Omawiając plany rozwoju węgierskiej armii, Simicskó podkreślił: „Przeorganizujemy cały nasz system sił zbrojnych zgodnie z nową koncepcją: przekształcimy istniejący system rezerwy, bo obecnego nie da się utrzymać nawet w średniej perspektywie. Naszym celem jest, by na szczeblu obrony terytorialnej, w powiatach dysponować wyposażonymi jednostkami, które na poziomie podstawowym dysponują potencjałem nawet w sferze ochrony cybernetycznej”.
Dodał, że rezerwa ma być powiększona „wyłącznie na zasadzie dobrowolności”. Rezerwiści "przejdą podstawowe szkolenie pod kierunkiem wojska, a następnie co pewien czas będą wracać i się doszkalać” – wyjaśnił.
Minister zaznaczył, że w długoterminowych planach nie ma przywrócenia poboru do wojska, choć w systemie działającym na zasadzie dobrowolności „są potrzebne dodatkowe elementy motywujące”. Jak uzupełnił, z grubsza opracowano już „system motywacyjny, dzięki któremu możemy uatrakcyjnić opcję szkolenia się na żołnierza rezerwy”. Wśród planowanych zachęt wymienił dodatkowe punkty do zaliczeń na studiach (tzw. ECTS) dla tych, którzy zdecydują się na takie szkolenie, czy wynagrodzenie za dyspozycyjność. Jak dodał, za wcześnie, by mówić o konkretnych sumach, gdyż rząd jeszcze nie przyjął propozycji resortu.
Zapytany o to, kto będzie produkować sprzęt, w który zostaną wyposażeni węgierscy żołnierze, odparł, że „ważnym celem rządu i jednocześnie poważnym zadaniem jest ponowne ożywienie krajowego przemysłu obronnego”. Nie wykluczył przy tym nabycia pewnych licencji, dzięki którym można by produkować sprzęt na Węgrzech. „Zobaczymy, co nam się uda zrobić(…). Ale widzę szanse, by ponownie uruchomić krajowy potencjał produkcyjny, jeśli chodzi o uzbrojenie piechoty, czyli pistolety, karabiny automatyczne, karabiny wyborowe i inne uzbrojenie lekkie” – powiedział.
Obecnie Węgry mają około 30 tys. żołnierzy i według ministra 5 500 rezerwistów.
Reklama