- Noc minęła spokojnie, ale na ten spokój trzeba było sobie zapracować. Sam z siebie nie przyszedł. Skoncentrowano siły w ilości ponad sześciuset policjantów. Imigranci nie zdawali sobie sprawy, jak liczna okaże się ta koncentracja sił. Po tym nie podejmowali już żadnych prób - mówi nam podinsp. Marcin Maludy, rzecznik prasowy lubuskiej policji.
W czwartek 25 listopada na terenie Ośrodka Szkoleń Poligonowych, gdzie od września funkcjonuje strzeżony ośrodek dla cudzoziemców, doszło do buntu z udziałem umieszczonych tam migrantów. Po kilku godzinach zamieszek, funkcjonariusze opanowali sytuację. Jak pisze rzecznik Nadodrzańskiego Oddziału Straży Granicznej mjr Joanna Konieczniak, „z udziałem tłumacza służby mundurowe ustaliły najbardziej agresywnych cudzoziemców, którzy dorowadzili do tej sytuacji”.
- Odizolowano 10 z nich. Było to 5 obywateli Iraku, Rosjanin, obywatel Afganistanu, Indii oraz Palestyny oraz cudzoziemiec o niepotwierdzonej tożsamości”
- czytamy w komunikacie.
O komentarz do tych wydarzeń zwróciliśmy się do rzecznika prasowego lubuskiej policji podinsp. Marcina Maludego.
- Noc minęła spokojnie, ale na ten spokój trzeba było sobie zapracować. Sam z siebie nie przyszedł. Skoncentrowano siły w ilości ponad sześciuset policjantów - z reguły z województwa lubuskiego, ale wspierali nas też funkcjonariusze z województw ościennych. Na miejscu pojawili się policjanci wielu komórek - przewodnicy psów, kontrterroryści, ale przede wszystkim oddziały prewencji. Te ostatnie odegrały dużą rolę i wywarły duże wrażenie na imigrantach. Dzięki temu nie myśleli już o kolejnych próbie forsowania ogrodzeń czy buncie. Nie zdawali sobie sprawy, jak liczna okaże się ta koncentracja sił. Widząc sześciuset funkcjonariuszy, nie podejmowali już żadnych prób. Wciąż jesteśmy tam obecni, bo nie wiemy, jak zachowają się te osoby, czy eskalacja znów nie przybierze na sile
- mówi nam rzecznik.
Pytany, co chcieli osiągnąć poprzez bunt, tłumaczy: „nie jest tajemnicą, że oni krzyczeli „freedom” i „Germany”. Nie trzeba eksperta, by wczytać się w intencje tych osób”.
- Zdawali sobie sprawę z bliskości granicy (polsko-niemieckiej -red.). Powrót do domu to dla nich droga przez mękę, kolejne pieniądze wydane osobom, które były zaangażowane w ten nielegalny proceder. Strata pieniędzy, świadomość, że jest się bardzo blisko granicy i powrót do domu… To są główne przesłanki, które pchały tych ludzi do buntu - wymienia Maludy.
Nawiązując do warunków bytowych imigrantów wskazał, że te są „przyzwoite; dużo lepsze, niż mogłoby się wydawać”.
Dopytywany, czy któryś z cudzoziemców zdołał się wydostać poza teren ośrodka uspokaja, że „osoby te przeliczyła już Straż Graniczna”. - Nikt nie zdołał uciec. Nie ma mowy, żeby ktoś się oddalił. Okoliczni mieszkańcy mogą być spokojni - te ośrodki są bardzo dobrze monitorowane. Występują też strefy buforowe - ogrodzeń jest kilka. Jeśli udałoby się im sforsować jedno, czekałyby kolejne - tłumaczy.
Cudzoziemcy uszkodzili m.in. kamery monitoringu, wybili szyby w oknach, uszkodzili ogrodzenie na placu spacerowym. Uszkodzili także gaśnice pożarowe, lustra w toaletach, grzejniki i zawory wody. Zdemolowali łóżka, taborety i materace. Powyrywali kontakty oraz lampy. Maludy pytany, czy sprawcy odpowiedzą za zniszczenia, mówi stanowczo:
„każdy, kto łamie przepisy prawa, bez względu na kraj pochodzenia, ponosi odpowiedzialność”.
- Chyba, że ma immunitet, choć w tym przypadku raczej nie jest to możliwe. Wspólnie ze Strażą Graniczną będziemy liczyć straty, po czym zaczniemy stawiać w stan oskarżenia. Każdy ponosi odpowiedzialność za swoje czyny - w tym wypadku też tak będzie - konkluduje.