Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Kapłańska droga księdza Jerzego Popiełuszki. "Aby pozostać człowiekiem wolnym duchowo, trzeba żyć w prawdzie"

40 lat po brutalnym zamordowaniu księdza Jerzego możemy zapytać o aktualność jego nauczania. Czy nie jest przypadkiem tak, że to, co mówił w latach 80., z perspektywy współczesnej Polski uderza w nas jeszcze mocniej? Jak wytłumaczyć fenomen tego „zwykłego księdza”, jak mówią często o nim ci, którzy mieli szczęście spotkać go na swojej drodze?

Jerzy Popiełuszko
Jerzy Popiełuszko
arch. - IPN

19 października 2024, Warszawa – Marsz Papieski – w 40. rocznicę męczeńskiej śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki przejdzie ulicami Warszawy. Wyruszymy o godz. 13 z Placu Zamkowego, a następnie przejdziemy pod sanktuarium bł. ks. Jerzego Popiełuszki, gdzie zakończymy wspólną Mszą świętą o godz. 16.


6 czerwca 2010 roku warszawski plac Piłsudskiego wypełnił się kilkusettysięcznym tłumem. Tego dnia odbyła się beatyfikacja ks. Jerzego Popiełuszki, niezłomnego kapelana Solidarności, który za swoje kapłańskie hasło obrał słowa św. Pawła „Zło dobrem zwyciężaj”. Kilka minut po jedenastej z ust abp. Angelo Amato, prefekta Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, padły słowa, na które wierni, nie tylko w Polsce, czekali ponad ćwierć wieku.

Wysłannik papieża Benedykta XVI powiedział: „Ksiądz Jerzy Popiełuszko jest błogosławionym męczennikiem Kościoła”. Po Mszy świętej z placu Piłsudskiego do Świątyni Opatrzności Bożej na Wilanowie przeszła uroczysta procesja z relikwiami męczennika. 30 tys. ludzi szło ponad 10 kilometrów ulicami Warszawy, za relikwiarzem.

„Po której jestem stronie?”

Warto dodać, że przez te wszystkie lata (od męczeńskiej śmierci ks. Jerzego do beatyfikacji) jego grób na warszawskim Żoliborzu odwiedziło ponad 18 mln wiernych. Do dzisiaj miejsce jego spoczynku odwiedzają ludzie z całego świata, znane osobistości i zwykli pielgrzymi. „Każdy człowiek, który staje przy tym Grobie – jeśli nie jest bezmyślny, jeśli nie jest płytki albo bez sumienia – musi sobie odpowie­dzieć na pytanie: Po której jestem stronie? Czy po stronie dobra, czy po stronie zła? Prawdy czy kłamstwa? Miłości czy nienawiści? Tutaj ludzie reflektują się i odchodzą inni” – mówił kilka miesięcy po zabójstwie kapelana Solidarności ks. Antoni Lewek.

Przez całe lata 80. do grobu ks. Jerzego przybywały setki pielgrzymek. Żoliborskie sanktuarium było miejscem, w którym Polacy czuli się wolni, mogli choć przez chwilę zapomnieć, że żyją w kraju, w którym nie mają prawa do wyrażania swoich myśli i poglądów. Jan Paweł II w 1987 roku, podczas III pielgrzymki do Polski, mimo prób sprzeciwu ze strony komunistów, przybył kilka miesięcy po zabójstwie księdza na jego grób. Ukląkł, długo się modlił, a wreszcie objął i ucałował symbolicznie płytę nagrobną. Tłumaczył potem zebranym wiernym, że „(…) z tej śmierci kapłana, która jest w pewnej mierze sym­bolem – trzeba to, co podnosi na duchu, wydobyć i stale wydobywać, dla dobra wspólnego, bo na pewno ta śmierć ma swój wymiar wspólnotowy: jest dla dobra całej Ojczyzny, dla dobra Kościoła, nawet nie tylko w Polsce”.

Chcę zostać księdzem

Ksiądz Jerzy Popiełuszko od początku swojej drogi kapłańskiej zdawał sobie sprawę z cierpień i upokorzeń, jakie mogą go spotkać z powodu jego wyboru. Znał doskonale najnowszą historię polskiego Kościoła i jego duchownych: trzyletnie uwięzienie prymasa Stefana Wyszyńskiego, proces kurii krakowskiej i bp. Czesława Kaczmarka, tortury wobec bp. Antoniego Baraniaka, szykanowanie prostych księży. Otwartą wojnę z Kościołem komuniści zawiesili na krótko w roku 1956. Kiedy prymas Stefan Wyszyński ogłosił ogólnopolski program Wielkiej Nowenny, która miała przygotować Polaków do obchodów tysiąclecia chrztu Polski, a po całym kraju rozpoczęła się peregrynacja kopii cudownego obrazu Matki Bożej Częstochowskiej, reżim ponownie wytoczył działa przeciw Kościołowi.

W tym właśnie czasie, w apogeum walki komunistów z obchodami milenijnymi, w 1965 roku, niespełna 18-letni Popiełuszko składa podanie o przyjęcie do warszawskiego seminarium. „Uprzejmie proszę o przyjęcie mnie do Seminarium Metropolitalnego w Warszawie. Prośbę swą motywuję tym, iż chcę zostać księdzem, ponieważ mam zamiłowanie do tego zawodu” – te proste słowa wydają się idealnie oddawać ówczesny charakter przyszłego męczennika. W większości wspomnień osób, które go wtedy poznały, młody kleryk był cichy, spokojny, niczym niewyróżniający się, choć jak pięknie powiedział o nim kolega z roku, który dzielił z nim pokój, ksiądz Zygmunt Malacki: „Często podkreślał, że nie można przechodzić obojętnie obok cierpiącego bliźniego”. Wkrótce po wstąpieniu do seminarium jesienią 1966 roku Popiełuszko, podobnie jak ponad 220 kleryków, został powołany do wojska. Trafił do jednostki wojskowej w Bartoszycach. Były to dla niego dwa niezwykle trudne lata upokorzeń i szykan zarówno psychicznych, jak i fizycznych. Modlitwa, wspólne czytanie Pisma Świętego, posiadanie różańca czy medalika było przez wojskowych trepów traktowane jako przejaw niesubordynacji i z całą surowością karane. Popiełuszko, choć pobyt w wojsku przypłacił utratą zdrowia, wyszedł z niego mocniejszy, w pełni przekonany o słuszności wyboru drogi kapłańskiej. W styczniu 1967 roku w liście do księdza Czesława Miętka pisał o swoich wojskowych przełożonych m.in.: „Dają w kość, ale nie zdają sobie sprawy, że tym samym przyczyniają się do lepszego zgrania bractwa. Stajemy się bardziej jednomyślni. Ja osobiście czuję się dobrze. Zahartowuję się pod względem duchowym, jak i zdrowotnym”. W wojsku po raz pierwszy wykazał się wielką niezłomnością, siłą i niezachwianym przekonaniem, że należy „dawać świadectwo”. Tak było chociażby w sprawie różańca, który on i inni klerycy otrzymali przed pójściem do wojska od prymasa Wyszyńskiego. Przełożeni rozkazali mu zdjąć go z palca. „Odmówiłem, czyli nie wykonałem rozkazu. A za to grozi prokurator – pisał Popiełuszko. – Gdybym zdjął, wyglądałoby to na ustępstwo. Sam fakt zdjęcia to niby nic takiego. Ale ja zawsze patrzę głębiej”. 

Na kapłańskiej drodze

Święcenia przyjął w maju 1972 roku z rąk prymasa Stefana Wyszyńskiego. Wyruszając w swoją kapłańską drogę, pamiętał zapewne słowa prymasa, który mówił do świeżo wyświęconych kapłanów m.in.: „Wy, młodzi Kapłani, których Duch Boży posyła dzisiaj do pracy, idziecie na teren bardzo pracowity, gdzie trzeba będzie włożyć ogromnie wiele wysiłku, poświęcenia i ofiary. Życie wasze nie będzie miękkie, ale pamiętajcie – żyjemy w ustroju innym niż kapitalistyczny”. Posługę rozpoczął jako wikary najpierw w Ząbkach, a później w Aninie. W 1978 roku trafił do parafii Dzieciątka Jezus na warszawskim Żoliborzu. „Przyszedł do parafii prosty, nieśmiały, jakby zalękniony. Pytałem w duchu, co za pociechę będę miał z niego. Do kazań się nie rwał, śpiewu unikał. Ale coś z niego promieniowało. Coś mnie do niego ciągnęło, coś było wspólnego. Był inny niż wszyscy, choć bezpośredni i taki swój”. Tak swoje pierwsze spotkanie z księdzem Jerzym Popiełuszką wspominał ówczesny proboszcz parafii świętego Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu, ksiądz Teofil Bogucki. Wkrótce Popiełuszko został duszpasterzem przyszłych lekarzy.

W maju 1980 roku po kłopotach zdrowotnych związanych m.in. z pobytem w wojsku, trafił jako rezydent do parafii św. Stanisława Kostki. Trzy miesiące później wybucha polska Solidarność. Strajkujący robotnicy Huty Warszawa proszą o odprawienie Mszy świętej na terenie ich zakładu. Jest niedziela 31 sierpnia 1980 roku, robotnicy odwiedzają sześć kościołów, ale nigdzie nie ma wolnego księdza. Wreszcie trafiają do rezydencji prymasa na ul. Miodową. Sekretarz kardynała Wyszyńskiego, ks. Bronisław Piasecki, rozpoczyna poszukiwania księdza dla robotników. Jedzie do kościoła na Żoliborzu i tam trafia na księdza Jerzego, który bez wahania godzi się pojechać do huty.

„Szedłem z ogromną tremą – wspominał ks. Jerzy. – Już sama sytuacja była zupełnie nowa. Co zastanę? Jak mnie przyjmą? Czy będzie gdzie odprawiać? Kto będzie czytał teksty, śpiewał?”.

Przekroczenie bram stołecznej huty było przełomowym momentem w życiu 33-letniego księdza. Mimo tej ogromnej niepewności pierwsze spotkanie z robotnikami było dla niego niezwykłym przeżyciem: „Myślałem, że ktoś ważny idzie za mną, ale to były oklaski na powitanie pierwszego w historii tego zakładu księdza przekraczającego jego bramę. Tak sobie wtedy pomyślałem: oklaski dla Kościoła, który przez trzydzieści parę lat pukał wytrwale do fabrycznych bram”. Od tej pory, dla coraz liczniejszych wiernych gromadzących się w kościele św. Stanisława Kostki, ks. Jerzy stał się prawdziwym drogowskazem. Szczególnie po wprowadzeniu stanu wojennego, kiedy to podczas comiesięcznych Mszy świętych za Ojczyznę młody ksiądz dopominał się o rzeczy fundamentalne w życiu publicznym: prawdę, uczciwość i godność.

Przyjaciel księdza, profesor Klemens Szaniawski, tak to wspominał:

„W tym skromnym, serdecznym człowieku mieszka wielki duch, który przemawia przezeń, ilekroć staje jako kapłan przy ołtarzu. W słowach, które do nas kieruje, zawarta jest odpowiedź na najtrudniejszy bodaj problem moralny naszych czasów: jak walczyć ze złem i zarazem ustrzec się od nienawiści względem tych, którzy są jej nosicielami”.

Przesłanie wciąż aktualne

Nie sposób znaleźć jedną odpowiedź na pytanie o fenomen i aktualność nauczania księdza Jerzego. Jako dyrektor Muzeum Jana Pawła II i prymasa Wyszyńskiego mam okazję rozmawiać z młodymi ludźmi o, jak często podkreślam, trzecim bohaterze muzeum. Fascynuje ich w tej postaci autentyzm, skromność i prostota. Zawsze przy takiej okazji przypominają mi się słowa księdza Jerzego z homilii wygłoszonej 31 października 1982 roku w trakcie czarnej nocy stanu wojennego:

„Aby pozostać człowiekiem wolnym duchowo, trzeba żyć w prawdzie. Życie w prawdzie to dawanie świadectwa na zewnątrz, to przyznanie się do niej i upominanie się o nią w każdej sytuacji. Prawda jest niezmienna. Prawdy nie da się zniszczyć taką czy inną decyzją, taką czy inną ustawą…”. 


 



Źródło: Gazeta Polska

Piotr Dmitrowicz