Ministerstwo Obrony Narodowej nie ukrywa, że ma duży problem z parafowaną przez poprzedni rząd PO–PSL umową z francuskim przedsiębiorstwem Airbus Helicopters na zakup 50 śmigłowców wielozadani
– powiedział na posiedzeniu Komisji Obrony Narodowej gen. Duda. Oznacza to, że negocjacje z przedsiębiorstwem Airbus Helicopters potrwają co najmniej do jesieni br. Ze strony rządowej prowadzi je Ministerstwo Rozwoju. „Według założeń, do oferty offsetowej przewidywany okres przeprowadzenia negocjacji umowy to 120 dni od dnia uzyskania przez resort rozwoju pisemnej informacji o wyborze oferty przez zamawiającego. Jest to jednak termin umowny, ponieważ umowa offsetowa będzie negocjowana do czasu, aż zawarte w niej postanowienia będą w pełni zabezpieczały interesy Skarbu Państwa oraz podmiotów, będących jej beneficjentami” – informują przedstawiciele Ministerstwa Rozwoju w rozmowie z „GP”. Z nieoficjalnych danych wynika, że między resortem a Airbusem wciąż jest wiele rozbieżności. Chodzi m.in. o twarde warunki cenowe postawione przez Francuzów. Wartość kontraktu (ok. 13 mld zł) od początku budziła sporo kontrowersji. Resort obrony narodowej twierdził, że kwota ta jest za wysoka. Nie oznacza to jednak całkowitego zerwania negocjacji. MON, negocjując obecnie z francuskim koncernem, chce zwiększyć udział Polski w całym przedsięwzięciu, opierając możliwości działania śmigłowców na polskich zakładach lotniczych w Mielcu i Świdniku. Wydaje się to kluczowym zagadnieniem w sprawie, gdyż, jak stwierdził sekretarz stanu w MON Bartosz Kownacki, „dzisiaj gros rozstrzygnięć zależy od strony francuskiej. Od tego, na ile będzie ona elastyczna”.
– Ze względu na upływ czasu od rozpoczęcia negocjacji ws. zakupu śmigłowców typu Caracal, nie jest możliwa realizacja tejże umowy na zasadach określonych w 2015 r. Ponieważ minęły już terminy realizacji pewnych zadań, które wynikały z tej umowy dla obu stron, konieczne jest urealnienie zapisów, co będzie miało wpływ na harmonogram dostaw i wzrost wartości umowy
– wyjaśnia w rozmowie z „GP” Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego. Ekspert przytacza przykład Turcji, która w 2014 r. także zgłosiła akces na zakup śmigłowców wielozadaniowych. – Wówczas Turcy kupili ponad 100 amerykańskich Black-Hawków, o podobnej specyfikacji jak caracale. Maszyny w całości powstają w tureckich fabrykach, z korzyścią dla krajowej gospodarki. A Francuzi? Nie dość, że każą sobie słono płacić, to jeszcze chcą sami produkować śmigłowce, a w Polsce montować jedynie części do nich – komentuje Marcin Roszkowski. – Rozmowy nie mogą trwać w nieskończoność. Są przecież w Polsce fabryki, które produkują bardzo dobre śmigłowce – przyznał na początku lipca br. minister obrony narodowej Antoni Macierewicz. A to oznacza, że jeżeli negocjacje z francuskim koncernem Airbus Helicopters zakończą się fiaskiem, wówczas MON wróci do koncepcji skorzystania z zakładów w Mielcu i Świdniku.– Scenariusz dla poprzedniej władzy (to za rządów PO–PSL parafowano umowę na caracale – przyp. red.) był prosty: zorganizować przetarg, kupić śmigłowce, a potem latać i odstraszać. Nikogo nie interesowało, że Francuzi okazali się najdrożsi, a cena za ich śmigłowce wciąż rośnie