Ustawa o związkach partnerskich staje się kością w gardle koalicji 13 grudnia. PSL mówi "nie" wprowadzaniu przywilejów dla par jednopłciowych, choć kolejne "ministry" publicznie naciskają na ludowców. "Premierowi bardzo zależy na ustawie o związkach partnerskich, ale żeby związki partnerskie były przegłosowane, a tym bardziej, żeby to był projekt rządowy, no to musi być zgoda wszystkich koalicjantów" - opowiadała dziś w TVP Info Marzena Okła-Drewnowicz, minister ds. polityki senioralnej w rządzie Donalda Tuska.
"Związki partnerskie są czymś oczywistym. Premierowi bardzo zależy na ustawie o związkach partnerskich. Jestem też członkiem rządu i wiem, że na ten temat rozmawiamy i są to rozmowy poważne. Natomiast koalicja 15 października składa się tak naprawdę z kilku ugrupowań i żeby związki partnerskie były przegłosowane, a tym bardziej, żeby to był projekt rządowy, no to musi być zgoda wszystkich koalicjantów"
I zapewniała, że gdyby Koalicja Obywatelska miała większość, to już by związki partnerskie wprowadziła. Kolejny kamień w opierający się lewackim pomysłom PSL rzuciła wczoraj w Polsat News minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska.
"Co do zasady popieram związki partnerskie od wielu lat i będę głosowała za ustawą, zresztą jak cały nasz klub. Nie słyszałam nigdy nikogo, kto by powiedział, że jest przeciwko ustawie o związkach partnerskich [w Polsce 2050]
Najmocniejsze działa na ludowców wytacza Lewica, która wszelkimi sposobami próbuje zmusić PSL do poparcia związków partnerskich. Z wicepremierem, szefem PSL Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem najpierw spierała się o to przewodnicząca klubu parlamentarnego Lewicy Anna Maria Żukowska, a potem do akcji wkroczyła minister ds. równości Katarzyna Kotula.
Z ustaleń mediów wynika jednak, że rozmowy Kotuli i Kosiniaka-Kamysza nie przyniosły przełomu, a prezes PSL - jak rzadko - mówi w tym przypadku konsekwentne "nie".