W rozmowie z naszym portalem profesor pedagogiki Aleksander Nalaskowski stwierdził, że jest wyjątkową złośliwością ze strony Donalda Tuska postawienie na czele resortu edukacji osoby, która nie ma „zielonego pojęcia” o szkole. Profesor Nalaskowski dodał, iż to. co się dzieje w edukacji, jest poniewieraniem szkoły przez zepchnięcie jej w doraźne rozgrywki polityczne.
Niezależna.pl: Ministerstwo Edukacji Narodowej pod kierownictwem Barbary Nowackiej wprowadza wieloaspektowe zmiany polskiej edukacji. Jak Pan Profesor ocenia te zmiany?
Prof. Aleksander Nalaskowski: Dotychczas szkoła była poza doraźnymi rozgrywkami politycznymi. A to, co się zarzuca byłemu ministrowi Przemysławowi Czarnkowi, jest oczywiście niesłuszną bzdurą. Bo Czarnek postawił na szkołę mądrą. Szkołę, która kreuje tożsamość, patriotyzm i szanuje nasze korzenie kulturowe. W tę stronę szły zmiany Czarnka. A słynny, wyśmiewany i krytykowany podręcznik „Historia i Teraźniejszość (HiT)” uważam za znakomity. I wycofanie go odbyło się ze szkodą dla młodzieży. W tej chwili więc szkoła – z takiego apolitycznego, tożsamościowego i uniwersalnego wymiaru - została przeniesiona w wymiar polityczny. Stała się elementem gry politycznej.
Jest wyjątkową złośliwością ze strony Donalda Tuska to, że postawił na czele resortu edukacji osobę, która nie ma zielonego pojęcia o szkole. Przecież pani Nowacka nigdy nikogo niczego nie uczyła. Gdzieś wygrzebano taką osobę po to, aby dokuczyć szkole. Żeby pokazać: „a ja wam to zrobię i co mi zrobicie?”. To sytuacja, jak w filmie „Miś”. Tam była taka scena, w której klient domaga się zwrotu płaszcza z szatni, a szatniarz po prostu mówi: „Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?”. Dokładnie tak samo jest z Tuskiem: to człowiek, który nie ma sumienia!
Podobnie jak z panią Nowacką jest z Sienkiewiczem - policjantem na czele Ministerstwa Kultury. Czy z panem Siekierskim – propagatorem uspołecznionego rolnictwa. I tak dalej, i tak dalej…
A wracając do tematu edukacji: to, co się dzieje, jest rozwalaniem czy też - inaczej mówiąc - poniewieraniem szkoły poprzez zepchnięcie jej w doraźne rozgrywki polityczne, w bieżącą politykę.
A co Pan Profesor sądzi o poszczególnych zmianach wprowadzanych przez minister Nowacką? Zacznijmy od słynnej sprawy prac domowych, których ma nie być w szkołach podstawowych już od 1 kwietnia (przynajmniej na ocenę)!
Brak prac domowych to zupełny humbug. Bo praca domowa jest samodzielną pracą dziecka, która przygotowuje je do samodzielnego życia. Proszę zwrócić uwagę na fakt, że umiejętność uczenia się samemu czy też autoedukacji, jest nam niezwykle potrzebna w świecie rozwijającej się technologii. Przecież kiedy ja byłem dzieckiem czy młodym człowiekiem, nikt nie słyszał o telefonach komórkowych i ich nie miał, nikt nie jeździł samochodem z automatyczną skrzynią biegów, nie miał żadnego komputera i tak dalej… Obsługi tych wszystkich urządzeń musiałem się nauczyć. Nie potrafiłbym tego zrobić, gdybym w dzieciństwie nie nauczył się odrabiać prac domowych. Gdybym nie nauczył się autoedukacji. W myśl powiedzenia: „czego Jaś się nie nauczył, tego Jan nie będzie umiał”!
„Amputowanie” prac domowych jest również - że tak powiem – oduczaniem pracowitości. Szkoła zamienia się w wesołe miasteczko: ma być radośnie i beztrosko; dużo wyjazdów! Tymczasem szkoła powinna być miejscem pracy! Szkoła - tak samo jak praca domowa - wdraża do pracy. A kiedyś te dzieci pójdą do pracy! Do różnych przedsiębiorstw, w tym do korporacji. I tam będzie się od nich wymagało samodzielnej pracy. Umiejętność samodzielnej pracy zaś kształtuje – między innymi - właśnie odrabiania lekcji!
Kolejna rzecz to zmiany w programach. Zacznijmy od zmian w podstawie programowej języka polskiego i historii. Co Pan Profesor o nich sądzi?
Mówi pan o słynnych zmianach. Na przykład o „wycięciu” z nauczania postaci rotmistrza Pileckiego czy w ogóle elementów chrześcijańskich. To decyzja czy też propozycja całkowicie „idąca w poprzek” naszym potrzebom i kreowaniu tożsamości. Próba wytworzenia „Polaka Uniwersalnego”, który będzie wierzył wyłącznie Brukseli i będzie proeuropejski. Ale żeby był proeuropejski, musi zapomnieć o swojej tożsamości i o swoich korzeniach. Temu właśnie służą wspomniane przez pana cięcia w literaturze czy w historii. Te cięcia mają następujące przesłanie: „Po co, młody człowieku będziesz sobie „zawracał głowę” jakimś chrztem Polski. Chrzest Polski był dawno. I w dodatku nie wiadomo, czy to prawda. W związku z czym, lepiej, żebyś poznawał mapę autostrad europejskich i dzieje naszych sąsiadów. Albo historię jednoczenia się Polski z Europą. Po co też będziesz sobie zawracał głowę II wojną światową. To było dawno i wszyscy o tym zapomnieli. Wszyscy sobie przebaczyliśmy”. To jest mniej więcej takie myślenie.
A zmiany w innych przedmiotach?
W przedmiotach przyrodniczych również dochodzi do zmian, które na tym etapie rozwoju technologii są zupełnie niepojęte. Bo żyjemy w świecie biotechnologii oraz rozpoznawania czy opanowywania zjawisk fizycznych. I usuwanie tutaj czegokolwiek nie ma najmniejszego sensu. A to tłumaczy się rzekomym przeciążeniem uczniów pracą. Na Boga! Te dzieci nie mają nic innego do roboty, tylko się uczyć!
Wspomniał Pan Profesor o „Polaku Uniwersalnym”. Jak rozumiem, to jest ten model wychowawczy, który wprowadzają w życie wszystkie wspomniane przez nas zmiany?
Tak. I proszę zwrócić uwagę na fakt, że nie mówiłem o tym, co się dzieje w ramach konkretnych przedmiotów, tylko o ich wychowawczej roli. Bo te wszystkie zmiany - tak czy inaczej - ingerują w proces wychowawczy. Mają jakiś wpływ na wychowanie: na kształtowanie charakteru młodego człowieka, jego podejścia do rzeczywistości. A to już jest czysta pedagogika! Czyste wychowanie!
Przedtem pewien typ modelu wychowawczego zaproponował minister Czarnek. I to był model wychowawczy, który miał szansę być zrealizowany. Natomiast trudno mówić o takim modelu wychowawczym, na który zgodziliby się wszyscy nauczyciele. Bo jest ich ponad sześćset tysięcy.
Zauważmy tu, że wśród posłów mamy zarówno panią minister Zalewską, jak i wytatuowanego Józefaciuka. I oboje są nauczycielami! Co pokazuje, jak duże jest spektrum postaw wobec wychowania. Jego model musiałby więc zostać wynegocjowany przez nauczycieli. Ja teraz nie mam pomysłu na taki model. Jestem daleko od szkoły. To znaczy – w pewnym sensie - od czynnego „uprawiania” szkoły. Co prawda przez dwadzieścia pięć lat byłem dyrektorem liceum, ale ten czas skończył się już dziesięć lat temu. I nie mam pełnego rozeznania. Ale od wszystkiego są fachowcy: pedagodzy i praktycy, którzy są w stanie zaproponować jakiś model wychowawczy.
Obecna minister edukacji już proponuje pewien model wychowawczy. Czy można powiedzieć, że jest to swoisty człowiek „bez właściwości”? Człowiek prounijny, którego łatwo zmieniać i dostosowywać do zmieniających się okoliczności?
Tak rzeczywiście jest! Chodzi bowiem o taki kierunek zmian, który czyni młodego człowieka sterowalnym. Najlepiej bez własnego zdania. Jedynie z jakimś wspólnie wynegocjowanym, ideologicznym kompromisem, jeżeli chodzi o poglądy. Tymczasem tu nie ma żadnych kompromisów! Wychowanie nie znosi niejednoznaczności. Musi być jednoznaczne. Nie może być kompromisowe.
Pan Profesor wspomniał o nauczycielach. Wydaje się, że wśród nich nie ma żadnych sprzeciwów wobec propozycji minister Nowackiej.
Rzeczywiście, nie ma. Ale nie ma sprzeciwu nie tylko wśród nauczycieli. Bo - co gorsza - również w środowiskach akademickich pedagogów nie słyszy się krytyki. Schowali się. Nie ma ich. Akademiccy pedagodzy, profesorowie pedagogiki nie zabierają głosu w tej sprawie. Jestem jednym z nielicznych, którzy o tym głośno mówią.
To chyba pokazuje jakiś kryzys polskiego życia naukowego…
Kryzys polskiej pedagogiki praktycznej. Zresztą, zdecydowanie zaczyna się pewien kryzys. Bo w oświacie i ogólnie w pedagogice, podejmuje się decyzje z „opóźnionym zapłonem”. Zawsze tak jest. Ponieważ raz wprowadzona zmiana zaowocuje za – mniej więcej – sześć, osiem lat. Tak było z gimnazjami. Długi czas gimnazja nie dawały o sobie znać. Ale w końcu młodzi ludzie po gimnazjach trafili na studia. Wtedy dopiero zobaczyliśmy, kogo nam przygotowało gimnazjum. I obudziliśmy się – że tak powiem – w koszmarze.
Teraz jest dokładnie tak, jak pan mówi: nikt nie przejmuje się obecnymi zmianami w edukacji. Być może pedagogiczne środowiska akademickie zorientują się, że coś jest nie tak dopiero wtedy, kiedy poddani owym zmianom młodzi ludzie dotrą na studia. Ale nie wiadomo, czy wspomniane przeze mnie środowiska kiedykolwiek zorientują się i uznają, że trzeba było protestować.
A wracając do nauczycieli: ich strajk chyba pokazał to, że niespecjalnie zależy im na nauczaniu, a bardziej na zdobywaniu pieniędzy. Zresztą również i teraz są niezadowoleni tylko z za małych – ich zdaniem – podwyżek pensji…
Obecnie tworzy się rodzaj pewnej fetyszyzacji niskich zarobków nauczycieli. Fetysz, że są tacy biedni! Na Boga, bycie nauczycielem to zawód, w którym ma się trzy miesiące „wolnego”. Co wychodzi po tym, jak się zsumuje wszystkie ferie, święta, wolne dni i tak dalej. A wymiar pracy nauczyciela stanowi osiemnaście godzin tygodniowo. Nie ma innego zawodu, w którym by ludzie z takim umiarem pracowali. W związku z czym pretensje nauczycieli w wielu wymiarach i przypadkach (choć nie zawsze) są naprawdę nieuzasadnione.
Można więc powiedzieć, że skoro nauczyciele nie sprzeciwiają się obecnym zmianom, to po prostu podoba im się fakt, że będą mniej pracowali, nie sprawdzając prac domowych?
Jest cicha zgoda nauczycieli. Być może jeszcze się obudzą. Miejmy taką nadzieję. Daj Boże! Ta cicha zgoda nauczycieli wynika z pewnej potrzeby komfortu. Po prostu nauczyciele szukają dla siebie „furtek” do tego, żeby nieco mniej pracować, lepiej zarabiać i mieć trochę mniejszą odpowiedzialności za własną pracę.
Rozmawiał Eryk Łozowski