Zapowiadając strajk nauczycieli szef ZNP zapewniał, że uczniowie nie ucierpią. Ile warte były takie deklaracje? Po groźbie Sławomira Broniarza już wiadomo, że walcząc o podwyżki, nie wyklucza braku promocji dla setek tysięcy dzieci. Taki szantaż wywołał polityczną burzę. „Niedopuszczalne”, „skandaliczne”, „przekroczona granica” – to najczęstsze komentarze.
Na okładce najnowszego numeru „Gazety Polskiej” opublikowano zdjęcie Sławomira Broniarza i tytuł „ZNP bierze dzieci za zakładników”. To oburzyło szefa Związków Nauczycielstwa Polskiego, który nawet straszył pozwem za rzekome naruszenie dóbr osobistych.
A w sobotę Broniarz pojawił się w studiu Radia Zet i udzielił wywiadu, w którym opowiadał o planowanym strajku, sporze zbiorowym z rządem, żądaniach płacowych. I możliwych scenariuszach.
„Nie możemy zapominać i nie możemy bagatelizować faktu, że w kompetencji nauczycieli, rady pedagogicznej, leży klasyfikowanie, ocenianie i promowanie uczniów. I to też jest potężny oręż w ręku nauczycieli, chcielibyśmy, żeby rząd miał tego świadomość. Jeżeli skorzystamy także z tego oręża, to będziemy mieli w edukacji totalny kataklizm związany z rekrutacją albo zakończeniem kolejnych cykli edukacyjnych przez dzieci, uczniów polskich szkół”
– powiedział Broniarz.
Te słowa, będące wprost wypowiedzianą groźbą, zszokowały Polaków. Zwłaszcza uczniów i ich rodziców. Wywołały także liczne komentarze polityków.
„To wykorzystywanie dzieci do walki politycznej” – stwierdziła poseł Joanna Lichocka w programie „7x24”. Inni goście audycji prowadzonej przez Katarzynę Gójską także nie kryli oburzenia, nawet politycy opozycji.
„Została przekroczona granica” – podkreślił senator PSL Jan Filip Libicki.
Z kolei poseł Witold Czarnecki, członek sejmowej komisji edukacji, a w przeszłości nauczyciel akademicki, bez ogródek powiedział, co myśli o szantażu szefa ZNP.
„To nawet ciężko skomentować, bo te słowa świadczą o jego [Broniarza] nieodpowiedzialności. Mało tego, jeszcze podsycają złe nastroje” – tłumaczył portalowi Niezależna.pl
Bardzo szybko zareagowało Ministerstwo Edukacji Narodowej, którego ocena deklaracji szefa ZNP była jednoznaczna:
„Próba zakłócenia przebiegu egzaminów zewnętrznych oznaczałaby dla ponad miliona uczniów (ponad 700 tys. przystępujących do egzaminu gimnazjalnego i egzaminu ósmoklasisty i ponad 300 tys. do matury) ogromny stres i w konsekwencji zaburzenie procesu rekrutacyjnego”.
Dodano: „Groźba ZNP utrudnienia promocji wszystkim uczniom, których jest w Polsce 4,5 miliona, oraz próba paraliżu systemu polskiej oświaty, to działania wyjątkowo nieodpowiedzialne, dla których nie ma usprawiedliwienia”.
Współpracownicy Broniarza próbowali tłumaczyć szefa. Wiceprezes ZNP Krzysztof Baszczyński mówił o słowach wyrwanych z kontekstu.
Z kolei Broniarz milczał całą dobę. Dopiero w niedzielę rano wydał oświadczenie, w którym przede wszystkim narzekał na rząd.
Cały tekst w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie"