Nigdy, w żadnej kryzysowej sytuacji, polscy rolnicy nie otrzymali tak znaczącej pomocy – podkreśla w wywiadzie dla Niezalezna.pl Komisarz Unii Europejskiej ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski. Polityk komentuje w ten sposób działania polskich władz i KE w obliczu kryzysu zbożowego. Zdaniem naszego rozmówcy, „mówienie o bezczynności Komisji Europejskiej jest wbrew faktom”, a jej działania „były natychmiastowe”.
Przemysław Obłuski: - Niewielu obserwatorów spodziewało się tak życzliwego i pełnego zrozumienia podejścia KE do problemów wywołanych napływem ukraińskiego zboża do UE, w szczególności do tzw. państw frontowych Wspólnoty. Co zdecydowało o stanowisku wyrażonym wczoraj w liście Ursuli von der Leyen do sygnatariuszy listu przywódców pięciu państw UE (Polski, Węgier, Rumunii, Bułgarii i Słowacji), którzy domagali się interwencji?
Komisarz Unii Europejskiej ds. rolnictwa, Janusz Wojciechowski: - Co ostatecznie zadecydowało – nie wiem, ale sądzę, że argumenty. Ja bardzo zabiegałem o pozytywną odpowiedź w tej sprawie. List pięciu premierów, premiera Morawieckiego i pozostałych [Polski, Węgier, Rumunii, Bułgarii i Słowacji, wystosowany do KE pod koniec marca b.r.-red.] to był taki pierwszy mocny sygnał, że nie wystarczy sama pomoc finansowa dla rolników dotkniętych skutkami tego wysokiego importu, ale, że trzeba jednak ten import ograniczyć. I stąd jest taka otwartość Komisji i myślę, że to jest dobra informacja, bo ograniczenie, czy właściwie zakaz importu tych czterech głównych produktów, które w przypadku Polski mają znaczenie, czyli kukurydzy, rzepaku, pszenicy, a także oleju słonecznikowego (tu raczej Bułgaria i Rumunia miały problem) jest daleko idącym wyjściem naprzeciw postulatom Polski wspieranej przez inne kraje.
- Czy stanowisko wyrażone w tym liście oznacza koniec problemów dla polskich rolników (bo przecież nie chodzi wyłącznie o zboże), a jeśli nie, to co musi się jeszcze wydarzyć, aby zażegnać te problemy?
- Ja wierzę głęboko, że decyzja o zakazie importu do krajów przygranicznych rozwiąże ten kryzys zbożowy i on się już nie powtórzy. Trzeba widzieć, jaka jest sytuacja na Ukrainie; tam drastycznie spadły zbiory, prawie o połowę. Część Ukrainy jest okupowana, w pozostałej części są mniejsze zasiewy i mniejsze plony w związku z tym, więc takiej presji eksportowej na Polskę już nie będzie. Myślę, że to przynajmniej ze zbożami powinno rozwiązać problem, natomiast na zbożach się nie kończy, bo jest jeszcze kwestia mięsa drobiowego, jajek. W tym zakresie Komisja podejmuje procedurę w ramach tzw. klauzuli bezpieczeństwa, która jest zawarta w rozporządzeniu o wolnym handlu z Ukrainą.
Stąd w początkowym okresie tego kryzysu postawiliśmy głównie na wspieranie rolników. Przypomnę, że polscy rolnicy w różnych formach otrzymali lub otrzymają (bo niektóre formy pomocy są jeszcze w toku) ponad 5 mld zł.
Obecnie jest pomoc zbożowa, to jest 600 mln zł i tzw. rezerwa kryzysowa, po którą sięgamy już trzeci raz w przypadku Polski. Ta pomoc jest znacząca, ale sama pomoc materialna nie wystarcza, więc trzeba też przerwać ten nadmierny import i dać możliwość polskim rolnikom, żeby zbywali swoją produkcję bez takich problemów, jakie są dzisiaj.
- Jak pan ocenia sposób postępowania polskich władz? Mam tu na myśli równoległe niemalże działania na poziomie KE, czyli wspomnianą inicjatywę wystosowania do Komisji listu w tej sprawie, której pomysłodawcą był premier Morawiecki oraz wprowadzenie wewnętrznych ekstraordynaryjnych regulacji dotyczących importu i tranzytu ukraińskiego zboża?
- Ja nie widzę żadnych błędów i myślę, że działania polskich władz były prawidłowe. Polska zwracała się o pomoc dla rolników w ramach rezerwy kryzysowej, a wtedy, kiedy sytuacja okazała się rzeczywiście trudna, polskie władze wprowadziły ograniczenia [wwozu i tranzytu ukraińskiego zboża-red.]. Oczywiście, jeżeli one mają być skuteczne, muszą być uzgodnione z Komisją Europejską. To się dzieje w tej chwili, więc myślę, że to jest prawidłowe postępowanie.
- Po wprowadzeniu wspomnianych regulacji ze strony opozycji pojawiły się głosy mówiące wręcz o wyprowadzaniu Polski z Unii Europejskiej, bo – jak twierdzono – stanowiły one złamanie zasad wolnego wspólnotowego rynku.
- W Komisji Europejskiej nie jest to tak odbierane. Myślę, że ten ruch spowodował, że uaktywniły się inne kraje i po prostu zaczęło się rozwiązywanie tego problemu na poziomie europejskim i sądzę, że zakończy się to dobrymi konkluzjami. Ważne też, żeby to były decyzje do przyjęcia przez Ukrainę i właśnie wszystko w tym kierunku zmierza. Przecież wspieramy Ukrainę, wsparcie dla tego kraju to jest polska racja stanu, a wolny handel z Ukrainą to polska gospodarcza racja stanu. Jak wcześniej wspomniałem, bardzo duże nadwyżki handlowe są ogromnym atutem dla polskiej gospodarki, tylko trzeba rolnikom pomagać, bo niektóre sektory rolnictwa rzeczywiście mogły na tym stracić.
- To, że zamieszanie z importem ukraińskiego zboża, które – jak słyszeliśmy – miało być przeznaczone dla krajów afrykańskich było skutkiem niedostatecznych uregulowań prawnych i pewnych rzeczy nie przewidziano - to fakt, który potwierdziła wczoraj sama KE. Pan Kosiniak-Kamysz skierował w tym kontekście słowa krytyki pod adresem polskiego rządu, a także i pod pana adresem. Czy można w związku z tym mówić o czyjejś winie, a jeśli tak, to kto w tej sprawie zawinił?
- W trakcie tego kryzysu zmieniały się okoliczności. Pamiętajmy, Polska jest krajem przyfrontowym, toczy się wojna. Na początku wyglądało to tak, że chodzi głównie o tranzyt przez Polskę, że zboże będzie przejeżdżać tranzytem do innych państw. W sierpniu zostało jednak zawarte porozumienie, które otworzyło drogę przez Morze Czarne i ta potrzeba tranzytu w przypadku Polski ustała; Polska przecież nie leży na trasie tranzytowej do Afryki na przykład.
Warto o tym pamiętać, bo mówi się, że to Komisja Europejska to wprowadziła. To nie Komisja, tylko Unia Europejska, głosami państw członkowskich, głosami Parlamentu Europejskiego. To był świadomy wybór polityczny i on niósł pewne konsekwencje. Tą konsekwencją był wzrost importu we wszystkich krajach przygranicznych, bo przecież ten problem nie dotyczy tylko Polski. Komisja Europejska reagowała. Pierwszy komunikat dotyczący wspierania gospodarki, w tym rolnictwa, w związku z wojną na Ukrainie był w marcu 2022 r. To wtedy wprowadzono możliwość pomocy publicznej także dla rolników. Ja mocno zabiegałem o to, żeby rolnictwo włączyć w ten system pomocy publicznej, bo funkcjonował taki pogląd, że rolnictwo ma wspólną politykę rolną i nie jest mu potrzebna jakaś dodatkowa pomoc publiczna, ale to zostało wprowadzone na wyraźne moje wręcz żądanie. I dzięki temu możliwa była pomoc nawozowa. Na początku tego kryzysu problemem były wysokie ceny nawozów, a dzięki naszym działaniom te ceny spadły do akceptowalnego dla rolników poziomu. W drugiej fazie kryzysu pojawił się problem obniżki cen zbóż i także nastąpiła reakcja.