- Myślę, że spory wpływ na politykę wschodnią Unii Europejskiej mają europosłowie z naszego regionu. W tym sensie tak – obecność naszych krajów w UE sprawia, że elit europejskich nie może nie obchodzić Białoruś - ocenia w rozmowie z portalem Niezalezna.pl europoseł Prawa i Sprawiedliwości, profesor Zdzisław Krasnodębski.
Adrian Siwek: Czy Unia Europejska powinna jakoś zareagować na to, co dzieje się na Białorusi, czy może nie leży to w gestii UE?
Prof. Zdzisław Krasnodębski: Oczywiście leży, powinna zareagować i zareaguje w odpowiedni dla siebie sposób, tak jak zwykle reaguje w tego typu sytuacjach. Mianowicie wyda oświadczenie, poinformuje, że zastanawia się nad sankcjami (ale prawdopodobnie do tych sankcji nie dojdzie), będzie wzywała do dialogu. Natomiast inną kwestią jest to, czy my uważamy taką reakcję za wystarczającą. Ta oficjalna reakcja Unii jest i będzie w jakimś sensie oczywista, rutynowa, a nawet powiedziałbym rytualna.
Czy Unia Europejska ma jednolite podejście do problemu Białorusi?
Poszczególne kraje mają swoje interesy, instytucje unijne zgodne z wypadkową tych interesów oraz z ogólną doktryną unijną. Dziwi mnie proste utożsamianie polskich interesów z interesami Unii, które pojawia się przy okazji każdego kryzysu. Oczywiście po części się one pokrywają. Z całą Unią Europejską łączy nas świadomość niebezpieczeństwa, które płynie ze strony Rosji, oraz przekonanie, że demokracja jest właściwą formą sprawowania rządów. Założywszy ten wspólny interes i ogólne wspólne wartości, powinniśmy działać wspólnie, ale przecież musimy sobie zdawać sprawę, że niekoniecznie wszystko, czego chcą elity europejskie, musi odpowiadać naszym interesom i naszym wartościom. Polityka unijna nie może oznaczać rezygnacji z polityki polskiej – wewnątrz Unii i obok niej.
Czy pana zdaniem, elity europejskie w ogóle obchodzi Białoruś i to, co się tam dzieje?
Myślę, że spory wpływ na politykę wschodnią Unii Europejskiej mają europosłowie z naszego regionu. Są oni bardzo aktywni, jeżeli chodzi o partnerstwo wschodnie. Także europosłowie z Polski odgrywają bardzo ważną rolę. W tym sensie tak – obecność naszych krajów w UE sprawia, że elit europejskich nie może nie obchodzić Białoruś. Zazwyczaj mówiąc tak, mamy na myśli instytucje unijne w rodzaju Komisji Europejskiej, Wysokiego Komisarza ds. Działań Zewnętrznych, ale czy kwestia Białorusi obchodzi np. Paryż i tak bardzo ważnego polityka Unii Europejskiej, jak prezydent Macron? Można mieć wątpliwości. Na ile też całość elit niemieckich chciałaby pójść na jakąś ostrzejszą konfrontację z Rosją? Na razie Angela Merkel od lat buduje wspólnie z Rosją Nord Stream 2. Zapewne wśród elit zachodnioeuropejskich istnieje także obawa przed destabilizacją sytuacji na wschód od polskich granic, która zmuszałaby je do otwartego działania, a przecież mają tyle już problemów.
Czy Unia Europejska posiada jakieś realne instrumenty, które mogłyby w jakiś sposób wpłynąć na władze białoruskie?
Posiada jeden ważny instrument, który zawsze i wszędzie bywa skuteczny - środki finansowe i gospodarcze. Niekoniecznie musi chodzić o sankcje, gdyż jak wiadomo, dopiero niedawno zniesiono sankcje wobec Białorusi i nie sądzę, żeby chciano do nich wrócić, chyba, że byłoby one bardzo selektywne, ale może raczej zastosuje się zachęty finansowe, premiujące dobre zachowanie - np. jakiś specjalny fundusz pomocowy, a jednocześnie wspieranie funduszami społeczeństwa obywatelskiego, atrakcyjne projekty współpracy gospodarczej. Obok tego Unia dysponuje także innymi miękkimi środkami - dyplomacja, dialog i różnego rodzaju naciski polityczne. I to w zasadzie tyle.