Od rana po lewej stronie twittera euforia. To efekt zdjęcia opublikowanego przez strażaków z OSP Regut. I opowieści, że lider Wiosny Robert Biedroń brał udział w akcji ratunkowej po zderzeniu dwóch aut. Miał nawet wyciągnąć z płonącego samochodu małe dziecko. Ale pojawił się problem... Bo w sieci jest też relacja mężczyzny, który twierdzi, że dziecko uratował ojciec, a rola Biedronia polegała na... podaniu gaśnicy.
O wypadku i akcji ratunkowej poinformowała w nocy z poniedziałku na wtorek na Facebooku Ochotnicza Straż Pożarna Regut (woj. mazowieckie) publikując też zdjęcie, na którym widać Biedronia w towarzystwie trzech strażaków.
Biedroń został zapytany o sytuację w Taborze podczas porannej wtorkowej konferencji lewicy w Zamościu.
"Potwierdzam, uczestniczyliśmy w takim zdarzeniu, byliśmy jako pierwsi na miejscu tego wydarzenia, ale nie chciałbym tego upolityczniać"
- powiedział.
Biedroń jednak chętnie dalej opowiadał.
"Dwuletni chłopczyk, którego musieliśmy wyciągać z tego samochodu, ten samochód się palił, ten wypadek wyglądał naprawdę strasznie"
- dodał.
I rzekomo nie chciał "upolityczniać", ale..
"My jako politycy mamy klucz do rozwiązania sytuacji - możemy poprawiać bezpieczeństwo na drogach. Każdego dnia w Polsce ginie osiem osób na drogach - to tak jakby była katastrofa lotnicza każdego tygodnia, a o tych ofiarach, o tych zdarzeniach drogowych zbyt rzadko mówimy i zbyt rzadko szukamy rozwiązań"
- zaznaczył.
Oficer prasowy Komendy Powiatowej PSP w Otwocku mł. kpt. Maciej Łodygowski, pytany o ten wypadek, powiedział PAP, że było to zderzenie samochodów ciężarowego i osobowego.
"Samochód ciężarowy uderzył w samochód osobowy, samochodem osobowym podróżowała rodzina, tam były trzy osoby, m.in. dziecko. Na szczęście nikomu się nic nie stało, ale ta osoba, która przejeżdżała, która była świadkiem tego zdarzenia, faktycznie zaopiekowała się osobami, które podróżowały samochodem osobowym"
- mówił.
Rzecznik Wiosny Jan Mróz powiedział PAP, że wypadek zdarzył się na trasie przejazdu w ramach kampanii lewicy, kiedy sztabowcy przemieszczali się z Łodzi do Chełma.
"Na drodze krajowej nr 50, w okolicy miejscowości Regut, Robert zauważył samochód znajdujący w rowie, z którego zaczynają wydobywać się płomienie. Natychmiast się zatrzymał i z pomocą gaśnicy samochodowej starał się ugasić płomienie, następnie zaproponował osobom podróżującym tym autem, by do przyjazdu służb poczekały w samochodzie którym jechał"
- powiedział Mróz.
Problem w tym, że nieco inny przebieg akcji możemy przeczytać we wpisach internautów, z których niektórzy - jak utrzymują - byli na miejscy wypadku:
Czysta propaganda:
— 10 murzynków® (@10murzynkow) October 8, 2019
"Robert Biedroń uratował 2-letnie dziecko i mężczyznę z płonącego samochodu. Następnie zaczął gasić samochód"
- Nikogo nie uratował, bo dziecko z samochodu wyniósł jego ojciec.
- Nie gasił samochodu, tylko pożyczył swoją gaśnicę, gościowi który gasił to auto pic.twitter.com/YNtnkgPdo6