Podczas drugiej II tury wyborów prezydenckich na Ukrainie frekwencja wyborcza w ambasadzie Ukrainy w Warszawie była zdecydowanie wyższa niż przed dwoma tygodniami. W stosunku do I tury frekwencja była wyższa o 60 proc. - powiedział dziś sekretarz komisji wyborczej Aleksander Pustowyj.
W II turze wyborów o stanowisko prezydenta Ukrainy walczą: showman i producent telewizyjny Wołodymyr Zełenski oraz urzędujący szef państwa Petro Poroszenko. Według danych na godzinę 15 (14 w Polsce) jakie przekazała Centralna Komisja Wyborcza w Kijowie na Ukrainie głos oddało 45,2 procent uprawnionych.
Jak powiedział Pustowyj, na liście uprawnionych do głosowania w warszawskiej ambasadzie jest nieco ponad 18 tys. wyborców. Do godziny 15 swój głos oddało 3422 wyborców, czyli 20 proc. uprawnionych. Ukraińcy w Polsce mogą głosować w czterech okręgach przy ukraińskich placówkach dyplomatycznych - konsulatach w Lublinie, Krakowie i Gdańsku oraz w ambasadzie w Warszawie.
Pustowyj zwrócił uwagę, że liczba nieco ponad 18 tys. uprawnionych do głosowania „to nic” w porównaniu z liczbą Ukraińców przebywających na Mazowszu, lecz żeby móc tu zagłosować, trzeba przejść dość czasochłonną i skomplikowaną procedurę.
У Варшаві утворилась величезна черга на виборчій дільниці pic.twitter.com/oSrbiejNNZ
— Ukrinform (@UKRINFORM) 21 kwietnia 2019
Procedura nie zniechęciła 20-letniej Wiktorii z Kijowa studiującej na SGH, która w dzisiejsze popołudnie przyszła w Aleje Szucha w Warszawie, gdzie mieści się ambasada Ukrainy.
Wiktoria powiedziała, że choć „raczej” nie zamierza wrócić do ojczyzny, to przejmuje ją to, co się dzieje w jej kraju. - Moja rodzina została na Ukrainie, moi znajomi - zaznaczyła. Na pytanie, co by się musiało zmienić by rozważyła powrót odpowiada bez namysłu: „możliwości musiałyby się zmienić”. - Tu, w Polsce mogę dostać pracę w jakiejś korporacji, bez żadnych znajomości. Idę, sprawdzają mnie i mam zatrudnienie. Na Ukrainie to niemożliwe – przekonuje.
Para w średnim wieku fotografuje się po wyjściu z lokalu wyborczego. - To dla rodziny - mówi Olga ze Stanisławowa, mieszkająca od pięciu lat w Polsce.
Na pytanie dlaczego przeszła całą skomplikowaną procedurę rejestracji w komisji wyborczej w Warszawie, odpowiada, że to jej obywatelski obowiązek. - Choć pięć lat temu przyjechaliśmy do Polski, gdzie mamy karty stałego pobytu, to jesteśmy przecież obywatelami Ukrainy i Ukraina została w naszym sercu. Nie jest nam obojętne co się tam dzieje. Została tam część rodziny, chcemy by żyli w dobrych warunkach, by mieli takie życie na jakie zasługują - powiedziała Olga.
Towarzyszący Oldze Andrzej podkreśla, że „Ukraina zasługuje na to, by tam wreszcie działo się lepiej”. - Ile już lat walczy o swoją niepodległość, ale nie papierową tylko prawdziwą, co znaczy, że rządzi się sama i czuje się wolna. Nie chcemy dopuścić do Ukrainy Moskwy, bo jeśli Moskwa sięgnie po Ukrainę, to wkrótce potem sięgnie po Polskę - dodał. Obydwoje są zaskoczeni, że do rozgrywki z urzędującym prezydentem stanął Wołodymyr Zełenski. - Rządzenie to nie show ani kino. To poważna sprawa, my w tym show nie chcemy uczestniczyć - deklarują.
58-letnia Olena, która od 15 lat sprząta warszawskie mieszkania, choć w Polsce czuje się bardziej u siebie niż w swej wsi pod Równem, również podkreśla, że głosowanie to jej obywatelski obowiązek. - Na Ukrainie nie mam już bliższej rodziny, córka mieszka w Niemczech rodzice i rodzeństwo pomarli. Ale zależy mi na tym, by w moim kraju zrobiło się lepiej, może na starość - jak już trochę zarobię - mogłabym tam wrócić. Dom bym wyremontowała, może jakiś biznes otworzyła. Ale do tego musi być zmiana. Może ten Zełenski coś zrobi, jest nowy nieskorumpowany - przekonuje.