- Według mnie te niepokoje wywołano chociażby w ten sposób, że policja zaczęła działać nie zwracając uwagi na polecenia MSWiA. (...) Autorzy „listu generałów” powiedzieli wprost, że mają swoich zwolenników także w czynnej służbie. To mogą być „ludzie Trzaskowskiego” - ocenił w rozmowie z Niezalezna.pl były lider Ruchu Narodowego Marian Kowalski.
Odnosząc się do awantur podczas tegorocznego Marszu Niepodległości zorganizowanego w formie rajdu (przejazdu udekorowanych pojazdów przez stolicę), były lider Ruchu Narodowego wyraził obawę, że „wpływ na to miał list generałów, w którym przedstawiono taką sytuację, że może dojść do niepokojów ulicznych, a wówczas trzeba będzie coś z tym zrobić”.
- Według mnie już te niepokoje wywołano, chociażby w ten sposób, że policja zaczęła działać nie zwracając uwagi na polecenia ministerstwa (MSWiA-red.) – tak uważam. Druga rzecz – uruchomiono Antifę przebraną za uczestników Marszu. To już się zdarzało w poprzednich latach, gdy ja w Marszach brałem udział, czyli byli tam prowokatorzy
- powiedział Marian Kowalski.
Jak stwierdził, sprzyjały temu okoliczności związane z pandemią.
- Trzeba zadać pytanie: kto wydał rozkaz policjantom, by wysadzali uczestników Marszu z samochodów? I drugie pytanie: dlaczego organizatorzy Marszu w tym momencie nie zareagowali? Jak rozumiem, ktoś postąpił wbrew ustaleniom
- zauważył.
Odnosząc się do słów prezesa Marszu Niepodległości Roberta Bąkiewicza, który w wywiadzie dla Niezalezna.pl stwierdził, że będąc na czele Marszu otrzymywał wprawdzie informacje o takich sytuacjach, ale policja nieoczekiwanie zmieniła taktykę i nie miał on wpływu na działania mundurowych, Marian Kowalski stwierdził, że faktycznie mogło tak być. – Ale od razu ustalmy, nie wszyscy uczestnicy Marszu Niepodległości są skłonni podporządkować się poleceniom organizatorów. Tak było zawsze, pojawiali się ludzie, którzy nic sobie nie robili, nawet, gdy organizatorzy jasno mówili, żeby nie atakować policji – przekonywał.
- Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że część organizatorów – nie mówię o panu Bąkiewiczu – występuje po prostu przeciwko obecnemu rządowi, to są oczywiście politycy związani z Konfederacją. Podejrzewam konflikt pomiędzy (Robertem-red.) Winnickim, a Bąkiewiczem. Organizatorzy Marszu Niepodległości mają róże intencje polityczne. Stąd może dochodzić do takich sytuacji, że nawet współpracownicy pana Bąkiewicza mogą jego poczynania sabotować. Powód jest prosty – poparł prezydenta Dudę, a część Konfederacji głosowała na Trzaskowskiego. Intencje konfederackiej części Marszu Niepodległości są takie, aby występować przeciwko temu rządowi
- ocenił Marian Kowalski.
Oprócz „listu generałów” nasz rozmówca wskazał jako jedną z przyczyn rozmaitych rozrób ulicznych „pojawienie się nowego ambasadora Niemiec – człowieka wywiadu”.
- Jestem przekonany, że część agresywnych uczestników Marszu Niepodległości brała udział także w lewackich zadymach. To ci sami ludzie, tylko tym razem wystąpili zupełnie inaczej ubrani
- przekonywał były lider Ruchu Narodowego.
Zwrócił też uwagę, że „wśród tzw. kibiców, Platforma za swoich rządów utrzymywała celowo rozmaite elementy kryminalne”. - Ci ludzie cały czas mogą funkcjonować w tym środowisku i łatwo dokonać prowokacji – dodał.
Odnosząc się do słów Roberta Bąkiewicza z wywiadu dla Niezalezna.pl, który nie wykluczył inspiracji ze strony warszawskiego ratusza, mogącej mieć wpływ na zmianę taktyki zastosowanej w tegorocznym Marszu Niepodległości, Marian Kowalski stwierdził, że mamy tu właśnie do czynienia z wątkiem „słynnego listu generałów”.
- Autorzy listu powiedzieli wprost, że mają swoich zwolenników także w czynnej służbie. To mogą być „ludzie Trzaskowskiego”. To się oczywiście układa w logiczną całość i cieszę się, że pan Bąkiewicz akurat na to zwrócił uwagę
- podkreślił nasz rozmówca.
- Ja twierdzę jasno: państwo polskie nie ma pełnej kontroli nad służbami. Cały czas trwa dywersja starych sił. Sowieckich generałów, wzmocnionych o działania Ambasady niemieckiej. Cały czas obca agentura ma wpływy w Polsce. Część sądów, Prokuratury, mundurówki – są całkowicie poza demokratyczną kontrolą. I to jest problem naszego państwa
- podsumował Marian Kowalski.