Jacek Jaśkowiak nie ukrywa swojej fascynacji zagranicą. Nic więc dziwnego, że od ważnych uroczystości rocznicowych woli... śpiewanie kolęd w różnych językach.
13 grudnia, w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, prezydent Poznania nie uczcił pamięci ofiar komunistów. Mógł jednak ustalić wcześniej przyczynę swojej nieobecności z rzeczniczką, bo gdy ona tłumaczyła, że prezydent jest właśnie w stolicy, ten akurat radośnie wyśpiewywał "Cichą noc" po norwesku na Starym Rynku.
Czym pochwalił się nawet w mediach społecznościowych:
Jak podaje epoznan.pl Jaśkowiak faktycznie był w Warszawie, ale zdążył wrócić do Poznania, zanim zaczęły się oficjalne uroczystości. Prezydent Poznania wysłał jednak na nie swoją "delegację" - czyli strażników miejskich. A ci zaliczyli spektakularną wtopę.
Zamiast pod tablicą poświęconą Wojciechowi Cieślewiczowi, skatowanemu przez ZOMO dziennikarzowi "Głosu Wielkopolskiego", kwiaty złożyli pod tablicą wmurowaną w podzięce dla budowniczych Mostu Teatralnego.
A jakie jest wytłumaczenie ratusza?
Wieńce w imieniu prezydenta miasta Poznania składali miejscy strażnicy. Pojawili się w czterech miejscach. Ta delegacja robiła to pierwszy raz i być może doszło do pomyłki w tym konkretnym przypadku
- powiedziała dziennikarzom Radia Poznań Hanna Surma.
A wystarczyło po prostu przeczytać napis na tablicy...