Policja będzie ustalać kierowców, którzy jechali pod prąd na drodze ekspresowej S12 w okolicach Jastkowa (Lubelskie), aby pociągnąć ich do odpowiedzialności. Film pokazujący, jak pojazdy zawracają na jednokierunkowym pasie ruchu opublikowała GDDKiA.
- Wystąpimy o pełne nagranie z monitoringu, na którym widać kierowców jadących pod prąd. To nieodpowiedzialne zachowanie, które zagraża niebezpieczeństwem spowodowania wypadku, a nawet katastrofy. Będziemy identyfikowali kierowców na podstawie numerów rejestracyjnych samochodów, aby pociągnąć ich do odpowiedzialności
– powiedział Kamil Karbowniczek z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej policji w Lublinie.
- Kierowcom tym grożą mandaty do 500 zł, 6 pkt. karnych, a nawet zatrzymanie prawa jazdy – dodał policjant.
W środę na drodze ekspresowej nr 12 w okolicach Jastkowa doszło do pożaru pojazdu. Ruch, na pasie w kierunku Lublina, został wstrzymany. Część kierowców, którzy przyjechali w pobliże płonącego samochodu nie chciało czekać na przywrócenie przejazdu. Zawracali i jechali pod prąd, by zjechać z drogi ekspresowej.
Film nagrany przez kamery monitoringu drogowego zamieściła na Twitterze GDDKiA. Widać na nim, przy ekranach dźwiękoszczelnych, pojazd poruszający się tyłem pod prąd, a za nim sznur samochodów jadących przodem, w tym samym kierunku. W oddali można dostrzec kolejne zawracające auta.
CZYTAJ WIĘCEJ: Co za głupota! GDDKiA ostrzega i udostępnia film z nagraniem mrożącym krew w żyłach
Rzecznik lubelskiego oddziału GDDKiA Krzysztof Nalewajko powiedział, że nagranie zostało zrobione w odległości 4 kilometrów od miejsca, gdzie droga została zablokowana.
Jak zapewnił Nalewajko, informacja o wstrzymaniu ruchu i zalecanych objazdach wyświetlana była już 14 km przed miejscem pożaru, przy węźle Nałęczów i potem przy węźle Jastków. Tam można było bezpiecznie zjechać z drogi ekspresowej.
- Ci kierowcy, którzy mimo to pojechali dalej w kierunku Lublina, powinni byli zatrzymać się, wyjść z samochodów, udać się za barierki i poczekać na przywrócenie ruchu – dodał Nalewajko.
- W takich sytuacjach kierowcy muszą stosować się do zaleceń służb. Nie mogą samodzielnie decydować o manewrach na drodze, to bardzo niebezpieczne – podkreślił Nalewajko.