Nie cichnie skandal w związku z umorzeniem sprawy przeciwko Sławomirowi Nowakowi w tzw. „wątku polskim”. Tym bardziej, że portal Niezalezna.pl ujawnia nowe okoliczności, które szokują. Przypomnijmy najważniejsze fakty:
- umorzenie ogłoszone zostało podczas posiedzenia wstępnego, którego rolą powinny być jedynie kwestie organizacyjne przyszłego procesu;
- postanowienie wydano bez analizy materiału dowodowego na rozprawie głównej;
- orzeczenie wydał 29-letni asesor z rocznym doświadczeniem w sądzie;
- prokurator obecna podczas posiedzenia nie tylko poparła wniosek obrony, ale nawet zadeklarowała, że prokuratura nie będzie składać zażalenia w przypadku umorzenia.
Bulwersujących okoliczności jest znacznie więcej i nic dziwnego, że prawnicy ostro komentują sytuację, która miała miejsce w miniony piątek (19 września) w Sądzie Rejonowym Warszawa Mokotów.
Kluczowa jest jednak opinia osób, które doskonale znają materiał dowodowy, a także podejmowały decyzję podczas śledztwa przeciwko m.in. Sławomirowi Nowakowi. Niewątpliwie do nich należy prokurator Magdalena Kołodziej, była naczelnik wydziału śledczego Prokuratury Okręgowej w Warszawie, ale przede wszystkim szefowa zespołu śledczego, który rozpracowywał – wraz z funkcjonariuszami Centralnego Biura Antykorupcyjnego – działalność Nowaka i innych osób, które usłyszały zarzuty przestępstw o charakterze korupcyjnym. Co warto podkreślić, kierowała także powołanym do tej sprawy - jednym z pierwszych w Polsce - wspólnym zespołem międzynarodowym (JIT) z prokuratorami z Ukrainy i funkcjonariuszami NABU.
Dziennikarz portalu Niezalezna.pl rozmawiał z prok. Kołodziej. Jej opinia o umorzeniu postępowania, i to na posiedzeniu de facto organizacyjnym, jest jednoznaczna:
„bulwersująca i dla mnie nie do zaakceptowania. Dowody w tej sprawie były mocne. Tak zakończyć sprawę, bez przeprowadzenia postępowania dowodowego, jest skandaliczne”.
Problemy z osądzeniem tej sprawy pojawiły się bardzo szybko. Niemal natychmiast po skierowaniu aktu oskarżenia ze wszystkimi wątkami – zarówno ukraińskimi, jak i polskimi - do Sądu Okręgowego w Warszawie. Najpierw proceduralna przepychanka, kto będzie orzekał w sprawie, a później sprawę „poszatkowano”.
„Nie widziałam i nadal nie widzę merytorycznego uzasadnienia dla podzielenia tej sprawy na różne wątki. Nie jest to ani ekonomika, ani sprawność postępowania” – tłumaczy prok. Kołodziej.
Była szefowa zespołu śledczego przyznaje, że od wielu miesięcy nie wie co się dzieje w sprawie, bo nie ma dostępu do materiałów. Tak było również w momencie, gdy „wątek polski” trafił do sądu na Mokotowie.
„Już nie nadzorowałam tego postępowania” – podkreśla, ale była zaskoczona informacją, że sprawa trafiła do referatu asesora. – „Bo moim zdaniem jest trudna i skomplikowana, raczej nie na tak niewielkie doświadczenie zawodowe asesora. To nie była kwestia kradzieży, czy niealimentacji”.
Postępowanie zostało jednak umorzone na posiedzeniu wstępnym.
„Dla mnie to decyzja nie do przyjęcia, skandaliczna i oparta na jakichś innych przesłankach aniżeli merytorycznych. Przeczy moim zdaniem materiałowi dowodowemu, który został zgromadzony. To ucieczka przed przeprowadzeniem przewodu sądowego i przesłuchaniem istotnych świadków w tej sprawie” – oceniła.
W tłumaczeniach padło stwierdzenie o braku podstaw do wniesienia aktu oskarżania.
„Prokurator Jan Drelewski, który kierował akt oskarżenia, był członkiem naszego zespołu śledczego, idealnie zgromadził materiał i przekazał do sądu. Moim zdaniem, były w nimi dowody na skazanie. Nawet nie tylko na wątek polski, a również w głównym” – stwierdziła prok. Kołodziej, która kilka razy podkreślała, że materiał dowodowy powinien zostać poddany ocenie procesowej. A tak się nie stanie.
„Jak sąd miał wątpliwości, to mógł właśnie na rozprawie zadać świadkom pytania, który by ewentualnie je rozwiał. Czy to na korzyść czy niekorzyść oskarżonych” – tłumaczy była szefowa JIT. - „Decyzja zdecydowanie przedwczesna i przesłanki do umorzenia w mojej ocenie nie zaistniały”.
Teraz już wiadomo, że na posiedzeniu obecna była naczelnik I wydziału śledczego Prokuratury Okręgowej w Warszawie, prok. Małgorzata Ceregra-Dmoch. Z kolei stowarzyszenie Ad Vocem opublikowało fragment protokołu posiedzenia, z którego wynika, iż nie tylko poparła wniosek o umorzenie, ale zapowiedziała, że taka decyzja nie zostanie zaskarżona.
Czy Nowak przyjmował korzyści majątkowe?
„Nigdy wcześniej nie spotkałam się z taką sytuacją. Przynajmniej w okręgu warszawskim. Oczywiście, zdarzały się umorzenia, ale nie słyszałam, żeby jakiś prokurator przychylił się do takiego wniosku obrony i poparł go, wskazywał, że nie będzie składał zażalenia” – ocenia prok. Kołodziej.
Będzie jednak zażalenie, czy spełniona zostanie deklaracja o jego braku?
„Liczę, że ktoś się jeszcze obudzi i jednak będzie to zależenie, będziemy mieli szansę na zapoznanie się i rozpoznanie tej sprawy na rozprawie przez sąd, a nie poprzestaniemy na tym etapie, gdzie nikt nie pozna prawdy” – tłumaczy nasza rozmówczyni.
Od wniesienia aktu oskarżenia niedługo miną cztery lata. Czy w sprawie zarzutów korupcyjnych wobec Sławomira Nowaka coś się zmieniło? Pojawiły się nowe okoliczności, które by poddawały w wątpliwość ich treść?
„Oczywiście, nie mam pełnej wiedzy na ten temat, nie wiem, czy obrona czegoś nie składała, bo nie obsadzałam postępowania w sądzie. Nie sądzę jednak, aby coś diametralnie się zmieniło, w tak istotny sposób, żeby prokuratura podjęła taką decyzją, a w konsekwencji później sąd” – tłumaczy prok. Kołodziej.
Czy Nowak przyjmował korzyści majątkowe?
„Z materiału dowodowego wynika, że tak. Dlatego skierowany został akt oskarżenia, a nie wydano postanowienia o umorzeniu na etapie postępowania prokuratorskiego. Takie jest moje odczucie i myślę, że każdego członka zespołu” – podkreśliła.
Po zmianie władzy i kierownictwa prokuratury, represje spotkały prokurator Kołodziej. Za wcześniej podejmowane decyzje i śledztwa, które nadzorowała, a przede wszystkim kierowanie zespołem rozpracowujących działalność m.in. Nowaka?
„Tak to właśnie postrzegam. Praktycznie miesiąc po odwołaniu z funkcji, zostałam delegowana do prokuratury rejonowej i dopiero tydzień temu wróciłam do prokuratury regionalnej. Po półtora roku. Musiałam niejako „karę odbyć”, bo odbieram, że ta delegacja to była swoistą karą za wcześniej podejmowane decyzje” – podsumowała prokurator Magdalena Kołodziej. – „O dyscyplinarkach nic nie wiem, ale wszystko przed nami” – dodaje.
„Myślę, że to nie koniec represji” - oceniła.