- Mamy do czynienia z zawiązaniem się pewnego rodzaju koalicji, współpracy pomiędzy trzema grupami: sędziami, zainteresowanymi utrzymaniem dotychczasowych przywilejów; politykami opozycji, chcącymi powrotu do władzy, a także politykami i biurokratami unijnymi, którzy chcą realizować swoje interesy sprzeczne z interesami państwa polskiego – mówiła w „Politycznej Kawie” Tomasza Sakiewicza posłanka Anna Siarkowska. Jako przykład działania "koalicji" wskazała kwestię "zielonego ładu".
Uchwalona przez Sejm nowelizacja, m.in. Prawa o ustroju sądów i ustawy o Sądzie Najwyższym, a także o sądach administracyjnych, wojskowych i prokuraturze, wprowadza odpowiedzialność dyscyplinarną sędziów za działania lub zaniechania mogące uniemożliwić lub istotnie utrudnić funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości, za działania kwestionujące skuteczność powołania sędziego oraz za działalność publiczną niedającą się pogodzić z zasadami niezależności sądów i niezawisłości sędziów.
Nowe przepisy są krytykowane przez opozycję, Rzecznika Praw Obywatelskich i część środowiska sędziowskiego. Swój stosunek do reformy wypowiedziała w głosowaniu opozycja, która ma większość w Senacie.
Senat w piątek był za odrzuceniem nowelizacji. Ustawa trafi teraz do Sejmu, który może odrzucić senatorskie weto bezwzględną większością głosów.
W ubiegłym tygodniu Parlament Europejski przyjął rezolucję w sprawie praworządności w Polsce i na Węgrzech, w której stwierdza, że sytuacja w obu państwach się pogarsza, dlatego Komisja Europejska i Rada UE powinny wykorzystać dostępne narzędzia, by wyeliminować ryzyko naruszania wartości unijnych.
W „Politycznej Kawie” Tomasza Sakiewicza nawiązano do tych wydarzeń.
– Musimy mieć świadomość tego, że gdyby rzeczywiście chodziło o praworządność w państwach Unii Europejskiej, każda debata musiałaby zaczynać się od sytuacji we Francji. Ale oczywiście nie o praworządność tu chodzi
– powiedziała Anna Maria Siarkowska. Posłanka PiS dodała, że dziś jesteśmy świadkami utworzenia pewnego rodzaju koalicji.
„Mamy do czynienia z zawiązaniem się pewnego rodzaju koalicji, współpracy pomiędzy trzema grupami: sędziami, zainteresowanymi utrzymaniem dotychczasowych przywilejów; politykami opozycji, chcącymi powrotu do władzy, a także politykami i biurokratami unijnymi, którzy chcą realizować swoje interesy sprzeczne z interesami państwa polskiego. Mówię tu np. o kwestii tzw. zielonego ładu, w ramach którego energia z węgla jest zła, z atomu jest zła, każda energia jest zła, jeśli tylko nie pochodzi z firm niemieckich, które celują w tej tzw. energii ekologicznej, gdzie w rzeczywistości chodzi o pieniądze" – mówiła Siarkowska.
– W ramach tych interesów unijnych elit istotna jest także kwestia Nord Stream 2, gdzie te trzy grupy zawiązały pewnego rodzaju koalicje przeciwko Polsce i rządom Zjednoczonej Prawicy, które godzą w ich interesy na terenie naszego kraju. I to realne tło, w które chodzi o debacie na temat polskiej praworządności – oceniła.
Redaktor Jacek Liziniewicz porównał debatę wokół praworządności do sytuacji dorsza w Bałtyku.
– Odkąd weszliśmy do Unii Europejskiej, słyszę, że trzeba chronić dorsza w Bałtyku. W związku z tym na polskich rybaków były nakładane limity. Jeżeli słyszymy, że trzeba chronić tego dorsza, zaczynamy myśleć, że coś w tym jest i może te limity połowu są rzeczywiście słuszne. Efekt 15 lat obecności w UE jest jednak taki, że mamy dziś zakaz połowu dorsza i praktycznie tego dorsza już nie ma. Pytanie w takim razie, po co było to 15 lat limitu, skoro efekt jest taki, że po tylu latach ochrony nie ma tego dorsza
– mówił Liziniewicz.
– Prawdopodobnie w grę wchodziły tu jakieś interesy. Chodziło o to, żeby zarobił np. Duńczyk a nie Polak. Z demokracją i praworządnością w Polsce jest dokładnie tak samo. Nikomu nie chodzi o to, żeby ludzi na demonstracjach nie pałowano, żeby do redakcji nie wchodziła ABW, dziennikarzy nie zamykano w więzieniach, nie inwigilowano, nie robiono akcji „Widelec”, nie szczuto na kibiców. To się wszystko działo w czasach rządów PO i Unia Europejska nie reagowała ani w żaden sposób się nie wtrącała. Jak zawsze chodzi o politykę i o to, żeby rządzili nasi koledzy – wytłumaczył publicysta.
– Trochę mnie dziwi, że w PE w głosowaniu wygrywa wizja, w której wybory wygrywa partia X, a rządzić ma partia, która nie wygrała wyborów samodzielnie. W moim przekonaniu niewiele ma to wspólnego z demokracją
– podsumował.