Swoje listy protestacyjne mieszkańcy, przed oknami których zaledwie w odległości 4 metrów wyrósł płot, wysłali do warszawskiego Ratuszu. Boją się o jakość prac i że utracą ostatni zielony skwer w okolicach...
„Pozwolenie na budowę wydano w 2013 r. Od tamtej pory wszystkie uzgodnienia i analizy - p. poż., geodeci itp., itd. straciły ważność! Teren budowy jest terenem zalewowym - nikt nie zrobił aktualnych badań gruntów! wykonawca nie ma aktualnych planów infrastruktury gazowej, elektrycznej czy hydraulicznej! Okoliczne budynku już osiadają, a przy prowadzeniu prac ziemnych przy budowie garażu podziemnego może powstać zagrożenie katastrofą budowlaną (zawalenie się budynków)”
- wzywają władze miejskie mieszkańcy.
Jest to kolejny przykład na to, jak w Warszawie tak naprawdę w wielu miejscach decyduje wola dewelopera, a nie wola mieszkańców. Dlatego też niewątpliwie urzędnicy dzielnicy powinni jak najszybciej poinformować, dlaczego podjęli taką a nie inną decyzję, pozwalającą na budowę apartamentowca na ostatnim skrawku zieleni wokół osiedla
- komentuje w rozmowie z niezalezna.pl sprawę po wstępnym zapoznaniu się Sebastian Kaleta, wiceszef komisji weryfikacyjnej i lider listy PiS do Rady Warszawy na Pradze Południe.
Dostałem sygnał w tej sprawie. Jak najbardziej uważam, że trzeba się przyjrzeć temu, co piszą mieszkańcy
- zapowiada.