- "Ratownicy idący jedną z dwóch dróg i budujący lutniociąg doprowadzający powietrze są ok. 30 metrów od przygniecionego górnika. Powinni dotrzeć do niego w ciągu 1,5 godziny" - poinformował prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Jak dodał, nadal nie ma kontaktu z pozostałymi czterema poszukiwanymi górnikami.
Nadal nie ma kontaktu z czterema górnikami, zaginionymi w sobotę po tąpnięciu w kopalni Zofiówka w Jastrzębiu-Zdroju. Od piątego górnika, przygniecionego ciężkimi elementami, ratowników dzieli ok. 30 metrów. Aby móc go wydostać, zastępy ratownicze budują pod ziemią tzw. lutniociąg doprowadzający powietrze.
Najnowsze informacje dotyczące postępów akcji ratowniczej przekazali rano członkowie zarządu Jastrzębskiej Spółki Węglowej: prezes Daniel Ozon i jego zastępca Tomasz Śledź. Jak podali, pod ziemią stale pracuje 17 zmieniających się zastępów ratowniczych, a ogółem w akcję zaangażowanych jest ponad 200 osób.
"Priorytetem dla nas jest dostarczenie jak największej ilości tlenu do obszaru zagrożonego" - powiedział prezes Ozon, przypominając, że ratownicy zmierzają do miejsca, gdzie powinni być zaginieni górnicy, z dwóch stron.
W jednym z chodników budowany jest lutniociąg, czyli instalacja doprowadzająca powietrze - w nocy zbudowano ok. 100 m tej instalacji.
Zostało nam ok. 30 m do tego pierwszego uwięzionego górnika, którego wczoraj zidentyfikował jeden z zastępów. Sądzimy, że to jest kwestia około półtorej godziny, kiedy dotrzemy do tego górnika
- ocenił Ozon.
Napowietrzenie zagrożonego rejonu jest konieczne, by ratownicy mogli bezpiecznie pracować.
Z czterema poszukiwanymi górnikami nie nawiązano dotąd kontaktu. Dotarcie do nich utrudniały szkody, wyrządzone w wyrobiskach przez wstrząs - chodniki zostały częściowo zdeformowane lub zawalone - ratownicy napotkali rumowiska, powstałe w wyniku zawałów. Akcję utrudnia także wysoka temperatura oraz niezdatna do oddychania atmosfera - ratownicy pracują w aparatach tlenowych. Po północy w akcję zaangażowanych było ponad 200 osób.
Prezes Wyższego Urzędu Górniczego Adam Mirek zapowiedział powołanie komisji, która ma wyjaśnić przyczyny i okoliczności wypadku. Jak podała JSW, "przyczyną tąpnięcia był wstrząs samoistny spowodowany warunkami naturalnymi". Był to najsilniejszy wstrząs w historii kopalni Zofiówka - w popularnej skali Richtera jego siłę ocenia się na ponad 3,4 stopnia.
W chwili wstrząsu, w sobotę około 11. przed południem, w kopalni pracowało 250 osób, z czego w rejonie bezpośredniego zagrożenia 900 m pod ziemią - 11. Czterem z nich udało się uciec, siedmiu zostało pod ziemią. Po kilku godzinach ratownicy odnaleźli dwóch z nich - są w szpitalu z niegroźnymi dla życia urazami. Wieczorem natrafiono na kolejnego górnika - przygniecionego i bez oznak życia. Z czterema kolejnymi nie było kontaktu.
W sobotę wieczorem kopalnię odwiedził premier Mateusz Morawiecki, który spotkał się ze sztabem akcji ratowniczej, przedstawicielami JSW i nadzoru górniczego. Szef rządu odwiedził też poszkodowanych górników w jastrzębskim szpitalu.