Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Polska

Starosta garwolińska już wczoraj mówiła o akcie dywersji. "Skoro to się potwierdziło, to co teraz?!"

"Rozmawiałam z wieloma osobami, przedstawicielami służb. Wszyscy nabrali wody w usta. Przedstawiciele kolei mieli wręcz zakaz informowania o czymkolwiek. To samo jest dla mnie niepokojące, że nie można informować na bieżąco" - mówiła na antenie Republiki Iwona Kurowska, starosta garwolińska.

Autor: Anna Zyzek

Wczoraj rano na trasie kolejowej Warszawa-Dęblin doszło do niebezpiecznego zdarzenia. Maszynista wyhamował pociąg tuż przed wielką wyrwą w torach. Dzień wcześniej, ok. godziny 21.00 policja otrzymała informację o eksplozji w tamtym rejonie, a na torach, jak podaje stacja, był ułożony długi przewód elektryczny ciągnący się do pobliskiego parkingu.

Iwona Kurowska, starosta garwolińska, powiedziała na antenie TV Republika, że dostała informacja, że jest to akt dywersji i sabotażu. Początkowo, jej wersja podważana była przez rzeczników służb i MSWiA. Dziś Donald Tusk potwierdził w mediach społecznościowych, że zdarzenie w Życzynie było aktem dywersji.

Dziś ponownie Republika połączyła się ze starostą. Zapytana o to, jak skomentuje wczorajszy chaos przedstawicieli rządu wokół jej wypowiedzi, przyznała, że "to bardzo ciężko skomentować, bo bardzo dużo informacji się nagromadziło, ale jeśli mogę krótko odnieść się do tego, co powiedział pan redaktor Wildstein to niestety muszę to potwierdzić. Wczoraj, kiedy byłam na miejscu zdarzenia, na przejeździe kolejowym, podeszłam do grupy stojących mężczyzn i oni wszyscy jak jeden mąż mówili, że to jest akt wykonany przez Ukraińców. Niestety, to się dzieje".

W ten sposób Kurowska odniosła się do apelu red. Dawida Wildsteina, który ostrzegł przed narracją, jakoby za aktami dywersji w Polsce stali Ukraińcy - celem włączenia nas w wojnę. 

"Dobrzyński kłamie"

Wczoraj Jacek Dobrzyński, rzecznik MSWiA napisał na x.com: "starosta garwoliński Iwona Kurowska przechwala się w mediach, że dostała informacje od przedstawicieli Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego o tym, że „na trakcji kolejowej doszło do wybuchu, a incydent jest aktem dywersji”. Stanowczo oświadczam, że nikt z ABW nie kontaktował się ze starostą garwolińskim, ani nie udzielał żadnych informacji. Okoliczności i przyczyny tego zdarzenia od rana badają funkcjonariusze policji i ABW. Sprawa jest traktowana absolutnie priorytetowo".

Iwona Kurowska odniosła się do tego wpisu w rozmowie z red. Michałem Rachoniem. Określiła go wprost: kłamstwem.

To, co wczoraj napisał na swoim profilu na X Jacek Dobrzyński wcale mnie nie dziwi. To jest standardowa procedura, kiedy coś się dzieje i nie zajmujemy się problemem. A problem był potężny. Przekierowujemy, penalizujemy na kogoś, kto jest Bogu ducha winny. Po pierwsze - włożono w moje usta słowa, których nigdy nie powiedziałam, bo ja nie mówiłam, nie przechwalałam się, ani nawet nie zająknęłam się o tym, że ABW do mnie dzwoniło i poinformowało mnie o czymkolwiek. To po pierwsze. Pan Jacek Dobrzyński kłamie i ja proszę o sprostowanie albo podanie mojej odpowiedzi, do tej pory się nie doczekałam. Nie sądzę, żeby mnie za to przeprosił i sprostował.

– powiedziała.

W jej ocenie - "służby nie zajmują się problemem, p. rzecznik we własnej osobie nie zajmuje się problemem i tym, co dzieje się na miejscu, tylko przepuszcza atak na osobę, która odważyła się cokolwiek na ten temat powiedzieć. Tak jak wczoraj państwa informowałam - dostałam informację od naszych lokalnych służb - i tę informację przekazałam Państwu, że na miejscu aktu dywersji są służby i że miało miejsce - nie pamiętam dokładnie, jak ot było sformułowane, wybuch, eksplozja bądź ładunek wybuchowy. I ja taką informację Państwu przekazałam".

Byłam w drugim miejscu powiatu, więc trochę mi zajęło zanim się przemieściłam. Rozmawiałam z wieloma osobami, przedstawicielami służb. Wszyscy nabrali wody w usta. Przedstawiciele kolei mieli wręcz zakaz informowania o czymkolwiek. To samo jest dla mnie niepokojące, że nie można informować na bieżąco. Rozumiem bezpieczeństwo i to, że pewne rzeczy trzeba sprawdzić, ale rzeczywiście trwało to bardzo długo. Ale to, że premier i inne osoby odpowiadające za bezpieczeństwo w kraj przybyli tam dopiero dziś, to jest mocno niepokojące. On powinien być tam wczoraj, tak jak my, jak i przedstawiciele mediów. To się wydarzyło wczoraj. 

– mówiła.

"Dlaczego czujniki nie działają?"

Kurowska odniosła się również do dzisiejszego zdarzenia - również na linii kolejowej nr 7.

- Maszynista pociągu PKP IC 83100 Górski zgłosił porwaną sieć trakcyjną. Uszkodzeniu uległ pantograf na lokomotywie oraz zostały wybite trzy szyby w wagonie - poinformował w serwisie X profil "Dyspozytura Trakcji". Zdarzenia potwierdza policja. W pociągu znajdowało się ok. 470 osób.

Dziś dowiadujemy się, że doszło do kolejnego zdarzenia - na tej samej linii. Bardzo niepokojące jest to, że nie mamy procedur. Na tych szynach powinny być jakieś czujniki, które informują. Nikt nie chodzi z latarką po torach w całej Polsce i nie sprawdza, czy nie są pęknięte. Są do tego systemy. Tylko dlaczego te systemy nie poinformowały, że coś się wydarzyło. To jest niepokojące. Najważniejsze pytanie - co teraz, skoro to się potwierdziło, skoro to wszystko wiemy? Nawet szef rządu pisze o akcie dywersji. Dlatego pytanie - co teraz się stanie? 

– pytała.

Autor: Anna Zyzek

Źródło: niezalezna.pl

Wesprzyj niezależne media

W czasach ataków na wolność słowa i niezależność dziennikarską, Twoje wsparcie jest kluczowe. Pomóż nam zachować niezależność i kontynuować rzetelne informowanie.

* Pola wymagane