Wszystko wskazuje na to, że przyjdzie taki moment, w którym tysiące Polaków spojrzą na swoje wyliczenia z ZUS i uświadomią sobie, że nie starczy nawet na czynsz. Ten moment może nadejść szybciej, niż się wydaje. I to nie dlatego, że komuś powinie się noga, straci pracę czy popadnie w inne tarapaty. Wygląda na to, że cały system właśnie się sypie. Po cichu.
Dane GUS są zatrważające
Dane Głównego Urzędu Statystycznego są bezlitosne. Do 2060 roku liczba mieszkańców Polski spadnie z obecnych 37,4 mln do 30,9 mln, a według najbardziej pesymistycznych prognoz nawet do 26,7 mln. To tak, jakby z mapy zniknęło kilka całych województw. Mniej ludzi to mniej pracujących, mniej składek, mniej pieniędzy dla przyszłych emerytów. A system emerytalny działa jak domino. Jeśli zabraknie jednego elementu, całość się wali.
Dzisiejsi czterdziestolatkowie są w najgorszym możliwym miejscu. Są za młodzi, żeby korzystać z obecnych emerytur, ale za starzy, żeby doświadczyć efektów ewentualnych reform. Nawet jeśli rewolucja demograficzna zaczęłaby się dziś, potrzeba lat, by dzieci się urodziły, wykształciły i zaczęły pracować. A tymczasem oni za ćwierć wieku lat sami staną u bram systemu, który może już nie istnieć.
Rośnie liczba emerytów i rencistów
Zależność jest prosta. W 2022 roku na 100 osób pracujących przypadało 70 emerytów. Jednak za 35 lat będzie ich już 105. To oznacza, że każdy pracujący będzie „utrzymywał” więcej niż jedną osobę starszą. A to przekłada się na głodowe świadczenia i dramatyczne różnice między regionami.
Najmocniej ucierpią województwa świętokrzyskie, lubelskie i opolskie, gdzie populacja spadnie nawet o 25–30 %. Wschodnia Polska zacznie pustoszeć jak w czasie powojennej emigracji. Infrastruktura się nie utrzyma, szkoły się zamkną, przychodnie znikną z mapy.
Dojdzie do podziału finansowego
Na przeciwnym biegunie znajdą się Mazowsze i Pomorze, które co prawda również stracą ludność, ale znacznie wolniej. Tam będą pieniądze, usługi, tam zostaną ci, którzy będą mogli sobie na to pozwolić. Reszta? Zostanie z coraz mniejszą emeryturą i coraz większymi potrzebami. Tylko w ciągu jednej generacji może dojść do nowego podziału Polski. Finansowego i cywilizacyjnego.
Jeszcze nie jest za późno, by coś zrobić, ale zegar tyka. Oszczędzanie „na starość” to nie luksus — to konieczność. Bez prywatnych planów emerytalnych, dodatkowych źródeł dochodu i realnego przygotowania, wielu Polaków skończy na marginesie. System nie wytrzyma i to nie jest opinia, tylko matematyka.
Demografia nie krzyczy. Ona sączy się powoli, ale nieuchronnie. I kiedy w końcu uderzy, nie będzie zmiłowania. Ci, którzy dziś inwestują w przyszłość, mają jeszcze szansę. Ci, którzy czekają na obietnice mogą zostać z niczym.