Poseł Paweł Jabłoński poinformował dziś w mediach społecznościowych, że otrzymał odpowiedź na interpelację poselską ws. postępów budowy Tarczy Wschód. Informacje zawarte w dokumencie, podpisanym elektronicznie przez wiceszefa MON, Pawła Bejdę, nie napawają przesadnym optymizmem i przeczą oficjalnej narracji o intensyfikacji prac związanych z budową umocnień na naszej wschodniej granicy.
Trochę mało jak na prawie rok
W 2024 r. na realizację „Narodowego Program Odstraszania i Obrony – Tarcza Wschód” (Program Tarcza Wschód) z budżetu MON wydatkowano ok. 210 mln zł, natomiast w 2025 r. po stronie budżetu resortu obrony narodowej zaplanowano środki finansowe w wysokości 500 mln zł. W odniesieniu do wykonanych prac w ramach Programu Tarcza Wschód informuję, że w 2024 r. przeprowadzono pogłębioną analizę terenową (rekonesanse) i opracowano koncepcję operacyjnego przygotowania terenu. Pozyskano pod rozbudowę inżynieryjną część nieruchomości przy granicy, gdzie są wykonywane pierwsze modelowe odcinki umocnień fortyfikacyjnych w trzech wytypowanych lokalizacjach. W 2025 r. prace związane z wykonaniem umocnień będą kontynuowane oraz uzupełnianie o dodatkowe lokalizacje – czytamy w dokumencie.
"Przyszła wreszcie odpowiedz nt. postępów budowy „Tarczy Wschód”. Całe trzy akapity. Przez rok ci dyletanci nie zrobili praktycznie nic! To znaczy, przepraszam: „przeprowadzono analizę” i „opracowano koncepcję”. Ręce opadają" – skomentował poseł PiS w social-mediach.
Ładnie na papierze
„Tarcza Wschód” to zaplanowany na lata 2024 - 2028 projekt wzmocnienia odporności Polski na ataki i wojnę hybrydową. To cały system infrastruktury obronnej, a nie tylko jednolita linia okopów, bunkrów i jeży żelbetonowych. Nie wszędzie będzie on wyglądać tak samo. Tam, gdzie jest to możliwe, będą wykorzystywane i wzmacniane istniejące naturalne przeszkody terenowe: lasy, bagna, rzeki czy skarpy. W zależności od potrzeb, będą też budowane centra logistyczne, magazyny materiałów, elementy fortyfikacji i schrony, czy system wykrywania i śledzenia dronów wykorzystujący radary, termowizję i nasłuch. Pozwoli to skutecznie zwalczać statki bezzałogowe, które jak pokazuje wojna w Ukrainie są coraz powszechniej wykorzystywane – czytamy na oficjalnej stronie poświęconej temu projektowi.
Zasadniczym celem Tarczy Wschód jest odstraszanie, zbudowanie infrastruktury i zdolności, które pozwolą na wytworzenie takiej świadomości u naszych potencjalnych przeciwników, żeby nikt nie ważył się zaatakować Polski, a w przypadku skrajnie czarnego scenariusza Tarcza Wschód ma pozwolić na odepchnięcie wroga, niedopuszczenie go na terytorium Polski. I dlatego program ten ma strategiczne znaczenie.
– mówił w lipcu ub.r. Cezary Tomczyk, sekretarz stanu w MON.
Tarcza Wschód to propagandowa wydmuszka. Mija niemal rok, odkąd Donald Tusk ogłosił ten projekt, a dotychczasowe działania w tej kwestii sprowadzają się do trzech akapitów. Rząd zmarnował ten czas.
– komentuje w rozmowie z portalem Niezależna.pl poseł Paweł Jabłoński (PiS).
Mamy też potężny problem z wykonywaniem działań wewnątrz ministerstw. Zespół Sterujący (pełna nazwa to Zespół Sterujący do spraw "Narodowego Programu Odstraszania i Obrony - Tarcza Wschód" – red.) zebrał się dopiero w styczniu. Nie działają żadne grupy, które mają zajmować się realną pracą. Jest za to propaganda i zasłona dymna dla braku działań rządu.
– dodaje nasz rozmówca.
Polska musi mieć zdolności do tego, by bronić się przed Rosją i Białorusią. Tymczasem minęło 11 miesięcy od ogłoszenia przez rząd Donalda Tuska programu "Tarcza Wschód", a dotychczasowe działania w tej kwestii sprowadzają się do trzech akapitów. To jawne obniżanie zdolności polskiego bezpieczeństwa, co powinno skutkować dymisją kierownictwa MON. Jeżeli przez blisko rok nie zrobili nic, to po co oni tam w ogóle są?
– uzupełnia.
Obawiam się, że kolejne miesiące będą wyglądały podobnie. Rząd zajmuje się głównie propagandą, kontrolami, audytami, polowaniem politycznym, prześladowaniem przeciwników politycznych i straszeniem prokuraturą. Realnych działań nie ma. Tłumaczenie jest proste – albo nie potrafią, albo nie chcą tego robić – uważa były wiceszef MSZ.
Do MON wrócili emerytowani generałowie, w przeszłości związani z Rosją, część z nich studiowała w Moskwie. Ci ludzie pałają do Rosji sympatią. Teraz to ukrywają, ale istnieje realna obawa, że będą prowadzić taką politykę, żeby wcale się przed Rosją nie bronić, a wręcz przeciwnie: zbliżać się do niej.
– kończy.