- Podczas ostatniej kampanii prezydenckiej, spotykaliśmy się z Małgorzatą Kidawą-Błońską, z Rafałem Trzaskowskim, i w pewnym momencie, na szlaku, zauważyłem, że kamera telewizji TVN cały czas śledzi nas, jeździ za nami i czeka na najmniejsze potknięcie, gafę, które mogę zrobić ja czy kolega z ekipy. Ta praktyka jest od kilkunastu lat - powiedział dziennikarz TVP, Rafał Jarząbek.
Podczas posiedzenia sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu, dziennikarz TVP, Rafał Jarząbek, przyznał, że bywał w Sejmie jako dziennikarz portalu.
- Mój kolega z redakcji już nie pracuje, bo wykończył go panujący w Sejmie klimat, zjadła go presja, którą odczuwał od dziennikarzy stacji komercyjnych, w tym TVN - powiedział Jarząbek. Dodał, że jedna z dziennikarek sejmowych "z uporem maniaka chodziła za moim kolegą, mówiąc, że już nigdzie nie dostanie pracy".
- Można mówić o przejawach pewnej agresji wobec mojego kolegi, np. podawania tweetów sugerujących, że jest transwestytą - wskazał dziennikarz TVN.
- Podczas ostatniej kampanii prezydenckiej, spotykaliśmy się z Małgorzatą Kidawą-Błońską, z Rafałem Trzaskowskim, i w pewnym momencie, na szlaku, zauważyłem, że kamera telewizji TVN cały czas śledzi nas, jeździ za nami i czeka na najmniejsze potknięcie, gafę, które mogę zrobić ja czy kolega z ekipy. Ta praktyka jest od kilkunastu lat - wskazał Rafał Jarząbek.
Opowiedział także o niedawnej sytuacji z Siedlec.
- 24 stycznia pojawiłem się na spotkaniu z Donaldem Tuskiem, żeby zadać mu kilka pytań. Spotkanie było jakie było, na żadne pytanie nie odpowiedział. Gdy wyjeżdżałem z Siedlec, już TVN opublikował obszerny artykuł o mnie - powiedział Jarząbek.
Na sugestie, czy przedstawił się tam jako dziennikarz, odpowiedział: - To, że jestem dziennikarzem nie oznacza, że nie mam praw obywatelskich.