Przypomnijmy: w rejonie stacji PKP Mika oraz w pobliżu Puław doszło do wysadzenia torów i uszkodzenia trakcji. Tylko cudem nie doszło do katastrofy kolejowej. Bezpośredni sprawcy – ludzie rosyjskiego wywiadu wojskowego (GRU) Jewhienij Iwanow (jego personalia jako pierwszy ujawnił portal Niezalezna.pl) i Ołeksandr Kononow – zdołali zbiec na Białoruś. Postawiono im zarzuty aktów dywersji o charakterze terrorystycznym na rzecz wywiadu Federacji Rosyjskiej przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej.
Dzisiaj zaś prokurator przedstawił zarzut trzeciej osobie: Wołodymirowi B. - chodzi o pomocnictwa w sprawie aktów dywersji z 15-16 listopada na infrastrukturę kolejową - poinformował w poniedziałek rzecznik Prokuratury Krajowej prok. Przemysław Nowak. To trzecia osoba z zarzutami w tej sprawie.
Niestety - choć wcześniej w ramach śledztwa dotyczącego aktów dywersji zatrzymano jeszcze cztery osoby, trzy zostały zwolnione, a jedna usłyszała zarzut ukrywania dokumentów (sąd nie zgodził się na jej aresztowanie).
„Nieświadomy” kurier GRU
ABW i policja zatrzymały w ubiegłym tygodniu czterech Ukraińców, byłych mieszkańców okupowanego Donbasu, którzy od dłuższego czasu przebywali w Polsce. Według funkcjonariuszy Agencji, materiał dowodowy był wystarczający, by postawić im zarzuty z art. 130 par. 7 kodeksu karnego (udział w działalności obcego wywiadu) i aresztować całą czwórkę.
Kluczową postacią był mężczyzna pełniący rolę „kuriera”. To on woził rosyjskich dywersantów – Iwanowa i Kononowa – podczas ich pobytu w Polsce, zapewniając im transport niezbędny do przygotowania ataku.
Mimo to prokuratura podjęła decyzję o... zwolnieniu wszystkich czterech podejrzanych. Śledczy uznali bowiem tłumaczenia kierowcy za wiarygodne – mężczyzna przekonywał, że nie miał pojęcia, kogo wozi, ani w jakim celu. Prokuratura "kupiła" wersję o nieświadomym kurierze, twierdząc, że w materiałach brakuje dowodów na jego celowy udział w dywersji. Jedynym zarzutem, jaki usłyszał jeden z zatrzymanych, jest ukrywanie dokumentów (rosyjskich paszportów), ale - jak się okazało - nawet w tym przypadku sąd nie zgodził się na areszt.
Wściekłość w służbach
Decyzja prokuratury - jak pisze dziś Onet.pl - wywołała oburzenie w szeregach Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Funkcjonariusze, którzy próbowali namierzyć siatkę wspierającą Rosjan, czują, że ich praca została zniweczona.
Portal pisze o „gorącej linii” między ABW a prokuraturą, która trwała przez dwa dni. Argumenty służb o logicznej i spójnej całości materiału dowodowego zostały jednak ostatecznie zignorowane przez śledczych.
Jak dowiedział się portal Niezalezna.pl - szczególną frustrację wywołało zlekceważenie przez prokuraturę informacji o dotychczasowym "modus operandi" Iwanowa. Na Ukrainie, przygotowując akty terroru, pozyskiwał on do tych zadań ludzi, którzy mieli przynajmniej częściową świadomość, w czym uczestniczą. Gdy np. Iwanow koordynował na zlecenie GRU próbę wysadzenia zakładu produkującego drony "NWP Athlon Avia" we Lwowie, zwerbował do tego zadania byłego pracownika zakładu, któremu za podłożenie ładunków wybuchowych obiecano 40 tysięcy dolarów. Zresztą Iwanow zajmował się właśnie poszukiwaniem i tworzeniem sieci agenturalnej spośród osób zamieszkujących terytorium Ukrainy. Co więcej - przelewał pieniądze ze środków otrzymanych od Jurija Syzowa, oficera GRU, bezpośrednim wykonawcom swoich zadań, a także zapewniał transport środków oraz narzędzia potrzebne do aktów dywersji.
Państwo z dykty?
Sprawa ta obnaża chaos panujący w strukturach bezpieczeństwa państwa pod rządami Donalda Tuska. Rosyjscy agenci wjechali do Polski i wyjechali z niej przez przejście w Terespolu - otwarte w drugiej połowie września 2025 r. przez Tuska - bez żadnych przeszkód. Co więcej, tożsamość Jewhienija Iwanowa i jego powiązania z GRU były znane służbom ukraińskim (został skazany zaocznie za prorosyjską dywersję), jednak polskie służby nie zweryfikowały go w bazach danych przy wjeździe.
Gdy dodamy do tego opieszałość rządu – premier Tusk przyznał, że doszło do aktu dywersji dopiero po dobie milczenia i presji medialnej – wyłania się obraz państwa bezbronnego. Informacyjny chaos, brak koordynacji między służbami a prokuraturą oraz naiwność w ocenie tłumaczeń współpracowników ludzi rosyjskiego wywiadu to wręcz zapraszanie Rosjan do przeprowadzania kolejnych ataków.
Rzecznik Prokuratury Krajowej, Przemysław Nowak, zasłania oczywiście się tajemnicą śledztwa, twierdząc, że zwolnienie podejrzanych „nie kończy sprawy”. Nie zmienia to faktu, że wypuszczeni na wolność pomocnicy GRU mogą teraz swobodnie zacierać ślady lub uciec z kraju – dokładnie tak, jak zrobili to bezpośredni wykonawcy aktów dywersji.