To miał być tylko jeden film. To miała być tylko chwilowa, jednoroczna moda. To miało być wreszcie zjawisko trwające nie dłużej niż trzy–cztery lata. Nic z tego: od 2006 roku chrześcijańskie filmy mają w USA coraz szerszą widownię i przynoszą coraz potężniejsze zyski. W ostatnich miesiącach – po niespodziewanym sukcesie wyświetlanego także w Polsce filmu „Nieplanowane” – amerykańskie kina podbił obraz „Overcomer”.
W 2018 roku znany amerykański dziennik „USA Today” pisał: „Przestańcie nazywać sukcesy chrześcijańskich filmów »niespodzianką«. Czas, by Hollywood uwierzył w chrześcijańską rozrywkę”. Mijający rok potwierdził słuszność tych słów. Oparty na faktach dramat obyczajowy „Breakthrough”, którego budżet wyniósł 14 mln dolarów, zarobił w 2019 roku w kinach ponad 50 mln USD – a podczas pierwszego weekendu wyświetlania był trzecim najchętniej oglądanym filmem w Stanach.
Inny chrześcijański film – „Overcomer” – przyniósł dochód w wysokości niemal 40 mln dolarów, choć jego realizacja kosztowała niespełna 5 mln. W weekend otwarcia (sierpień 2019 roku) także zajął 3. miejsce w rankingu najbardziej kasowych produkcji, wyprzedzając wiele hollywoodzkich hitów z gwiazdorską obsadą.
I wreszcie głośny również w Polsce obraz „Nieplanowane”, opowiadający bez ogródek o przemyśle zabijania nienarodzonych dzieci. Budżet: 6 mln dolarów. Dochód: ponad 20 mln USD, i to mimo oznaczenia filmu jako „R” (tylko od 18 lat) – co automatycznie ograniczyło liczbę seansów – oraz mimo niemal całkowitego braku reklamy z powodu cenzury w mediach. W pierwszych dniach po premierze film uplasował się na 4. miejscu najpopularniejszych hitów kinowych w USA.
Filmowa pasja
Fenomen amerykańskich christian movies, które należy odróżnić od istniejącego od zawsze kina religijnego (mieszczącego zarówno wielkie eposy w rodzaju „Dziesięć przykazań”, jak i psychologiczne „Ofiarowanie” Andrieja Tarkowskiego), ma swój początek w ogromnym, nieoczekiwanym sukcesie filmu „Pasja” Mela Gibsona. Kontrowersyjny obraz australijskiego aktora – zrealizowany za 30 mln dolarów – zarobił ponad 620 mln USD. Pieniądze nie są tu jednak najistotniejsze. Film Gibsona, choć musiał opierać się atakom rozmaitych wpływowych środowisk oraz ucierpiał z powodu cenzury lub braku dystrybucji w różnych państwach (m.in. Izrael i Malezja), ściągnął do kin setki tysięcy chrześcijan na całym świecie. Fakt, iż w USA miliony widzów udały się na film – powszechnie wyszydzany za „religijny prymitywizm” i oskarżany o natrętną chrześcijańską propagandę oraz antysemityzm – ośmielił niezależnych amerykańskich filmowców.
Już w 2006 roku w Stanach Zjednoczonych powstało kilkanaście chrześcijańskich filmów, które mimo niewielkiego budżetu i wąskiej dystrybucji przyniosły zaskakująco spore zyski w stosunku do nakładów. W niektórych przypadkach, jak na przykład „Facing the Giants” Alexa Kendricka (reżysera wspomnianego wyżej „Overcomer”) – gigantyczne. Opowiadający z chrześcijańskiej perspektywy o amerykańskich futbolistach dramat kosztował jedynie 100 tys. dolarów (kwota nikła nawet jak na polskie warunki), nakręcony został na taśmie wideo i był wyświetlany w ograniczonej liczbie kin. Główną rolę zagrał reżyser, a jednego z trenerów – zaprzyjaźniony z filmowcami pastor. Ta „amatorszczyzna” nie przeszkodziła zarobić twórcom na czysto 10 mln USD.
Moda na chrześcijańskie filmy, tłumaczona często jedynie powodzeniem „Pasji” Gibsona, miała być krótkotrwałym fenomenem – podobnym wysypowi filmów katastroficznych po „Dniu Niepodległości” czy kostiumowych superprodukcji po „Gladiatorze”. Ale od premiery „Pasji” minął rok, potem dwa, a w USA wciąż produkowano po kilkanaście christian movies rocznie, w tym wiele niespodziewanych kinowych przebojów.
Przykłady można mnożyć. Niskobudżetowy (500 tys. dolarów) dramat „Fireproof” Kendricka – opowiadający o wierze ratującej małżeństwo – przyniósł aż 33 mln dolarów zysku i był najbardziej kasowym niezależnym filmem 2008 roku. Nie wszystkim się to spodobało – gdy w Los Angeles odbywała się premiera „Fireproof”, próbowano podpalić kościół wspólnoty z Sherwood, która wyprodukowała film. Obyczajowa „Surferka z charakterem” (2011 rok, reż. Sean McNamara) przy 18 mln dolarów wydatków na realizację zarobiła 47 mln USD – przy czym ku zaskoczeniu mainstreamowych krytyków 80 proc. widzów stanowiły kobiety, a niemal 60 proc. ludzie poniżej 25. roku życia.
Jeszcze większą niespodziankę sprawili „Odważni” Alexa Kendricka (2011). Chrześcijański dramat z ledwie 2-milionowym budżetem zgarnął z rynku ponad 35 mln dolarów, w pierwszy weekend deklasując takie filmy jak thriller „Dom snów” z Danielem Craigiem, Naomi Watts i Rachel Weisz (oraz budżetem w wysokości 50 milionów USD). Amerykański magazyn rozrywkowy „Entertainment Weekly” komentował z podziwem: „»Odważni« to prawdziwy czempion tego weekendu”.
Walka Dawida z Goliatem
W 2014 roku, czyli dekadę po ogromnym światowym sukcesie „Pasji”, chyba nawet najwięksi sceptycy musieli przyjąć do wiadomości, że christian movies na stałe zagościły w repertuarze amerykańskich kin. Zwłaszcza że w tym samym roku serca widzów w USA podbiły dwa kolejne religijne filmy. Hagiograficzny „Syn Boży” przyniósł producentom niemal 70 mld USD dochodu, a „Bóg nie umarł” – kameralny dramat chrześcijański zrobiony kosztem 2 mln dolarów – w box office odnotował aż 65 mln dolarów. Ten ostatni film był zresztą tak popularny, że twórcy dokręcili później do niego dwie części.
W 2015 roku sporą popularność uzyskał obraz „Czy naprawdę wierzysz?”, stawiający pytania o autentyczność wiary we współczesnym świecie. Fabułę wymyślili Cary Solomon i Chuck Konzelman, późniejsi scenarzyści filmu „Nieplanowane”. Jeszcze zuchwalej kina zawojował w tym samym czasie nakręcony za niewielkie pieniądze (3 mln dolarów) „War Room” Alexa Kendricka. Opowieść o tym, jak wiara może cementować rodzinę, przyciągnęła przed ekrany tylu widzów, że producenci w rubryce „box office” mogli wpisać: 74 mln dolarów. „Niektórzy mogą nazwać to showbiznesowym starciem pełnego wiary Dawida ze świeckim Goliatem” – relacjonowała zdumiewający sukces kasowy „War Room” liberalna telewizja CNN. W drugim tygodniu wyświetlania w kinach film – niemający w obsadzie żadnego rozpoznawalnego aktora – wspiął się na szczyt listy najpopularniejszych filmów w amerykańskich kinach!
W 2018 roku podobne triumfy święciła produkcja „I Can Only Imagine”. Wpływy z biletów wyniosły 86 mln dolarów, przy 7-milionowym budżecie. Na tym nie koniec. Okazało się, że ta historia chrześcijańskiego zespołu rockowego MercyMe stała się 4. najpopularniejszym filmem biograficzno-muzycznym wszech czasów – po głośnych „Bohemian Rhapsody”, „Straight Outta Compton” i „Spacerze po linie”. Film wyświetlano na ekranach kin kilkunastu innych państw – prawa do dystrybucji nabyli nawet Chińczycy, którzy z reguły nie dopuszczają do kin żadnych filmów z jakimkolwiek religijnym przesłaniem.
Fenomen popularności christian movies daje tym bardziej do myślenia, że dotyczy w przeważającej mierze filmów kameralnych, niemających żadnych cech gatunkowych superprodukcji; z obsadą, w której nie tylko nie ma gwiazd wielkiego formatu, lecz także aktorów drugiego bądź trzeciego szeregu. Dość powiedzieć, że w wielu produkcjach – nawet tych tak popularnych jak „Odważni” – gros ról obsadzonych było przez zwykłych amatorów, w przypadku wspomnianego wyżej filmu... wiernych Kościoła Baptystów Sherwood (zresztą wspólnota ta posiada i prowadzi wytwórnię filmową, która wyprodukowała takie obrazy jak „Facing the Giants” czy „Fireproof”). Zawodowi aktorzy występujący w christian movies to z kolei często gorliwi, zdeklarowani chrześcijanie – nieobawiający się ostracyzmu środowiska. Na przykład Ashley Bratcher, odtwórczyni głównej roli w filmie „Nieplanowane”, jest antyaborcyjną aktywistką, a Shane Harper i Kevin Sorbo, „gwiazdy” filmu „Bóg nie umarł”, to osoby znane w środowisku filmowym bardziej z deklarowania wiary niż osiągnięć artystycznych.
Netflix po chrześcijańsku
Współtworzenie christian movies wiąże się jednak niestety nie tylko z ostracyzmem lewicowego Hollywood. W przypadku niektórych produkcji to także cenzura, sekowanie i represje.
W „GP” pisaliśmy już o problemach, z jakimi musieli sobie poradzić twórcy antyaborcyjnego filmu „Nieplanowane”. Z obawy przed atakami liberalnych mediów sceny kręcono w tajemnicy, a każda osoba zaangażowana w produkcję musiała podpisać umowę poufności zobowiązującą do unikania rozmów z prasą. Większość stacji telewizyjnych działających w kablówkach – m.in. A&E Television Networks, Discovery, NBCUniversal, Hallmark Channel – odmówiło emisji reklam „Nieplanowane”. I o tym, że wielkie wytwórnie muzyczne nie zgodziły się (rzecz niespotykana w show-businessie) na płatne wykorzystanie w filmie takich piosenek jak „Girls Just Want to Have Fun” Cyndi Lauper czy „How to Save a Life” zespołu The Fray.
W znacznie bardziej zlaicyzowanej Kanadzie producenci mieli jeszcze większe trudności. Najpierw brak dystrybutora (ostatecznie film rozprowadzała niewielka firma Cinedicom, której prezes jest chrześcijaninem), potem perturbacje z kinami odmawiającymi wyświetlania antyaborcyjnego obrazu, wreszcie groźby śmierci kierowane do właścicieli placówek, które odważyły się pokazać „Nieplanowane” (w ich wyniku dwa pokazy odwołano).
Na szczęście poza dystrybucją kinową – często dyskryminującą filmowców spod znaku christian movies – w USA powstają coraz to nowe systemy obiegu tych treści. Na rynku funkcjonuje już kilka wielkich sklepów internetowych (m.in. FishFlix.com, ChristianCinema.com, ChristianMovies.com) sprzedających DVD i BluRay wyłącznie z filmami chrześcijańskimi. Umożliwia to dotarcie z produkcjami do miejsc, w których kina z różnych powodów (najczęściej ideologicznych) nie wyświetlają filmów z przesłaniem religijnym.
W ostatnim czasie powstały nawet dwa serwisy, nazywane niekiedy chrześcijańskim Netflixem. Oferują one w ramach abonamentu dostęp do setek filmów, seriali i programów dla dzieci. Pierwszy z nich to Parables.tv, drugim jest PureFlix, będący jednocześnie jedną z najważniejszych wytwórni christian movies (do najbardziej znanych produkcji należą „Bóg nie umarł” i „Nieplanowane”). Liczba subskrybentów tego ostatniego wynosi obecnie 250 tys. i cały czas skokowo rośnie. Prezes PureFlix Greg Gudorf już teraz zapowiada w wywiadach, że zamierza rzucić wyzwanie Hollywood, które jego zdaniem pozostaje nieczułe na gusty i światopogląd znacznej części amerykańskiego społeczeństwa. A ci, którzy piętnaście lat temu żartowali z potencjału christian movies, już nie śmieją się z tych zapowiedzi.
Christian movies w Afryce
Christian movies to fenomen nie tylko amerykański. Filmy o takiej tematyce cieszą się też ogromną popularnością w Afryce. W RPA niezwykłą furorę zrobił film „Faith like Potatoes” („Wiara jak ziemniaki”), nazwany przez jednego z amerykańskich krytyków „»Fireproof« na sterydach”. Z kolei w Nigerii filmy chrześcijańskie stanowią 20 proc. całego przemysłu filmowego, nazywanego szumnie Nollywood. Zresztą największe studio filmowe w Nigerii jest własnością... zielonoświątkowego Odkupionego Chrześcijańskiego Kościoła Bożego. Główną imprezą filmową w kraju jest zaś GOFESTIVAL, czyli festiwal „filmów gospel”.
Tekst ukazał się w tygodniku "Gazeta Polska"