Po 50 latach do Polski przyjechał król futbolu – Edson Arantes do Nascimento, czyli Pelé. Spytany, czy podoba mu się stadion Legii, na którym odbyła się wczorajsza konferencja prasowa, odpowiedział: – Na pewno wygląda lepiej niż wtedy, kiedy byłem tu poprzednio.
Kiedy był ośmioletnim chłopcem, w 1950 r. w jego ojczyźnie rozgrywano po raz pierwszy piłkarskie mistrzostwa świata. Faworyzowana Brazylia przegrała finał 1:2 z Urugwajem. 200 tys. ludzi zgromadzonych na stadionie Maracanã wychodziło ze stadionu w kompletnej ciszy.
W tym roku mundial zawita do Brazylii po raz drugi.
– Chciałbym, żeby Brazylia znów zagrała w finale, ale żeby tym razem go wygrała. Nie chcę, żeby mój syn widział, jak płaczę, tak jak ja widziałem łzy mojego ojca. Grał wtedy w piłkę w São Paulo i razem ze swoją drużyną słuchał w radiu transmisji finału. Ja razem z kolegami bawiłem się na podwórku. Kiedy wróciłem, zobaczyłem, że ojciec płacze, a wszyscy siedzą w kompletnej ciszy. W tej chwili na trzy miesiące przed mistrzostwami najlepszą piłkę grają Niemcy i Hiszpania, ale liczę, że na mistrzostwach Brazylia wzniesie się na wyżyny umiejętności – mówi legenda piłki.
Pelé wierzy, że mundial 2014 zakończy się sukcesem, choć przyznaje, że jeszcze nie wszystkie obiekty są gotowe. Zapytany, czy będąc w najlepszej w życiu formie, dałby sobie radę w piłce na najwyższym poziomie, odparł:
– A czy Beethoven grałby dzisiaj gorzej niż kiedyś? A może byłbym jeszcze lepszy, bo za moich czasów nie było kartek i napastnicy nie mieli żadnej ochrony przed brutalnymi zagraniami. Dostałem dar od Boga i dziś wykorzystałbym go tak samo jak kiedyś – zakończył król futbolu.
Więcej w "Gazecie Polskiej Codziennie".
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Artur Szczepanik