"Polski nie stać na to, by stawiać znak zapytania przy tym, kto jest prezydentem, kto sprawuje funkcję głowy państwa" - tak o porozumieniu pomiędzy Jarosławem Kaczyńskim i Jarosławem Gowinem w sprawie wyborów prezydenckich mówi w rozmowie z Niezalezna.pl Adrian Stankowski. Według niego, to przełomowa decyzja.
"Prawo i Sprawiedliwość oraz Porozumienie przygotowały rozwiązanie, które zagwarantuje Polakom możliwość wzięcia udziału w demokratycznych wyborach" - oświadczyli Jarosław Kaczyński oraz Jarosław Gowin we wspólnym komunikacie. O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy dziennikarza i publicystę "Gazety Polskiej" oraz "Telewizji Republika" Adriana Stankowskiego.
- Trzeba powiedzieć, że polskie państwo znalazło się w dramatycznym, zwrotnym punkcie, bo było realne niebezpieczeństwo, że nie będziemy mieli głowy państwa, a na dodatek nie będziemy mieli większości rządowej, a co za tym idzie - sprawnie działających pozostałych organów władzy. W dobie kryzysu związanego z epidemią i kryzysu gospodarczego było po prostu niebezpieczne dla państwa
- mówi w rozmowie z Niezalezna.pl.
- Ta ugoda wychodzi naprzeciw tym obawom. Ja się spodziewam, że te wybory muszą się odbyć szybko, pomimo tych procedur uzgodnionych przez Kaczyńskiego i Gowina, bo 6 sierpnia wygasa kadencja Andrzeja Dudy i Polski nie stać na to, by stawiać znak zapytania przy tym, kto jest prezydentem, kto sprawuje funkcję głowy państwa
- dodaje.
Według naszego rozmówcy, ta sytuacja stwarza nowe możliwości polityczne, szczególnie opozycji. Stankowski twierdzi, że na nowo może rozegrać się walka o... drugie miejsce w wyborach.
- Politycznie to daje opozycji paradoksalnie czas, żeby się już pokłóciła kompletnie. Myślę, że ta obstrukcyjna postawa opozycji, która doprowadziła Polskę do skrajnego niebezpieczeństwa, jest oceniana przez Polaków w sondażach. Wpadki pani Kidawy-Błońskiej są tylko przyczynkiem do jej notowań. Tak naprawdę bazą tych notowań jest skrajna nieodpowiedzialność, która w dobie kryzysu została przez Polaków zauważona i będzie się pogłębiać, bo ewentualna wymiana nieudolnej kandydatki nie spowoduje radykalnej poprawy sytuacji PO. Tu po stronie opozycyjnej gra się toczy o prymat na opozycji, inaczej mówiąc - drugie miejsce w wyścigu wyborczym. Bo nikt z opozycji nie sprawia wrażenia, jakby chciał te wybory wygrać
- kończy Stankowski.