Wleciało ich zbyt dużo i miały wspólną cechę: były najprawdopodobniej nieuzbrojone. Miały więc wywołać wielkie wrażenie i stosunkowo małe szkody.
Czyli był to rodzaj demonstracji w czasie negocjacji pokojowych Nie da się ukryć, że pierwsza faza tych negocjacji się nie udała ze względu na opór Władimira Putina. Kremlowski watażka chce przerwać wojnę na warunkach zbliżonych do tych, na jakich ją zaczął – oderwania znacznych części terytoriów Ukrainy, podporządkowania reszty i wyparcia z Europy Wschodniej wojsk amerykańskich. Tego nikt mu nie zapewni, a jakiekolwiek odstępstwa z jego strony mogą być dla niego śmiertelną pułapką. Dosłownie śmiertelną, bo otaczające go postsowieckie elity mogą mu nie wybaczyć zrujnowania gospodarki, miliona strat ludzkich i kilkumilionowej emigracji, a przede wszystkim izolacji w zachodnim świecie. Putin musi podwyższyć stawkę negocjacji.
Skoro nie może ustąpić z niczego na Ukrainie, to ustąpi... w Polsce. Jak to, przecież u nas nie ma wojny? No nie ma, a przez chwilę jakby była.