Jakie są granice ingerencji Unii Europejskiej w polskie sprawy? Czy Bruksela może nam coś narzucić? Portal Niezalezna.pl zapytał o to polityków Prawa i Sprawiedliwości, Polskiego Stronnictwa Ludowego oraz Konfederacji.
- Są traktaty między Polską i Unią i to one wszystko regulują. Z pewnością wymiar sprawiedliwości to wyłączna kompetencja kraju członkowskiego. Natomiast lewicowa większość w Parlamencie Europejskim uważa, że może w tej kwestii wszystko
- mówi europoseł PiS Zbigniew Kuźmiuk.
- Bruksela na podstawie dwóch traktatów nie ma prawa ingerencji. To jest słowo, które jest formą manipulacji. Bruksela może sugerować państwom członkowskim rozwiązania, ale także nie we wszystkich kwestiach. Traktaty dają nam wolność głównie, jeżeli chodzi o sprawy migracyjne oraz sądownictwa. To są dwie kwestie, które w traktacie są wyłączone z jakiejkolwiek legislacji brukselskiej
- mówi inny europoseł PiS, Dominik Tarczyński.
Swoje obawy przed działaniem Unii zgłasza też poseł PSL.
- Obawiam się, że to, co w tej chwili jest robione, przez skorupę tej unifikacji wszystkiego i wszędzie, zatracimy naszą tożsamość i możliwości rozwojowe
– mówi poseł PSL-Koalicji Polskiej Jarosław Sachajko.
Artur Dziambor z Konfederacji postuluje daleko idącą zmianę UE.
- Moim zdaniem Unia Europejska powinna być bardzo daleko od polityki lokalnej. Powinna być po prostu wspólnota niepodległych państw, które mają na przykład wspólne ustalenia dotyczące opodatkowania, przekraczania granic i tak dalej. Absolutnie nie powinno być tak, że decyzje polityczne nasze muszą być podejmowane pod dyktando tego, co chcą sobie jacyś politycy z Belgii, Francji, Holandii czy Niemiec
– twierdzi.
- Nie przyjmiemy ingerencji. Tego słowa nie powinno się używać
– podsumowuje Dominik Tarczyński