Na karę 11 lat więzienia skazał dziś Sąd Okręgowy w Gdańsku Wiktorię M. oskarżoną o zabójstwo swojej koleżanki, 17-letniej Agaty z Wejherowa. Do tragicznego zdarzenia doszło w lutym 2015 roku w Gdańsku. Według sądu, było to morderstwo zaplanowane przez ofiarę. Wyrok nie jest prawomocny.
Sąd zasądził także od oskarżonej na rzecz matki Agaty 100 tys. zadośćuczynienia. Kobieta żądała od Wiktorii M. zapłaty 250 tys. zł.
W trakcie śledztwa Wiktoria M. nie przyznała się do winy i mówiła, że była tylko biernym świadkiem samobójstwa Agaty. Według relacji oskarżonej, jej rówieśniczka, leżąc, zamachnęła się i zadała sobie nożem pojedynczy cios w okolice wątroby. Wiktoria M. twierdziła, że zabrała przedmioty osobiste koleżanki i nóż, aby ukryć fakt, że śmierć była wynikiem samobójstwa.
Śledczy brali też pod uwagę wersję samobójczą – dziewczyna szukała bowiem w internecie sposobów na pozbawienie się życia. Powodem takiego desperackiego kroku miały być problemy zdrowotne i złe relacje z matką. Badania toksykologiczne wykazały w organizmie ofiary wysokie stężenie leków, m.in. psychotropowego antydepresantu oraz środków przeciwbólowych i uspokajających. Ostatecznie, prokuratura uznała, że do śmierci dziewczyny przyczyniła się Wiktoria M.
W jawnym uzasadnieniu wyroku, choć sam proces toczył się za zamkniętymi drzwiami, sędzia Bartosz Kahsin wskazał, że "sprawa jest niespotykana w praktyce".
Strony procesu były zgodne co tego, że do 21 lutego 2015 r. (dzień poprzedzający zgon) Agata chciała umrzeć, chciała zakończyć swoje życie. Powiedziała o tym swojej najbliższej, jedynej prawdziwej przyjaciółce Wiktorii M., która okazała się tym mordercą, z którym plan śmierci był opracowany
- mówił.
Zdaniem sądu, jako wiarygodne należy uznać zeznania dwóch dziewczyn, które Wiktoria M. poznała podczas swojego pobytu w szpitalu psychiatrycznym; trafiła do niego na obserwację po zatrzymaniu przez policję. Jedna z nich powiedziała, że Wiktoria M. przyznała się jej do zabicia Agaty.
Drugiej koleżance Wiktoria M. mówiła, że Agata sama tego chciała, one się tak umówiły, że od początku miało to być morderstwo samobójcze
- wyjaśnił Bartosz Kahsin.
W ocenie sądu, Agata przygotowywała się do tej śmierci.
Wiedziała, które środki zażyć, aby obniżyć swój ból i strach. Nie ma w ocenie sądu możliwości, aby planując ukrycie swojego samobójstwa, pozostawiła tak widoczny ślad, który bez wątpienia musiał być wykryty podczas śledztwa. (...) Nic nie zostało w tym dniu pozostawione przypadkowi - dziewczyny bardzo dokładnie ustaliły i trasę i miejsce oraz to, w jaki sposób ma być zadana śmierć. Rzeczywiście było tak, że dziewczyny umówiły się od początku, że to Wiktoria zabije Agatę
- uznał sąd.
Sąd mówił też o wysokości wymierzonej kary.
Młodocianych sprawców (Wiktoria M. popełniła przestępstwo na pół roku przez 18. urodzinami) należy tak karać, aby przede wszystkim ich wychować. A więc 25 lat więzienia byłoby karą izolacyjną i niesprawiedliwą w sytuacji, gdy do zbrodni doszło na życzenie i zgodnie z planem ofiary
- wytłumaczył sąd.
Obrońca oskarżonej Dariusz Strzelecki zapowiedział, że najprawdopodobniej złoży apelację od wyroku. W jego ocenie, nie ma bezpośredniego dowodu winy Wiktorii M.
Sąd jednak na podstawie różnego rodzaju dowodów i zeznań dwóch świadków, ustalił, że doszło do zabójstwa na życzenie
– powiedział dziennikarzom adwokat, który w mowie końcowej wnosił o uniewinnienie oskarżonej.
Zadowolona z wyroku była prokurator Agnieszka Nickel-Rogowska.
Sąd podzielił pogląd prokuratury co do sprawstwa najcięższego przestępstwa - zbrodni. W swoich rozważaniach poszedł nawet nieco dalej, uznając, że zarówno oskarżona Wiktoria M., jak i ofiara Agata od początku umówiły się, co do tego, że zostanie popełnione zabójstwo
– powiedziała dziennikarzom.
Prokuratura domagała się bowiem dla Wiktorii M. 15 lat więzienia.
Na ławie oskarżonych w tym procesie zasiadała też Aleksandra L., koleżanka Wiktorii M., która według prokuratury miała utrudniać śledztwo zapewniając jej fałszywe alibi. Sąd wymierzył jej karę jednego roku więzienia w zawieszeniu na cztery lata.
Agata uczyła się w liceum w Wejherowie. Była wolontariuszką w hospicjum. W dniu, w który straciła życie, była na otwartym wykładzie chemii na Uniwersytecie Gdańskim i rowerowej przejażdżce po Gdańsku. Na ciało dziewczyny leżące w krzakach natrafił przypadkowo spacerowicz z psem.