"40 tysięcy złotych przyjął w ubiegłym roku były senator PO Józef P. Polityk miał też dostać dodatkowo 6 tysięcy złotych. Józef P. usłyszał dwa zarzuty korupcyjne. Zatrzymanemu razem z nim jego asystentowi Jarosławowi W. postawiono siedem zarzutów. Zatrzymanym grozi do 8 lat więzienia" - pisaliśmy.
CZYTAJ WIĘCEJ: Prokuratura: Józef P. przyjął 40 tys. zł łapówki. Miał dostać jeszcze 6 tys.
Prokuratura wystąpił z wnioskiem o tymczasowe aresztowanie Piniora, ale sąd nie wyraził zgody.
Po wyjściu na wolność polityk skorzystał z zaproszenia TVN24 i w programie "Fakty po Faktach" rozmawiał z Katarzyną Kolendą-Zaleską.
- Czuję się na Józef K. - stwierdził były senator PO.
Chwilę później jednak przyznał, że materiał dowodowy prokuratury jest obszerny.
- To bardzo wiele akt - stwierdził.
W rozmowie z dziennikarką TVN24 nawiązywał do swego zatrzymania w czasach PRL-u.
- Nigdy nie uzależniałem swoich interwencji od korzyści majątkowych. To byłoby dla mnie obrzydliwe - stwierdził.
Reklama
Co ciekawe, Kolenda-Zaleska co najmniej dwukrotnie zwróciła uwagę, że śledztwo wszczęto za rządów ekipy PO-PSL. Pinior nie chciał jednoznacznie do tego się odnieść.
Dziennikarka zacytowała konkretne zarzuty, ale były senator nie chciał do nich się odnosić.
- Jestem niewinny - podkreślał kilka razy.
Najzabawniej jednak zabrzmiała pewna deklaracja.
- Nie chcę wykorzystywać mediów do tworzenia pewnych faktów - zapewnił polityk. Zrobił to w studio stacji telewizyjnej.
Oczywiście, dziennikarka TVN24 sugerowała, że śledztwo przeciwko byłemu senatorowi jest "sprawą polityczną", ale nawet jak na Kolendę-Zaleską przegięciem była aluzja, że Pinior mógł zostać zatrzymany, bo popiera... KOD. Ten natychmiast skorzystał z okazji, aby wygłosić polityczny apel.
Prokuratura zapowiedziała zaskarżenie postanowienia sądu o wypuszczeniu Józefa Piniora na wolność.