PODMIANA - Przestają wierzyć w Trzaskowskiego » CZYTAJ TERAZ »

Radykalizm podszyty konformizmem. Źródło wyborczego sukcesu

Polaryzacja sceny politycznej, taka, z jaką mamy do czynienia obecnie w postaci walki PO i PiS, wywołuje u znacznej części ludzi chęć zejścia z głównej linii konfliktu.

Krzysztof Sitkowski/Gazeta Polska
Krzysztof Sitkowski/Gazeta Polska
Polaryzacja sceny politycznej, taka, z jaką mamy do czynienia obecnie w postaci walki PO i PiS, wywołuje u znacznej części ludzi chęć zejścia z głównej linii konfliktu. Ci, którzy boją się rzeczywistego starcia, ale którym ambicja i prawicowe poglądy nie pozwalają na całkowite wycofanie się z polityki, od lat wybierają ofertę Janusza Korwin-Mikkego. Pozwala im ona bowiem grać rolę bezkompromisowych bojowników walki o wolność i standardy cywilizacyjne, a jednocześnie schodzić z głównej linii konfliktu, jaki rozdziera III RP, i bezpiecznie uprawiać swoją bezkompromisowość na zapleczu - pisze Andrzej Waśko w najnowszym wydaniu tygodnika „Gazeta Polska”.

Dobry, po wielu latach, wynik partii Janusza Korwin-Mikkego w ostatnich eurowyborach wzbudził ożywione zainteresowanie środowiskiem Kongresu Nowej Prawicy i jego politycznymi perspektywami. Piotr Gociek w „Do Rzeczy” (14 lipca br.) zauważa zwiększony przepływ młodego elektoratu w kierunku tej partii i – pijąc w stronę głównej siły opozycyjnej – pyta o jego przyczyny: „Zamiast pleść bzdury o tym, że KNP »ukradł« głosy PiS, może warto zastanowić się nad tym, dlaczego JKM jest dziś tak atrakcyjną alternatywą dla części prawicowych wyborców?”. Co prawda sugerowana przez Goćka odpowiedź, że wynika to z wad Prawa i Sprawiedliwości, rozczarowuje, bo nie ma takiego zjawiska społecznego w Polsce, którego media i eksperci od lewa do prawa nie potrafiliby wytłumaczyć wadami PiS, ale samo pytanie jest dobre. Trzeba tylko na nie odpowiedzieć, nie używając intelektualnych wytrychów.

Bojownik na... zapleczu

Każda ostra polaryzacja sceny politycznej, taka, z jaką mamy do czynienia obecnie w postaci walki PO i PiS, wywołuje u znacznej części ludzi chęć zejścia z głównej linii konfliktu. Z jednej strony nie chcą oni opowiedzieć się po stronie skorumpowanej władzy, z drugiej, odrzucając rządzące sitwy, ludzie ci nie są gotowi dostać się pod bezpośredni ostrzał ze strony tych sitw, na co obecnie naraża zdeklarowanie się po stronie PiS. Ci, którzy boją się rzeczywistego starcia, ale którym ambicja i prawicowe poglądy nie pozwalają na całkowite wycofanie się z polityki, od lat wybierają więc ofertę Janusza Korwin-Mikkego. Pozwala im ona bowiem grać rolę bezkompromisowych bojowników walki o wolność i standardy cywilizacyjne, a jednocześnie schodzić z głównej linii konfliktu, jaki rozdziera III RP, i bezpiecznie uprawiać swoją bezkompromisowość na zapleczu.

Atrakcyjność poglądów Korwin-Mikkego zawsze polegała na tym, że proponował on taki obraz cywilizacyjnego sporu, w którym walkę obozu niepodległościowego z układem magdalenkowym w III RP można było uznać za konflikt pozorny. Wszystkie perełki felietonowej swady JKM bladły przy jednym podstawowym wniosku, który z nich wynikał. Wniosek ten mówił, że skoro konflikt między władzą i opozycją w III RP jest konfliktem między socjalizmem i malowaną prawicą, w gruncie rzeczy również socjalistyczną, to prawdziwy prawicowiec nie musi, a nawet nie może w tym konflikcie uczestniczyć. Reakcją, którą wywody Korwin-Mikkego wyzwalały w młodych, konserwatywnych radykałach – prywatnie niezbyt skłonnych do niepotrzebnego ryzyka w towarzystwie czy w miejscu pracy – było więc westchnienie ulgi. Okazywało się bowiem, że dzięki tej ideologii można głosić antysystemowe hasła, nie narażając się przy tym na żadne przykre konsekwencje ze strony zwalczanego systemu.

Przelicytować w radykalizmie, czyli walka z zapinaniem pasów

Doskonałym sposobem na ciche i spokojne życie jest przelicytowanie wszystkich w radykalizmie. Dlatego w KNP popularne jest następujące stanowisko: to prawda, że rząd źle rządzi, są afery itp. Ale przecież opozycyjny PiS też jest częścią politycznego establishmentu. Żeby naprawdę było lepiej, trzeba popędzić cały polityczny establishment, łącznie z Jarosławem Kaczyńskim. W ten sposób korwinowcy mimochodem zaczynają przedstawiać wyjaśnianie afer czy ściganie poszczególnych skorumpowanych polityków jako prowokacje służb specjalnych, w których rzekomo lubował się PiS za czasów swoich rządów (twierdzi tak np. Adam Wielomski w ostatnim „Najwyższym Czasie”). Jednak ten, kto chce walczyć jednocześnie z rządem i z opozycją, w gruncie rzeczy puszcza oko do rządu, mówiąc: „jesteśmy wrogami waszych wrogów”.

Podobnie działa objawienie zesłane przed laty członkom UPR, że wszyscy poza partią Korwin-Mikkego są „socjalistami”. Jedyną płaszczyzną, na której można próbować uzasadnić jedność całego spektrum politycznego od Leszka Millera do Jarosława Kaczyńskiego, jest stosunek do państwa. Zło, z którym walczą libertariańscy doktrynerzy, tkwi w ograniczaniu wolności jednostki przez państwo. Ideologia ta odwraca więc uwagę od podstawowych kwestii bezpieczeństwa i pozycji Polski w świecie, a każe skupić się na sprawach takich jak obowiązkowe szczepienia, leki na receptę czy zapinanie pasów w samochodach, bo to są akty przemocy państwa wobec jednostki. Widać z tego, że kto chce zreperować zepsuty świat nowoczesny jako całość, ten w praktyce kończy na zajmowaniu się głupstwami, które nikogo nie obchodzą w Warszawie, a tym bardziej w Moskwie czy Berlinie. Kto jest przeciwko wszystkim, ten w gruncie rzeczy nie przeszkadza nikomu.

Z tego też powodu media głównego nurtu zupełnie inaczej traktują zwolenników Korwin-Mikkego niż zwolenników PiS. Wobec UPR i KNP nigdy nie prowadzono żadnej kampanii nienawiści w stylu tej, której przedmiotem byli i są Jarosław Kaczyński czy Antoni Macierewicz. Dzięki opowiedzeniu się za JKM można więc być dzisiaj w Polsce największym prawicowcem, a zarazem nie być „moherem”. Jest to bardzo ważny magnes przyciągający do KNP ludzi młodych. Jeśli bowiem zadeklarujesz się jako zwolennik PiS, to połowa bogatszych dziewczyn w miasteczku z tego powodu nie umówi się z tobą na randkę. Ale unikniesz tego, jeśli powiesz, że jesteś za Korwin-Mikkem, który tym dziewczynom nie kojarzy się z obciachem, a poza tym nie zagraża interesom ich tatusiów. Ot, i cała tajemnica popularności lidera KNP wśród młodzieży.

Młodzież należy traktować z sympatią i ze zrozumieniem dla problemów, które pojawiają się przed nią, kiedy zaczyna wchodzić w dorosłe życie. Znalem wielu młodych korwinistów z pokolenia lat 90. i już wtedy nasłuchałem się z ich strony wielu potępień za „socjalizm”, „etatyzm”, jak też za przynależność do establishmentu i salonu. Potem obserwowałem dalsze losy pierwszego dorosłego pokolenia korwinistów i mogę powiedzieć, że w ich biografiach zaznaczył się nie tyle „antysocjalizm” rozumiany jako niechęć do pracy na państwowym, ile „wolnorynkowość” rozumiana jako gotowość do robienia interesów z każdym. Dlatego tylu wychowanków UPR odnalazło się w Platformie i dlatego najwięksi radykałowie z „Najwyższego Czasu”, atakując pomysł ewentualnej w przyszłości koalicji z PiS, w imię kontrrewolucyjnych ideałów zalecają trzymanie furtki otwartej na PO.

To prawda, że JKM jeszcze nie rządził. Ale nie jest prawdą, że żaden z jego głównych postulatów lat 90. nie został zrealizowany. Jeden bowiem – i to kluczowy wśród tych, które głosił – zrealizowany został. Konserwatywni liberałowie lat 90. chcieli gospodarki bez związków zawodowych, które uważali za główny hamulec rozwoju gospodarczego i wzrostu dobrobytu – i obecnie mamy w Polsce gospodarkę bez związków zawodowych. Czy mamy jednak zarazem rozwój i dobrobyt? Czy zerkająca w stronę KNP młodzież nie miałaby w Polsce łatwiejszej sytuacji, gdyby były tu jakieś siły zdolne negocjować wysokość pensji i warunki pracy? I czy młodzi Polacy nie wybierają życia na Wyspach Brytyjskich także ze względu na istniejący tam socjal?

Mówić o Kaczyńskim językiem Tuska i Millera

Leitmotivem działalności JKM jest zastępowanie niepodległościowego modelu polityki modelem w teorii bardziej niepokornym i antysystemowym, który jednak w praktyce jest bardzo na rękę postkomunie i różnym zakulisowym grupom trzymającym władzę. Kiedyś, na początku lat 90., takim przesunięciem perspektywy była teoria, że wszystkiemu winne są związki zawodowe, uderzająca wtedy głównie w „Solidarność”, i to zarówno w jej związkowy, jak i patriotyczno-niepodległościowy charakter. Obecnie uzasadnieniem dla odrzucenia kierunku polityki prowadzonej przez Lecha Kaczyńskiego i usprawiedliwieniem dla wkładania głowy w piasek w sprawie Smoleńska próbuje się czynić mieszankę libertarianizmu z utopijnym paleokonserwatyzmem. Wychodząc z takich oderwanych od praktyki doktryn, zrównuje się więc Jarosława Kaczyńskiego z Tuskiem i Millerem, a następnie zaczyna się mówić o Kaczyńskim językiem Tuska i Millera. I o to chodzi, bo doktryn elektorat nie bierze pod uwagę, a obelgi pod adresem PiS każdy rozumie i tego towaru w mediach nigdy za dużo.

W przeciwieństwie do Piotra Goćka nie uważam więc, że powinniśmy chodzić wokół partii JKM na paluszkach, a wręcz przeciwnie – sądzę, że środowisko to powinno usłyszeć o sobie parę gorzkich słów, na które od dawna zasłużyło. Korwinowców nie należy przy tym przeceniać ani upatrując w nich nadziei dla prawicy, ani mianując ich ruskimi agentami. Są oni bowiem produktem domowego wyrobu, który szuka swojego miejsca na politycznym rynku. Jeśli je znajdzie, w przypadku wejścia Kongresu Nowej Prawicy do sejmu, to stanie przed dylematem: pozostać przy pustej libertariańsko-paleokonserwatywnej retoryce, czy szukać koalicji z PiS w imię realizacji wspólnych celów prawicowego elektoratu? I ten dylemat już rozdwaja korwinowskie środowisko oraz postawę jego lidera, który się waha i doraźnie próbuje przykryć to wahanie wywoływaniem skandali.

 



Źródło: Gazeta Polska

Andrzej Waśko