Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Aby było czym odstraszać

Dzisiaj polska marynarka wojenna używa czterech okrętów podwodnych. Trzy z nich – klasy Koben, były nowością na początku lat 60. XX wieku, a jeden, klasy Kilo – w latach siedemdziesiątych. Nic dziwnego, że polscy marynarze czekają na rozstrzygnięcie prowadzonego przez MON programu Orka, który ma im dostarczyć nowoczesne podwodne jednostki, jak kanie dżdżu.

flickr.com

Dzisiaj to nie pancerniki czy krążowniki decydują o powodzeniu operacji morskich. W przypadku krajów prowadzących dalekooceaniczne operacje są to lotniskowce i atomowe okręty podwodne niemal niewykrywalne przez radary wzmocnione przez towarzystwo szybkich i mocno uzbrojonych w wyrzutnie różnorakich pocisków fregat. W przypadku krajów operujących na lokalnych akwenach jak Polska o skuteczności i możliwościach odstraszania potencjalnego agresora decydują wspomniane fregaty i nowoczesne okręty podwodne ze skutecznymi torpedami i wyrzutniami kierowanych pocisków dalekiego zasięgu.

Jak na razie jednak nasza sytuacja jest bardzo daleka od zadowalającej.

 

Pożar na pokładzie

Używane okręty podwodne klasy Koben dostaliśmy od Norwegii kilkanaście lat temu, już wówczas miały po 30 lat. Dzisiaj trudno na nich nawet szkolić podwodniaków, bo te okręty nie są dzisiaj w stanie wypływać w tego typu rejsy. Polscy marynarze żartują, że sa podwodne tylko raz, czyli może i się zanurzą, ale wynurzyć już się nie muszą. Niewiele lepsza (ale lepsza) sytuacja jest z postsowieckim okrętem klasy Kilo czyli ORP Orzeł. Do 2013 brał on udział nawet w bałtyckich manewrach. Później (w 2014 r.) zdecydowano się na jego remont, który… trwa do dzisiaj. Sprawy nie ułatwia z pewnością pożar, który wybuchł na pokładzie okrętu we wrześniu ub. roku i spowodował m.in. zalanie pokładu „Orła” wodą…

Sytuację ma zmienić rozstrzygniecie prowadzonego od 2008 roku programu Orka, który ma umożliwić Polsce nabycie co najmniej trzech zaawansowanych technicznie okrętów podwodnych, które mogą zmienić naszą niezmiernie niską obecnie pozycję jeśli chodzi o możliwości obrony i odstraszania na morzu. W rywalizacji o lukratywny, bo warty wiele miliardów złotych kontrakt, biorą udział producenci okrętów podwodnych z Francji, Niemiec i Szwecji. Francuzów reprezentuje gigant wojskowego przemysłu stoczniowego Naval Group, Niemców spółka Thyssen i Krupp (TKMS), a Szwedów koncern Saab.

Trzy propozycje, trzy drogi…

Pisząc o ofercie TKMS mówimy o okręcie typu – 212CD (Common Design – wspólny projekt). Prace nad tą wersją w zasadzie trwają od lutego 2017 roku kiedy ogłoszono początek projektu. Będzie to zmodernizowana wersja typu 212. Kadłub okrętu jest wykonywany ze stali amagentycznej, co razem z napędem opartym na ogniwach paliwowych (AIP - niezależnie od powietrza) utrudnia zlokalizowanie okrętu, gdyż nie pozostawia on za sobą śladów termicznych. 6 okrętów typu 212 pływa obecnie pod banderą niemiecką. Specyfika techniczna 212A – jego długość (56 metrów), szerokość  (7 metrów) oraz wyporność (około 1,5 tys. t) sprawdzają się na morzu płytkim tj. Bałtyk (w odróżnieniu od oceanicznego typu 214). Załoga składa się z 28 osób. Niemcy zakładają, że zamówione przez Polskę trzy lub cztery maszyny miałyby powstawać w Szczecinie na wyspie Gryfia (ST3 Offshore). Tam też będą odbywały się główne naprawy i przeglądy techniczne. Nasi zachodni sąsiedzi oferują wcześniejsze przeszkolenie pracowników. Jeśli Inspektorat Uzbrojenia zdecydowałby się na niemiecką ofertę w tym roku pierwszy okręt będzie gotowy w 2027 roku. Koniecznie trzeba również odnotować, że Niemcy w odróżnieniu od pozostałych oferentów – tj. Francuzów i Szwedów gwarantują Polsce możliwość korzystania z okrętu przejściowego – 212A. TKMS nie ma w swojej ofercie pocisków manewrujących, choć 212CD dysponuje ich wyrzutnią. W grę wchodzi dokupienie amerykańskich pocisków Tomahawków, na co z kolei muszą zgodzić się Amerykanie. Mają oni również wraz ze zgoda na sprzedaż zwyczaj definiowania celów, które wolno zaatakować za pomocą ich pocisków…

Szwedzi oferują Polsce możliwość wspólnej budowy okrętów typu A26, w zależności od naszych potrzeb w wersji odpowiedniej do operowania na Bałtyku lub gotowej do dalszych (oceanicznych) misji. Wspólnej budowy to znaczy wykorzystania polskich stoczni do produkcji elementów okrętów. Zresztą współpraca już trwa, zarówno jeśli chodzi o produkcję elementów do powstających m.in. w Malmoe i Karlskronie szwedzkich A26 jak i platformy szwedzkiego okrętu rozpoznania radioelektronicznego, która wykonywana jest w gdyńskiej stoczni Nauta. Szwedzi oferują również szkolenie naszych podwodniaków.

Tym co według przedstawicieli Saab cechuje ich okręty podwodne jest wielozadaniowość. W części dziobowej są bowiem cztery standardowe wyrzutnie torpedowe (WT) kalibru 533 mm, ale jest również jeden cylindryczny dok MMP (Multi Mission Portal), który ma średnicę większą niż 1,5 m, długość ponad 6 m, i który został umieszczony centralnie pomiędzy pozostałymi WT. Dok ten ma być głównym elementem pozwalającym na rozszerzenia zakresu zadań już zbudowanych okrętów podwodnych np. poprzez wykorzystanie większego rozmiarowo sprzętu dla komandosów, bezzałogowych pojazdów podwodnych, czy niestandardowego uzbrojenia (o średnicy większej niż 533 mm). Długość okrętu w zależności od wersji może wahać się pomiędzy 50 a 80 metrów. Ograniczeniem oferty szwedzkiej jest fakt, że kraj (mimo bliskiej współpracy z paktem) nie jest członkiem NATO, a po drugie jak na razie produkowane w Szwecji okręty A26 nie mają wyrzutni pocisków manewrujących, choć Szwedzi zapewniają, że ich montaż jest możliwy.

Najbardziej zaawansowaną i najszerszą propozycję zaoferowali Polsce Francuzi. Oferują oni dostarczenie Polsce trzech okrętów podwodnych Skorpene o długości ok 66 m (produkowanych obecnie w Chile, Brazylii, Indiach i Malezji) wraz z zintegrowanymi wyrzutniami kierowanych torped F21 o zasięgu i pocisków manewrujących NSM produkcji europejskiego koncernu TBDA. Według niepotwierdzanych informacji zasięg NSM może dochodzić do 2000 km. Okręty mają być wybudowane w technologii stealth właściwie niemożliwej do wykrycia przez radary. Budowa okrętów ma się odbywać w stoczni Naval Group w Cherbourgu i w miarę szkolenia polskich pracowników przenoszona do szczecińskiej Gryfii (elementy kadłuba) i gdyńskiej Nauty. Francuzi planują również szkolenie u siebie w szkole w Toulonie polskich podwodniaków oraz budowę podobnej szkoły w Gdyni. Oferują również modernizację wspomnianego wyżej okrętu klasy Kilo i wyposażenie go w technologię bliźniaczą do tej ze Skorpenów, aby do czasu dostarczenia pierwszych okrętów Polsce marynarze mogli się szkolić również na morzu. Francuzi nie sprzedadzą nam tych okrętów bez pocisków NSM ani pocisków NSM bez kupna okrętów. Zasięg Skorpenów - 6500 mil morskich  (ok. 13 000 km) umożliwiłby polskim marynarzom operowanie nie tylko na Morzu Bałtyckim, a jego możliwości rażenia celów oddalonych o tysiące kilometrów – skuteczną możliwość odstraszania potencjalnych wrogów Polski.

Niestety jak na razie pozostaje nam teoretyzowanie. Minister Antoni Macierewicz zapowiadał wybór partnera dla Polski w programie Orka do końca stycznia br. Po jego dymisji nowe kierownictwo MON nie zajęło jeszcze stanowiska w sprawie rozstrzygnięcia projektu czy choćby kolejnych kroków ws. Orki. A czas sobie płynie…

 



Źródło:

#Marynarka wojenna #Polska #okręty podwodne

Igor Szczęsnowicz