BRDM i spycha barakowóz z ulicy na chodnik demolując stojący kiosk „Ruchu”, potem wraca znowu na most. Wypychamy z powrotem barakowóz. Historia się powtarza, lecz tym razem zostaje złamane drzewo - i tak parokrotnie. BRDM zaczyna coraz agresywniej szarżować i zaczynają padać strzały. Świst nad głowami - nie mamy pojęcie z czego strzelają Rzucamy kamieniami, padamy na ziemie czekając na strzały i atakujemy tył wozu pancernego. Z mostu cały czas ostrzeliwują nas gazami, gdy im się kończy gaz - strzelają z petard i rac świetlnych. Wóz pancerny grasuje bezkarnie odporny na kamienie, lecz w końcu ktoś rzuca butelkę z benzyną. Blaszak zapala się i odjeżdża w stronę mostu, gdzie gasi go działko wodne. Korzystając z okazji znowu spychamy barakowóz na ulicę i powtarza się historia - spychany przez BRDM barakowóz demoluje ponownie kiosk, lecz podbiegamy coraz bliżej i ładujemy z całych sil kamieniami w pancerz. «Blaszak» wycofuje się na most i tam już pozostaje. Wytaczamy barakowóz i przewracamy na bok. Nasilają atak gazami, petardami i racami świetlnymi. Oczy okropnie bolą, już nie można patrzeć. Od Wydziału Matematyki UWr nadjeżdża „hiena”, ląduje na niej deszcz kamieni i samochód wycofuje się. Helikopter krąży nad nami. Ktoś podkrada się pod most i rzuca butelkę z benzyną na wóz pancerny, który staje w ogniu. Spada na nas grad pojemników z gazem, petard, rac i Bóg wie jeszcze czego - strzelają chyba ze wszystkiego co mają”.