Rumunia, która dopiero co objęła półroczną prezydencję w Radzie Unii Europejskiej deklaruje, że nie zostawia sprawy procedury z art. 7, która jest prowadzona przeciw Polsce. Minister spraw zagranicznych tego kraju podkreśla jednak, że dalsze kroki będą zależne od państw Wspólnoty.
Rumuński minister spraw zagranicznych Teodor Melescanu podczas spotkania z brukselskimi korespondentami w Bukareszcie mówił, że jego kraj nie jest przeciwny kontynuowaniu procedury z art. 7. Choć kraj sprawujący prezydencję nie ma zbyt wielkiej władzy w UE, ma jeden przywilej – może decydować o porządku obrad poszczególnych posiedzeń. Dlatego jeśli Bukareszt zdecydowałby, że nie chce na razie organizować wysłuchań, czy dyskusji dotyczących praworządności w Polsce, sprawa mogłaby zniknąć na najbliższe kilka miesięcy.
Takiej decyzji jednak nie ma.
Rumunia sama nie decyduję o tym, by coś umieścić w porządku obrad. Rumunia nie jest przeciwko temu, żeby coś umieścić na agendzie, ale to leży w gestii większości państw członkowskich
– powiedział szef dyplomacji tego kraju.
Podobne podejście stosowali Austriacy, którzy sprawowali prezydencję w drugiej połowie 2018 roku. W czasie ich przewodnictwa sprawa praworządności w Polsce stawała na każdym posiedzeniu Rady ds. Ogólnych. W przypadku Rumunii tak nie będzie, bo na pierwszym tegorocznym spotkaniu ministrów ds. europejskich nie było punktu dotyczącego art. 7.
Wszystko zależy od krajów członkowskich. My będziemy próbować mieć bardzo zrównoważone podejście, biorąc pod uwagę różne stanowiska. Jeśli będzie większość oczywiście będziemy zobligowani, żeby dodać to do porządku obrad. Jeśli jej nie będzie nie będziemy tego robić
– oświadczył minister Melescanu.