„Normalni, uczciwi ludzie” – tak Michał Kołodziejczak, lider Agrounii, bronił zarządu grupy producenckiej Fruvitaland z Lubelszczyzny. Menadżerom, którzy skrzywdzili rolników, grozi dziś do 8 lat więzienia, a jeden z nich trafił do aresztu. Z kolei w podpoznańskim Kleszczewie wójt postanowił uniemożliwić powstawanie ferm przemysłowego tuczu zwierząt, by nie zniszczyły rodzinnych gospodarstw. Odpowiedzią był najazd Agrounii, gnojarka pod urzędem i pokrzykiwania Kołodziejczaka, że wójt szkodzi… rolnikom. Czym jest naprawdę Agrounia i czyich interesów broni? Publikujemy dziś wyniki dziennikarskiego śledztwa, które prowadziliśmy od kilku tygodni – piszą w „Gazecie Polskiej” Piotr Lisiewicz i Jacek Liziniewicz
To nieprawda i kłamstwo. Bronimy interesów wszystkich rolników. Bronimy też suwerenności żywnościowej kraju. Tego, żebyśmy mogli produkować żywność i normalnie ją sprzedawać.
- tak Michał Kołodziejczak reaguje na nasze pytanie, czy Agrounia, wbrew swemu wizerunkowi, nie jest lobbystą wielkich podmiotów rolniczych, działających w wielu sprawach na szkodę mniejszych gospodarstw.
Reakcja jest zdecydowana, bo ten wizerunek „obrońcy rolników” jest dla Agrounii cenny. Fundacja Agrounia stała się maszynką do zarabiania pieniędzy. Na portalu zrzutka.pl zorganizowała ona już 11 zbiórek pieniędzy na cele statutowe, w których nazbierała w sumie około 373 tys. zł. Zwykle są to wydarzenie o ściśle politycznych hasłach. I tak na „Pogrzeb polskiej gospodarki” zebrano blisko 66 tys. zł., a na wydarzenie „Koniec zabawy. Zrzutka solidarnościowa” ponad 92 tys. zł.
Bogdan Kemnitz, wójt podpoznańskiej gminy Kleszczewo nie ma wątpliwości, że w jego gminie, która przeżyła „najazd” Agrounii, jej cele były odwrotne od deklarowanych:
W Kleszczewie manifestowali zwolennicy budowy dużych ferm przemysłowego tuczu zwierząt, którzy protestowali przeciwko działaniom korzystnym dla indywidualnych gospodarstw rodzinnych.
Scenariusz jest zawsze podobny. W czasie protestu Michał Kołodziejczak wykrzykuje bardzo ostre hasła w obronie „krzywdzonych” rolników. Niekiedy towarzyszy temu spektakularne wydarzenie, jak wylanie gnojówki na rondzie Żołnierzy Wyklętych przy wyjeździe z Sieradza czy wyrzucenie martwej świni w nocy z 12 na 13 grudnia pod domem Jarosława Kaczyńskiego. Agrounia protestowała też wspólnie z „strajkiem kobiet” Marty Lempart.
Obok Kołodziejczaka, trochę w cieniu, widywany był do niedawna niemal zawsze prawnik Juliusz Pająk, o którym wielu naszych rozmówców mówi, że to prawdziwy „mózg Agrounii” i człowiek, który „omotał Michała”. Szczególnie we wspomnianym Sieradzu, którego okolice to matecznik Agrounii, jego obecność budziła zaciekawienie, bo ludzie znają rodzinę Juliusza Pająka – syna prokuratora z lat 80. i wnuka Jana Pędzika, kierownika wydziału w urzędzie miasta w PRL i wiceprezydenta Sieradza z SLD w latach 90. Pędzik skazany został w 2007 r. za niegospodarność na 19 miesięcy więzienia w zawieszeniu.
Po hałaśliwym proteście Agrounii kamery zostają wyłączone i… często na tym kończy się realna aktywność Kołodziejczaka w sprawie, o której z taką werwą opowiadał. – W okolicach Sieradza ludzie już się na tej metodzie poznali. Stąd popierają go głównie jego kuzyni, których widzę na filmikach z akcji – opowiada nam znajoma lidera Agrounii. Do zabawnej pomyłki pokazującej, jak działa Kołodziejczak, doszło podczas jego konferencji w terenie sprzed dwóch tygodni. – Jesteśmy w Dzierżysławicach… - rozpoczął. – W Dzierżysławiu – nerwowo sprostowali gospodarze.
Jak mówią rolnicy, wśród spraw, którymi zajmuje się Kołodziejczak, są takie, które budzą ogromne zaskoczenie. Jako przykład podają aferę Grupy Producentów Owoców i Warzyw „Fruvitaland” Sp. z o.o. Grupy takie powstawały głównie za rządów PO-PSL. Teoretycznie miały zwiększać siłę przebicia rolników na rynku żywności.
W sierpniu 2019 r. w programie „Interwencja” w Polsacie występują rolnicy pokrzywdzeni przez zarząd Fruvitalandu. Wymieniają sumy, jakie jest im on winny – 240 tys., 111 tys., 70 tys. – Powinni odpracować, co ludziom ukradli – mówi o szefach grupy zdesperowana kobieta. „Dzwoniłam do prezesa raz, drugi, trzeci – nie odbiera telefonu”, „Oszukiwali nas do samego końca” – mówią kolejni rolnicy. Odpowiada im Rafał S., prezes Fruvitalandu: - Agencja Restrukturyzacji doprowadziła nas do katastrofy. W rzeczywistości ARiMR nie wypłaciła Fruvitalandowi pieniędzy, bo trafiła na liczne nieprawidłowości w dokumentach spółki.
Arkadiusz Szymoniuk z ARiMR idąc do programu „Interwencja” myślał, że jego adwersarzem w studiu będzie prezes Fruvitalandu. Tymczasem czekali tam niespodziewanie… Michał Kołodziejczak z Juliuszem Pająkiem. A w studiu Kołodziejczak bronił zarządu grupy, popierając prezesa i zapewniając, że wszystko przez ARMiR.
Padają dość oryginalne argumenty.
Ten człowiek nie wygląda, którego widzimy w nagraniu, na oszusta, który chciałby wyłudzić pieniądze od Skarbu Państwa.
- oświadcza Kołodziejczak.
Dalej słyszymy:
Ja nie widzę, żeby to byli przestępcy, ci którzy mają tę grupę. Normalni, uczciwi ludzie, którzy nie chcieli wyłudzać jakichś pieniędzy (…).
Gdy Szymoniuk mówi o konkretnych nieprawidłowościach w dokumentach Fruvitalandu, które odkryła ARiMR, Kołodziejczak odpowiada w swoim stylu:
Pilnują, stoją jak pies, czy komuś się coś przypadkiem nie uda. Jak się nie uda, to trzeba dopaść i po prostu rozszarpać.
Jak było naprawdę? „Normalni, uczciwi” menadżerowie mają dziś karne zarzuty, grozi im od pół roku do ośmiu lat pozbawienia wolności, a wobec jednego z nich sąd zastosował 3-miesięczny areszt. Jakie zarzuty ciążą na szefach Fruvitalandu? Jak poinformowała nas Prokuratura Okręgowa w Siedlcach „w chwili obecnej postawiono i ogłoszono zarzuty 3 członkom zarządu Fruvitaland sp. z o.o., tj. Pawłowi G. Rafałowi Sz. i Sławomirowi Z. (…) dotyczą wyłudzenia kredytu, art. 271 poświadczenia nieprawdy w dokumentach, art. 273 używania dokumentów poświadczających nieprawdę.
Co na to Michał Kołodziejczak?
Bronimy wszystkich rolników i tych którzy mają grupy producenckie również.
- stwierdził w rozmowie z „GP”.
A zarzuty prokuratorskie?
Wtedy, z materiałów, które zostały mi dostarczone przed programem takie rzeczy nie wynikały, żeby tych ludzi nie bronić.
- tłumaczy nam.
Najbardziej zaskakuje odpowiedź na pytanie o Juliusza Pająka:
Od 1 sierpnia nie współpracuję już z Juliuszem Pająkiem. Nie pełni już on żadnej funkcji w AgroUnii. Nie mamy już bogatego kontaktu, ale przez pewien czas mi bardzo pomagał.
Sprawa Fruvitalandu to nie jedyna, w której Agrounia pojawia się nie po tej stronie barykady, po której można by się spodziewać. Podpoznańskie Kleszczewo to jedna z lepiej rozwijających się gmin rolniczych Polsce. Działają tu głównie średnie, rodzinne gospodarstwa. Bogdan Kemnitz, wójt Kleszczewa, starając się zachować dotychczasowy charakter gminy zaproponował zmiany w planie zagospodarowania przestrzennego, polegające na „propozycji wprowadzenia górnej granicy wielkości nowobudowanych budynków inwentarskich”. O jaką wielkość chodzi? Skrót DJP oznacza Duże Jednostki Przeliczeniowe. Obiekt inwentarski na 40 DJP to np. 40 krów, lub 278 tuczników, 120 DJP to 120 krów lub 857 tuczników, 210 DJP to 210 krów lub 1500 tuczników.
Wójt zaproponował, by ograniczenie wynosiło 120 DJP. Po co?
Gospodarstwa rolne chcąc się utrzymać na rynku zmuszone są do inwestycji i zwiększania skali produkcji. Bardzo dobrze jeżeli dotyczy to typowych gospodarstw rodzinnych, gorzej jeżeli wkracza wielki biznes i pomysł budowy dużych ferm przemysłowych.
- mówi „Gazecie Polskiej” Bogdan Kemnitz.
Jakie byłyby skutki wkroczenie owych ferm?
Na terenie Polski rozwija się metoda tzw. chowu nakładczego, która sprzyja powstawaniu dużych ferm tuczu przemysłowego. Problem dotyczy wszystkich mieszkańców, w tym także, a wręcz szczególnie rolników gospodarujących w sąsiedztwie ferm, którzy oprócz uciążliwości środowiskowych (które odczuwają tak jak wszyscy), stają się również ofiarami negatywnego wpływu monopolizowania rynku produkcji żywca na ceny skupu, a w niedalekiej przyszłości być może także braku możliwości zbycia swojej produkcji poza kartelem zdominowanym przez zakłady mięsne i producentów pasz.
– wyjaśnia (…)
Tymczasem 25 lutego Kleszczewo przeżyło, jak nazywa to wójt, najazd Agrounii. Zdecydowana większość z kilkudziesięciu protestujących wywodziła się spoza gminy. Okazało się, że oskarżają oni wójta o to, że szkodzi… gospodarstwom rodzinnym.
Zachowanie Kołodziejczaka Kemnitz opisuje następująco: - Wygłaszał do kamery swojej asystentki tyrady o tym, jak to się w takich gminach jak Kleszczewo niszczy gospodarstwa rodzinne. Na sali obrad, radni przecierali oczy ze zdumienia z niedowierzaniem. Nie można było oprzeć się wrażeniu, że wszyscy są statystami w filmie produkowanym na potrzeby odgrywającego aktorską rolę lidera AGROunii, a to o co chodzi mieszkańcom gminy ma drugorzędne znaczenie.
A o co chodzi liderowi Agrounii? Jego wypowiedzi na tematy nierolnicze są dalekie od poglądów polskiej wsi. Nasz informator mówi: - Agrounia jest wspierana przez wiejską lewicę. Zarówno starą, jak i nową. Lider Agrounii przeciwstawiał się np. przejęciu niemieckiej prasy lokalnej przez polski Orlen. W Nowym Dworze Gdańskim Agrounia manifestowała razem ze skrajnie antykatolickim i dopuszczającym się fizycznych napaści na kościoły „strajkiem kobiet” Marty Lempart.
„Bardzo możliwe, że się okaże, że rolnicy z kobietami puszczą PiS z torbami” – mówił Kołodziejczak do tłumu wołającego „J…ć PiS” w czasie jednej z manifestacji. Samochód Agrounii z błyskawicą pokazywany był na twitterze. Po paru tygodniach Kołodziejczak chyba przestraszył się tych deklaracji i zaczął krytykować Lempart. Protesty Agrounii w czasie konferencji premiera, wsparł też Donald Tusk. „Mateusz, zgodnie z postulatem Strajku Kobiet, czym prędzej się oddalił” – napisał na twitterze.
Lider Agrounii nie ukrywa, że stara się wykreować na nowego Andrzeja Leppera. Tyle, że sytuacja społeczna na wsi jest zupełnie inna. A praktyka działań Agrounii pokazuje, że pozostaje ona w sojuszu z tymi, którzy z pewnością nie działają dla poprawy sytuacji rolników, a odwrotnie.
Wieńczysław Nowacki, legenda niezależnego ruchu ludowego, w 1981 r. podpisywał Porozumienia Rzeszowsko-Ustrzyckie, które doprowadziły do powstania Solidarności RI. Dziś stoi na czele Ojcowizny i nie ma wątpliwości, jakie jest zaplecze Agrounii.
„To charakterystyczne, że Agrounia jest słaba na Podkarpaciu. Bo tam nie ma wielkich gospodarstw, za wyjątkiem okolic Przeworska i Jarosławia. Wielkie gospodarstwa miały dobrze za komuny, są też faworyzowane w UE. Małe praktycznie w Polsce padły, działają średnie, ale one mają często pod górkę. Od rządu PiS rolnicy oczekują większego wsparcia gospodarstw rodzinnych”.
Wójt Bogdan Kemnitz, niegdyś współzałożyciel Solidarności RI w Kleszczewie ocenia Agrounię jeszcze ostrzej:
„Po co tracić czas na budowanie przez lata swego autorytetu przez pracę na rzecz swego otoczenia, kiedy można błysnąć przez chwilę i stać się bożyszczem tłumu? Po co pisać wnioski, kiedy wystarczy zajechać traktorem pod Urząd lub zablokować drogę? Odwaga bardzo staniała. Podczas gdy kiedyś trzeba było ścierać się z kordonem agresywnych, uzbrojonych po zęby zomowców w hełmach, dzisiaj można pluć w twarz policjantów i policjantek w furażerkach, którzy nie rozpędzają protestujących, a ich ochraniają”.
Cały tekst przeczytać można w najnowszym numerze Gazety Polskiej, dostępnym do wtorku w sprzedaży do wtorku 30 marca.