Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Pokonała cały świat, choć jej młot zabrał komornik

„Mam ojca w szpitalu, w sobotę miał drugą operację. Jest bardzo słaby.

Tomasz Hamrat/Gazeta Polska
Tomasz Hamrat/Gazeta Polska
„Mam ojca w szpitalu, w sobotę miał drugą operację. Jest bardzo słaby. I dzisiejszy dzień sprawił, że uśmiech pojawił się na jego twarzy” – to jeden z wpisów do księgi gości na stronie Anity Włodarczyk po jej złotym medalu i niesamowitym rekordzie świata w rzucie młotem na igrzyskach olimpijskich w Rio. Tymczasem w listopadzie ubiegłego roku jej młot… zajął komornik. A wszystko przez to, jak jej klub potraktowała rządząca Warszawą ekipa Hanny Gronkiewicz-Waltz - pisze Piotr Lisiewicz w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska”.

– Żaden z wielkich sportowców – ani Usaine Bolt, ani Michael Phelps – nie był na tej olimpiadzie tak pewnym suwerenem w swojej dyscyplinie, będącym poza zasięgiem rywali, jak Anita Włodarczyk – mówi „Gazecie Polskiej” redaktor Maciej Petruczenko z „Przeglądu Sportowego”. Jak wspomina, gdy w początkach kariery Włodarczyk napisał, że będzie ona mistrzynią olimpijską i rekordzistką świata, nikt mu nie wierzył. – Wszyscy dziwili się, że się tym zajmuję, bo dyscyplina ani specjalnie popularna, ani prestiżowa – mówi.

Przypomnijmy, że 31-letnia Anita Włodarczyk wręcz zdeklasowała rywalki, rzucając młot na odległość 82,29 m i bijąc rekord świata. Druga Chinka oddała rzut o… pięć i pół metra krótszy – na odległość 76,75 m.

Anita Włodarczyk rozpoczynała karierę sportową, jeżdżąc na rowerze Wigry po torze żużlowym w niewielkim wielkopolskim mieście Rawicz, kojarzonym głównie z tamtejszym więzieniem. „Speedrower” – tak nazywa się ta mało znana dyscyplina, w której młodziutka Anita występując w… męskim zespole, zdobyła mistrzostwo Europy. – Anita jeździła na równi z chłopakami – wspomina Leszek Matysiak z klubu „Gazety Polskiej” w Rawiczu.

Lubiła wtedy też grać z chłopakami w piłkę nożną i chodzić po drzewach. – To znany polski typ herod-baby, Jagienki z „Krzyżaków”, co w wiadomy sposób tłukła orzechy – tak predyspozycje fizyczne sportsmenki komentuje Paweł Zarzeczny, dziennikarz sportowy, autor programu „Bul głowy” w Telewizji Republika.

Ale samymi predyspozycjami by nie wygrywała, gdyby nie pracowitość i silna psychika. – To osoba o żelaznej woli, a jednocześnie niesłychanie pogodna – mówi Petruczenko. O źródłach tej siły Włodarczyk mówiła wiele razy na Jasnej Górze. „Chciałam przyjechać, podziękować Panu Bogu, Matce Bożej za dotychczasową łaskę. Co roku jestem tutaj (…). Wierzę, że moje istnienie ma sens i nie skończy się śmiercią fizyczną. W moim życiu było wiele sytuacji, w których szczególnie odczuwałam obecność Boga i w wielu przypadkach wiedziałam, że mi pomógł” – takie jej słowa przytaczała „Gazeta Polska Codziennie”.

To swoje przywiązanie do wartości ważniejszych niż popularność pokazała zaraz po powrocie z Rio, gdy niemal od razu wybrała się na Powązki, by pomodlić się na grobie swojej przedwcześnie zmarłej, 26-letniej przyjaciółki Kamili Skolimowskiej, złotej medalistki z Sydney. Od lat na najważniejszych imprezach rzuca młotem w jej rękawicy. – Kiedy wchodziłam na podium, pomyślałam o Kamili. Spojrzałam w niebo. Zresztą tak samo robię przed wejściem do koła, bo wiem, że Kamila gdzieś tam czuwa nade mną – mówiła po zdobyciu złota.

Więcej w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska”.

 



Źródło: Gazeta Polska

#Anita Włodarczyk

Piotr Lisiewicz